„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”. Ale już w 1981 roku, kiedy sprawa była jeszcze świeża reżyser Janusz Kidawa podjął się próby rekonstrukcji w oparciu o akta sprawy. Tak powstał film „Anna i wampir”, która mimo lat pozostaje zaskakująco porządnym kawałkiem kina.
Tym bardziej zaskakuje muzyka, za którą odpowiada Henryk Kuźniak. Maestro pracował wcześniej z reżyserem przy dokumencie „Hałdy” z 1962 roku. Jednak w międzyczasie zdążył tworzyć interesujące ilustracje m.in. do filmów „Dzięcioł”, „Na wylot”, „W środku lata” czy serialu „Parada oszustów”. W tym samym roku, co „Anna” Kuźniak napisał muzykę do kultowego „Vabank”, czyli najbardziej rozpoznawalnego tytułu w swojej filmografii.
Do filmu Kidawy maestro podszedł inaczej, wykorzystując wiedzę nabytą podczas stażu u Pierre’a Schaeffera – twórcy muzyki konkretnej. Polegała ona na mieszaniu żywych instrumentów z użycie realnych dźwięków (m. in. odgłosów przyrody, odgłosów fabrycznych, głosów ludzkich), które następnie preparowano i miksowano. Dlatego przy „Annie” maestro wykorzystał bardzo skromne instrumentarium (harfa, perkusjonalia, wiolonczela i cztery instrumenty klawiszowe: fortepian, Fender Rhodes, organy Hammonda, syntezator), a następnie nagrane utwory zostały poddane modyfikacjom w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia pod nadzorem Eugeniusza Rudnika.
Efektem jest jedna z najbardziej awangardowych i nieoczywistych ścieżek dźwiękowych w polskim kinie. W zasadzie jest to niemal czysty sound design w czasach, gdy jeszcze nie był u nas znany ambient oraz industrial. Teoretycznie powinna to być muzyka ciężkostrawna poza ekranowym kontekstem, pozbawiona bazy melodyjnej i skupiona bardziej na budowaniu atmosfery. Poniekąd tak tutaj jest.
Jedynym tematem obecnym tutaj jest związany z prowadzącym śledztwo kapitanem Jaksą. Pojawiający się pierwszy raz w „Tropicielu (I)” grany przez ciepłe dźwięki Hammonda, jednak tło tej melodii przygrywa niepokojącymi dźwiękami syntezatorów. W drugiej połowie motyw zapętla się, a do gry wkraczają talerze perkusyjne i elektronika przejmuje temat, niejako grając równolegle z Hammondami. Ale już w „Tropicielu (II)” temat ten grany jest przez harfę, jeszcze bardziej zmieniając ton.
Przez większość score’u motyw ten pojawia się we fragmentach (nawet nakładając się na siebie), jednak większość to eksperymentalna zabawa dźwiękami. Nagłe wejścia syntezatorów, odbijający się jak echo dźwięk niczym EKG (niemal horrorowa „Kroplówka” czy „Mgła”), odgłos zardzewiałych drzwi, spreparowany fortepian, bardzo nerwowa wiolonczela („Zasadzki”). To wszystko świetnie na ekranie buduje atmosferę niepewności, osaczenia. Problem w tym, że całość zlewa się ze sobą w jedną mieszaninę dźwięków, przez co ciężko utwory odróżnić od siebie.
Pewnym bonusem jest coś na kształt suity w „In Memoriam – Anna i…”, który powstał w… 2022 roku. Jak to możliwe? Otóż nagrania powstałe dla filmu zostały ponownie przetworzone elektroakustycznie, tym razem z użyciem obecnych technik obróbki dźwięku. Efekt jest zaskakująco strawny, zważywszy na czas trwania (ponad 11 minut).
„Anna i wampir” spodobają się przede wszystkim fanom muzyki eksperymentalnej, mającej na celu budowanie atmosfery. Kuźniak nie idzie tutaj na żadne kompromisy, co zdecydowanie sprawdza się na ekranie. Poza nim może wywołać znużenie i zmęczenie powtarzalnymi plamami dźwiękowymi. Jedno można jednak przyznać bez cienia wątpliwości: czegoś takiego na naszym podwórku jeszcze nie było. Jeśli macie otwartą głowę, dajcie tej muzyce szanse. Ode mnie aż 3,5 nutki.
0 komentarzy