Hellboy – Deluxe Edition
Kompozytor: Marco Beltrami
Rok produkcji: 2004/2016
Wytwórnia: Varese Sarabande
Czas trwania: CD1 – 63:46, CD2 – 58:36 min.

Ocena redakcji:

 

Hellboy – postać stworzona przez Mike’a Mignolę w wydawnictwie Dark Horse w 1994 roku. Syn Szatana, który miał doprowadzić do zagłady ludzkości, stał się jej sojusznikiem w walce z wszelkimi monstrami oraz postaciami z różnych mitologii. Ktoś potem doszedł do wniosku, że byłby to świetny materiał na film, który powstał ostatecznie dziesięć lat po narodzinach (anty)bohatera. Historia filmu skupiała się na Czerwonym (idealnie dobrany do roli Ron Perlman), który został przepuszczony przez portal z innego świata, by zniszczyć nasz. Miał być tajną bronią III Rzeszy, ale przejęty przez aliantów dołączył do B.P.R.D. – tajnej komórki rządowej, która walczy z siłami paranormalnymi. Lecz odpowiedzialny za portal Rasputin chce skusić Hellboya na swoją stronę, by dokonało się jego przeznaczenie.

 

Reżyser Guillermo del Toro dość wiernie trzyma się materiału źródłowego, świetnie buduje klimat oraz mitologię, historia wciąga i intryguje, zaś akcja jest satysfakcjonująca. Choć w dniu premiery „Hellboy” wyszedł na zero, z czasem zaczął zbierać wierną grupkę fanów. A jednym z mocniejszych jego punktów pozostaje muzyka.

 

beltrami-3435532-1590001091Meksykański filmowiec sięgnął tu po pomoc Marco Beltramiego, z którym pracował już wcześniej (drugi „Blade”). Mając skromne doświadczenie przy filmach superbohaterskich, maestro dostał od reżysera jedną wskazówkę: muzyka miała mieć iście operowy rozmach. Czyli w ruch poszła pełna orkiestra, chór, gitary elektryczne i elektronika, pokazując wówczas troszkę inne oblicze zamerykanizowanego Włocha, znanego głównie z horrorów. Na ekranie ilustracja wybija się z tłumu, świetnie budując mroczny klimat. Jednocześnie ma bardzo mocną, wręcz imponującą muzykę akcji.

 

Zamiast wydania podstawowego, które wyszło w okolicach premiery filmu, tutaj skupię się na pochodzącym z 2016 roku Deluxe Edition od Varese, o ograniczonym nakładzie. Ta dwupłytowa edycja może wydawać się dość niepokojąca, zwłaszcza że jest tutaj sporo underscore’u. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia tylko z klimatyczną tapetą, pełną mroku i grozy, charakterystycznej bardziej dla horroru niż kina superbohaterskiego. Tak jak film del Toro nie jest konwencjonalnym filmem o herosach, tak muzyka też musiała iść w troszkę mniej oczywistym kierunku.

 

Pod tym względem wybija się choćby temat przewodni, który jest obecny kilkakrotnie, ale w pełnej okazałości pokazuje się w… „Main Title”. To prosta, gitarowa melodia prowadzona przez bas oraz trąbkę. Wydaje się bardziej pasować do westernu (instrumentarium) czy kryminału, ale jednocześnie bardzo mocno zapada w pamięć i nierozerwalnie kojarzy się z Czerwonym. Sama kompozycja pojawia się jednak wcześniej w troszkę innej aranżacji (powolna trąbka w „Brooms Sets Up”, okraszone militarnymi werblami „Evil Doers”), stając się jednym z filarów w budowaniu tajemnicy oraz podkreślaniu walki naszego herosa z przeznaczeniem (mocarne „Aw, Crap” i „Gut Grenade” czy „Meet Hellboy”).

 

Lecz maestro nie ogranicza się tylko do tego i jest w stanie pokazać bardziej liryczne oblicze. Dotyczą one zarówno relacji Czerwonego ze swoją dziewczyną (posiadającą zdolności pirokinetyczne) Liz, jak i z przyszywanym ojcem, profesorem Broomem. Delikatne dźwięki klarnetu są przeplatane bardziej melancholijnymi smyczkami, przypisanymi temu drugiemu (zaczynające się od… thereminu „Hellboy’s Lair”, krótkie „Broom’s Fate” czy poruszające, pełne rozmachu „Fellings”). Natomiast relację z Liz najpełniej ukazuje piękne „Hellboy and Liz” oraz bardzo dramatyczne „A Hot Kiss”.

