Benedict Cumberbatch to aktorska bestia, choć ostatnimi czasy nie za bardzo ma szansę to udowodnić. Owszem, był „Sherlock”, „Szpieg” czy druga część zrebootowanego „Star Treka”, ale chciałoby się czegoś więcej, jakiejś zmiany. Tą przyniósł zrealizowany w 2018 przez stację Showtime „Patrick Melrose” na podstawie cyklu książek Edwarda St Aubyna. Jest to historia człowieka z arystokratycznej rodziny – nałogowego ćpuna i alkoholika, naznaczonego mroczną tajemnicą oraz walczącego z demonami, których w ciągu lat zebrał bardzo wiele. Powstał mocny, poruszający serial z najlepszą rolą Brytyjczyka od dawna.
Jedną z zalet tego serialu pozostaje bardzo klimatyczna oprawa muzyczna. Napisania jej podjął się niemiecki pianista Volker Bertelmann znany bardziej jako Hauschka. Rozgłos i uwagę melomanów zwróciła jego współtworzona z Dustinem O’Halloranem ilustracja do filmu „Lion”. Od tego czasu maestro zaczął samodzielnie pisać do małego oraz dużego ekranu, coraz bardziej przebijając się do szerszego grona odbiorców.
Sama muzyka wydaje się być bardzo klasyczna w formie, zdominowana głównie przez fortepian, klawesyn czy skrzypce. Zadanie było bardzo proste: wejść w zwichrowany, mroczny umysł Patricka. Tylko, że maestro pozwala sobie na odrobinę eksperymentalnego szaleństwa, co poza ekranem sprawdza się… różnie. Ale po kolei.
Te spokojniejsze momenty oparte są głównie na grze fortepianu. Takie jest otwierający całość „David Melrose Theme”. W serialu ten temat gra ojciec Patricka (niespełniony pianista) z myślą o swoim synu. Proste, delikatne, ale eleganckie brzmienie troszkę przypomina… Yanna Tiersena z czasów „Amelii” czy „Good Bye Lenin”. Kontrastem jest drugi utwór, czyli „David Melrose – Piano Virtuoso”, który jest bardziej rozpędzony, nerwowy, impulsywny. On pokazuje tą mroczną stronę ojca-tyrana, jakiej nie chce pamiętać nasz bohater. W bardziej klasyczny ton idzie melancholijno-mroczne „Morgue”, gdzie wiolonczela z fortepianem mają za tło odbijające się echo.
Niemiec najbardziej pozwala sobie na szaleństwo w momencie, kiedy może pobawić się dźwiękiem. Zderzenie klawesynu z perkusją i elektroniką miesza momenty pogodniejsze („Running Through the Grapevine”, „Rivers of Blood”) z tymi, w których nasz protagonista przeżywa głód narkotyczny (pulsujące „First Taxi Trip”, gdzie w połowie smyczki wręcz tną, czy oniryczne „Hotel Tripping”). Być może klimatem przypomina te bardziej pokręcone fragmenty… „Sherlocka”, jednak raczej pod względem klimatu, niż użytego instrumentarium.
Niestety, są też krótsze utwory, które mogą odstraszyć swoją dziwacznością (rozstrojone „Quaaludes Hit”, „Second Taxi Trip”) i nie potrafią rozkręcić się na dobre (odbijające się echem pianino w „Back at the Drake”, pulsujące „At Loretta”, „Scorpion”). Na szczęście jest też kilka konkretnych fragmentów, jak mocno przypominające Vivaldiego „Martinis and Tartar” czy chóralne „Party Preparations” oraz „Catching Sonny”. Ten kontrast między czasem trwania a mieszaniem dźwięków może wywołać u słuchacza poważny dysonans.
Na mnie największe wrażenie zrobiło coraz bardziej nasilajace się „Come Talk to Your Dear Old Dad”, budujące poczucie zagrożenia wobec ojca, co podkreśla zwodniczość tytułu. Smyczki z każdą sekundą zaczynają nas dusić, zaś ochota wciśnięcia przewijania staje się coraz silniejsza. Im dalej w las, tym coraz mniej światła w tym świecie. Dopiero pod koniec płyty coś się zaczyna przełamywać. Mieszanka skrzypiec z klawesynem w „End Titles” czy rozpędzone, zakończone kojącym solo fortepianu „It’s Amitriptyline”, dodają pewną nadzieję, że może coś się zmieni.
Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, iż muzyka do „Patricka Melrose’a” jest trochę jak nasz bohater. Jest w niej coś dobrego na zawnątrz i może się podobać, ale gdy przyjrzymy się głębiej, dostrzeżemy chaos oraz niemal wszystko w rozsypce. Do takiego serialu pasuje w sam raz, choć wydanie płytowe cierpi na syndrom strasznie krótkich utworów. Niemniej przy odrobinie cierpliwości można z tego coś ciekawego wyłuskać. Trójka z plusikiem.
0 komentarzy