Season 1
Seryjni mordercy przyciągają uwagę filmowców. Nikt obecnie nie zna się na tej kwestii równie dobrze jak David Fincher, co pokazały jego filmy „Siedem” i „Zodiak”. Do tego grona dołącza nakręcony dla Netfliksa serial „Mindhunter” oparty na książce Johna Douglasa (emerytowany agent specjalny FBI oraz szef Jednostki Analizy Behawioralnej) i Marka Olshakera. Opisano w niej początki tej komórki oraz przeprowadzane pod koniec lat 70. rozmowy z 36. (!!!) skazanymi seryjnymi mordercami i psychopatami. Wszystko po to, aby móc wykorzystać tą wiedzę do schwytania kolejnych zbrodniarzy, których motywy i metody działania są dla stróżów prawa niezrozumiałe. Tak jak inne produkcje Finchera (choć przy serialu pracowali też inni reżyserzy) jest to ciężkie, mroczne, niemal idące ku horrorowi kino, skupione na dialogach oraz atmosferze.
Muzyki jednak nie napisał duet Reznor/Ross, ani pracujący przy innym serialu Finchera dla potentata streamingu Jeff Beal („House of Cards”). Tutaj szansę otrzymał kompletnie nieznany w branży muzyki filmowej Jason Hill – multiinstrumentalista, kompozytor, producent muzyczny oraz wokalista rockowego zespołu Louis XIV. Pracował już z Davidem Fincherem przy „Zaginionej dziewczynie”, gdzie wyprodukował cover piosenki Charlesa Aznavoura „She”, którą wykorzystano w zwiastunie filmu. Ale jakiej estetyki i instrumentarium użył (wówczas) debiutujący kompozytor?
Bardzo klasycznego, czyli smyczków, fortepianu i odrobiny elektroniki. To otrzymujemy w temacie z czołówki, który na płycie jest wydłużony. Powolne dźwięki fortepianu, z akompaniamentem smyczków pasują do tej sceny, czyli przygotowania taśmy magnetofonowej przeplatanej przebitkami z miejsc zbrodni. To już narzuca nam ton produkcji. A że niemal w całości jest ona statyczna, to dla muzyki zostaje sporo miejsca.
Gros muzyki towarzyszy scenom rozmów z mordercami i wywołuje poczucie dyskomfortu. „Beyond the Pleasure Principle” zbudowane jest na tykającej perkusji w tle oraz szklanej harmonijce. Ta ostatnia pojawia się jeszcze w metalicznym „A Bird in a Farn”. Z kolei „Fantasies” brzmi niczym przemielone smyczki puszczone od tyłu i przypominające dźwięk… gotującego się czajnika. Pozornie spokojne, lecz bardzo intensywne „Ed Kemper’s Cage” potrafi podnieść ciśnienie osobom o słabszych nerwach. Czasem wystarczy tylko gitara zmieszana z szumami smyczków, by podbić atmosferę niepokoju. Podobnie działają odbijające się niczym echo dźwięki w „Weird Thing”.
Kontrastem dla mrocznych momentów jest „Wendy Suite”, związane z postacią doktor Carr. Ciepłe dźwięki elektroniki wnoszą światło do mrocznego świata. Przynajmniej w pierwszej części, bo w drugiej połowie dochodzi do wyciszenia, przebijają się pojedyncze dźwięki fortepianu i skrzypiec. W podobnym tonie utrzymano początek „Welcome to Nowhere”, melancholijne „From a Motel Place” oraz smyczkową pierwszą połowę „Academics”.
Jeśli jednak miałbym wskazać najbardziej niepokojący moment, bez wahania byłoby to „Rose Confession”, które opisuje scenę składania zeznań w sprawie makabrycznego morderstwa. Pozornie senna atmosfera tworzona przez klawisze zostaje brutalnie zniszczona wiolonczelą, która świdruje uszy coraz bardziej i te dwa elementy cały czas niejako „walczą” ze sobą. W okolicach 1:30 min. do gry wchodzi fortepian, wywołując drobny ferment, zaś dźwięki intensyfikują się aż do 2:44 min. Wtedy kontrolę przejmują klawisze, skręcając w bardziej „odrealnioną” sferę za pomocą dzwonków czy szklanej harfy. Świdrowanie robi krótkie uderzenie w okolicy 4:40 min., a chwilę później słychać fortepian, jednak finał wprowadza znów świdrujący ambient.
„Mindhunter” ma jednak parę momentów bardziej ilustracyjnych, które poza ekranem nie robią takiego wrażenia – głównie w środku albumu – zaś Hill parę razy sięga po zbyt podobne do siebie środki wyrazu. Niemniej jest to spójna, bardzo klimatyczna muzyka, której nie polecam słuchać w późnych godzinach nocnych. Może wtedy za mocno wejść do głowy i nie wiadomo, czym się to wszystko skończy.
0 komentarzy