 

Kiedy ma dojść do akcji, Beltrami wytacza mocne działa, korzystając głównie ze smyczków i dęciaków, a także perkusji. „Fight” troszkę przypomina dynamiczne fragmenty drugiego „Blade'a”, tylko z bardziej rozpędzoną perkusją. Pozornie spokojne „Hellboy Meets Sam” zaczyna się od powolnego plumkania oraz pojedynczych wejść instrumentów, by dopiero pod koniec uderzyć trzaskami z dęciakami. Podobnie dynamicznie brzmi „Fight Alley”, gdzie nie brakuje szybkiego fortepianu oraz kotłów z perkusją (w połowie pojawiają się elementy motywu Czerwonego oraz on sam), lekko horrorowy walc „Fireproof” z wyciszeniem pod koniec utworu, niemal marszowe „Wake Up Dead” z chórem, czy wielokrotnie zmieniające tempo oraz skalę „Hellboy vs Sam the 2nd”.

 

hellboy-9831936-1590001788Maestro parę razy potrafi zaskoczyć utworami, które pozornie wydają się nie pasować do reszty. Takie jest łagodne „Rooftop Tango” (scena, gdy Hellboy obserwuje Liz w towarzystwie nowego agenta B.P.R.D.), oparte na solo smyczków „Tango with Milk and Cookies”, odpowiednio "niemieckie" „Kroenen’s Lied” spod znaku Wagnera oraz bardziej jazzowe „Oompa”. Brzmią one zupełnie inaczej pod względem stylistycznym, ale za to w konkretnych scenach dopasowano je idealnie i całemu dziełu dodają troszkę lekkości. Pod tym względem te fragmenciki budzą skojarzenia z kompozycjami Danny’ego Elfmana.

 

Żeby jednak nie było tak słodko, to rozszerzony „Hellboy” ma swoje wady. Nie brakuje dość krótkich fragmentów pozbawionych kontekstu poza filmem („Meeting Abe”, „It Will Be Quick”) oraz dość sporych pokładów underscore’u („Autopsy Music”, „Soul Sucker”), który jednak jest całkiem zjadliwy i pomysłowo zaaranżowany (rozpędzone „Kroenen Korner” z momentami wyciszenia lub „Sam Seen Fishsticks”).

 

Generalnie „Hellboy” to jedna z najlepszych ścieżek w dorobku Beltramiego. Klasyczne brzmienie orkiestrowe spotyka się tu z horrorowym stylem, jaki maestro stworzył jeszcze przy okazji „Krzyku”. Wydanie Deluxe pokazuje ogrom pracy kompozytora i, mimo sporego czasu trwania, nie wywołuje zmęczenia swoją posępnością oraz mrokiem. To się bardzo rzadko udaje. Z czystym sumieniem daję bardzo mocne cztery nuty.

Autor recenzji: Radosław Ostrowski
  • 1. Broom Sets Us Up
  • 2. Evil Doers
  • 3. Fight
  • 4. Meet Hellboy
  • 5. Main Title
  • 6. Snow Walkers
  • 7. Brooms Fate
  • 8. B.P.R.D.
  • 9. Meeting Abe
  • 10. Where Am I
  • 11. Hellboy’s Lair
  • 12. Hellboy Meets Sam
  • 13. Alley Fight
  • 14. Fireproof
  • 15. Hellboy Stalks Liz
  • 16. Fishsticks Flashback
  • 17. Hellboy and Liz
  • 18. Investigating Liz
  • 19. Fire in the Hole
  • 20. Pure of Heart
  • 21. For the Rotten Eggs
  • 22. John and Liz
  • 23. Sam Sees Fishsticks
  • 24. Sam Gets Ahead
  • 25. Horny
  • 26. It Will Be Quick
  • 27. Hellboy Vs. Sam the 2nd
4
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

5 komentarzy

  1. Tomasz

    Jeżeli chodzi o superhero to nie znam innej ścieżki z takim bogactwem świetnych tematów.

    Odpowiedz
  2. Al

    Czy ktoś wie gdzie można zdobyć ten album (dwupłytowy)??

    Odpowiedz
  3. Radosław Ostrowski

    Wyszło tylko 3000 sztuk. Raczej z drugiej ręki.

    Odpowiedz
  4. Al

    Skoro tak, to moim zdaniem bez sensu jest recenzowanie tej wersji soundtracku a nie wersji podstawowej, skoro wersję dwupłytową praktycznie niemożliwe jest dostać..

    Odpowiedz
  5. kefasam

    Ja bez problemu kupiłem tę płytę w 2019 ze sklepu Varese z USA – czekałem na przesyłkę (świetnie monitorowaną) przez ponad miesiąc i III RP ocliła mnie na 50 PLN, ale było WARTO

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...