„Kapitan Majtas” to animacja będąca jednocześnie pastiszem kina superbohaterskiego i satyrą na szkołę. Potrzebował takiego kompozytora, który odnajdzie się w tej zwariowanej, wesołej stylistyce. Wybrany został Theodore Shapiro, posiadający skromne doświadczenie w kwestii animacji („Piraci!” studia Aardman), ale w parodii to prawdziwy macher. Wystarczy wspomnieć takie filmy jak „Dodgeball”, „Jaja w tropikach” czy „Agentka”. Ale film superbohaterski to troszkę inna para kaloszy. Efekt zaskoczył jednak wszystkich.
Całość oparta jest na trzech tematach, które przewijają się bardzo często, lecz ich spora obecność nie psuje przyjemności z odsłuchu. Na początek idzie obecny niemal w każdym utworze motyw Kapitana Majtasa, który musi być heroiczny, nawet jeśli bohater jest bardzo niepoważny. Niby zestaw instrumentów wydaje się bardzo standardowy, czyli skrzypce, dęciaki (blaszane i drewniane), chór (poważnym tonem śpiewający „Underpants! It’s Captain Underpants”) oraz werble. Ale jakiego to ma kopa!!! W czasach smutnych, poważnych tonów, rozbuchana aranżacja (smyczki pędzące na złamanie karku, potężne strzały dęciaków oraz perkusji) bardzo mocno przypomina przygodowy styl Johna Williamsa (coś pomiędzy Supermanem a Indianą Jonesem).
Ten temat pojawia się tutaj najczęściej, ale nie zawsze w całości. Jeśli szukacie tej najbardziej spektakularnej wersji, to koniecznie sięgnijcie do potężnego „A Hero Is Born”, gdzie cała orkiestra wraz z chórem rozkręca się do granic swoich możliwości; lub bardzo ciepłego „Anti-Humor Boy”, inspirowanego nieśmiertelnym „Tańcem z szablami” Arama Czachaturiana. A jest jeszcze „Carnival Connoptions” czy finałowe „The Prank for Good”.
Drugi, troszkę bardziej liryczny temat, dotyczy przyjaźni między naszymi bohaterami, czyli George’em i Haroldem. Jego pierwsze wejście, „Treehouse”, brzmi niczym pop-rockowy numer z 8-bitową elektroniką á la Mark Mothersbaugh, bujającą wokalizą oraz takim ciepłem, jakiego można się było spodziewać. Sam temat przewija się bardzo często, jednak jest tak przearanżowany, że za pierwszym razem można go nie rozpoznać (krótki fortepian, ciepła elektronika oraz niemal jazzowa perkusja). Ta zmienność podkreśla dynamikę tej relacji: od poczucia zagrożenia (przebijające się niczym echo fortepiany i oboje w dramatycznym „Annihilate the Friendship”, potężne smyczki w „Separation Anxiety”) aż po smutek (akordeonowe „Tuna Casserole” i flety w „Snooping”).
Jest jeszcze trzeci temat, dotyczący głównego antagonisty, czyli (w polskiej wersji) profesora Pofajdanka. Niby groźny, bo ma dęciaki, jednak obecność cymbałów jak w „Mad Genius Inventor” dodaje troszkę groteskowego posmaku tej postaci, która nie znosi jak ktoś się z jej nazwiska śmieje. Samo pojawienie się melodii potrafi dostarczyć radości, ale i poczucia grozy („Brain of a Child”). Bywa też iście dramatyczny (intensywne „The Nobel-Prize”), a nawet godny kina superhero (potężne „Poppypants Has No Gas”). A jeśli szukacie kopa, dostaniecie go w „Saving the Day”, gdzie tematy wrogów przeskakują się dość często.
Jeśli coś mnie najbardziej zaskoczyło w tej ilustracji, to aż trzy rzeczy: intensywność brzmienia, bardzo bogata aranżacja oraz potężna muzyka akcji. Action score czuć w każdym wejściu marszu Kapitana Majtasa, gdzie wszystkie sekcje orkiestry mają dużo roboty (zwłaszcza instrumenty dęte). Jeszcze większą niespodzianką jest właśnie dobór instrumentarium. Bo jest i banjo (początek „A Hero Is Born”), akordeon („Tuna Casserole”), klawesyn („The Nobel-Prize”), piszczałki („Comic Book Opening”, „Anti-Humor Boy”), a nawet stary, dobry theremin (lekko Elfmanowskie w duchu „Power of the Hypno Ring”). Instrumenty te dodają pracy humoru oraz dystansu, przez co świetnie się słucha muzyki poza ekranem.
Nie spodziewałem się, że kiedyś to powiem, ale „Kapitan Majtas” to najbardziej widowiskowa praca w dorobku Theodore’a Shapiro. Amerykański kompozytor po raz pierwszy od bardzo dawna (albo w ogóle) serwuje rozbudowany, troszkę staroświecki w formie score, pełen detali, energii, luzu oraz dający masę satysfakcji. I znowu maestro tworząc pastisz wypada lepiej od kompozytorów piszących bardziej na poważnie. Wystarczy czekać aż Marvel czy DC będzie chciało skorzystać z usług tego utalentowanego twórcy. A ode mnie 4,5 majtasów. Tra la laaaaaaaaaa!!!
0 komentarzy