Wszystko zaczęło się od „Ucznia czarnoksiężnika”. Krótkometrażowa produkcja Walta Disneya do muzyki Paula Dukasa okazała się zbyt kosztowna, by mogła samodzielnie się zwrócić. Disney postanowił więc ją rozbudować. W ten sposób powstał najniezwyklejszy bodaj projekt w dziejach animacji – seria krótkich filmów stworzonych jako ilustracje utworów muzyki poważnej.
Sala koncertowa jest naturalnym środowiskiem dla „Fantazji”. Co prawda współcześnie kina dysponują doskonałą techniką odtwarzania dźwięku, ale chodzi o coś jeszcze. Jest to dzieło o ewidentnym rysie edukacyjnym, którego cudownym dopełnieniem jest kontakt z żywą orkiestrą, dla najmłodszych widzów/słuchaczy być może pierwszy w życiu.
Dlatego koncertowe widowisko „Fantazja”, które odbyło się w Sali Kongresowej w Warszawie, stanowiło nie tylko rodzaj filmowego seansu z muzyką na żywo, ale środowisko, w którym ta produkcja nabiera dodatkowego smaku i sensu. Ze względu na obecność orkiestry staje się czymś więcej niż pokazem filmowym, ze względu na wyświetlane obrazy – czymś więcej niż koncertem. „Fantazja” większą wagę przywiązuje przy tym do muzyki. To ona stała się inspiracją dla wizjonerskich animacji, punktem wyjścia całego widowiska.
Słuchacze w Warszawie mieli przy tym przyjemność obcowania z jedną z najlepszych polskich orkiestr. Sinfonia Varsovia pod batutą Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego grała z rozkoszną elegancją, wydobywając ożywczą energię z „Toccaty i fugi d-moll” Jana Sebastiana Bacha oraz „Ucznia czarnoksiężnika”, subtelność i moc z fragmentów VI Symfonii Ludwika van Beethovena, magiczną wielobarwność z suity z „Dziadka do orzechów” Piotra Czajkowskiego. Wreszcie cudownie połączyła mroczną siłę „Nocy na Łysej Górze” Modesta Musorgskiego z olśniewającą łagodnym blaskiem pieśnią „Ave Maria” Franciszka Schuberta. Finał opierający się na tych dwóch utworach, to zresztą najbardziej poruszająca część całej produkcji.
Jak pewnie zauważy czujny czytelnik, nie jest to pełna „Fantazja”, ale z przyczyn praktycznych nie mogła zostać przedstawiona w pełnym kształcie. Oczekiwanie, by najmłodsze dzieciaki wysiedziały na koncercie około dwóch godzin, byłoby i naiwne, i nierozsądne. Nawet w przyjętej formule – nieco ponad godziny – okazało się to dla niektórych małych melomanów dość trudne. Inna sprawa, że koncert stworzony z myślą o dzieciach, który odbywa się o godzinie 19, nie jest chyba najszczęśliwszym pomysłem.
Zwłaszcza, iż przeszło siedemdziesięcioletnie disnejowskie animacje nie maja już tak wielkiej siły wyrazu, by utrzymać dzieciaki nieruchomo w fotelach. Poza „Uczniem czarnoksiężnika” nie są to mini-fabuły, ale raczej wizualne impresje, których forma może dziś wydawać się nieco archaiczna. Wciąż stanowią przy tym popis wizualnej wyobraźni i mają szczególny, staroświecki wdzięk, niedostępny współczesnym animacjom. Z pewnym żalem przyjąłem przy tym fakt, iż w skróconej „Fantazji”zabrakło miejsca na słynny, cudownie komiczny taniec hipopotamów z krokodylami.
Jest on jeszcze jednym dowodem, jak niezwykłym, szalonym źródłem inspiracji może być muzyka. Tytuł „Fantazja” nie jest tylko efektownym zabiegiem. Produkcja ta stanowi popis zarówno fantazji, jak i fantazyjności. Przypomina też, że tworzenie muzyki pod film jest tylko jedną formą połączenia obrazu i dźwięku, drugą – niemniej istotną – jest tworzenie filmu pod muzykę, co może prowadzić do magicznych efektów. Nigdzie nie objawią się one jednak tak mocno, jak na sali koncertowej z żywą, fantastyczną orkiestrą. Pokazanie „Fantazji” w tej formie jest strzałem w dziesiątkę, zachwycającym festiwalem obrazu i dźwięku, absolutnie nie do przecenienia.
Autor relacji: Jan Bliźniak
Zdjęcia: Trinity Entertainment
0 komentarzy