Hans Zimmer, Dario Marianelli, Elliot Goldenthal, Patrick Doyle – tylu znakomitości w trakcie jednego Festiwalu Muzyki Filmowej nie było. Głównie dlatego tegoroczna edycja wzbudzała wiele emocji, jeszcze zanim się rozpoczęła. Ekscytacja trwała jednak także po jej zakończeniu. Dlatego nie mogliśmy stworzyć po prostu kolejnego suchego sprawozdania. Zdecydowaliśmy się na dyskusję, która znacznie lepiej oddaje intensywność niezwykłego przeżycia, jakim był 7. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie.
Zacznijmy od początku… Kto co widział? |
||
Ja widziałem wszystkie koncerty główne, plus chyba jako jedyny Bolka i Lolka. |
||
Ooo! Opowiedz o Bolku i Lolku. |
||
Dawno, dawno temu, bo w 1963 roku, w moim rodzinnym mieście, Bielsku-Białej powstała, bez przesady powiedziawszy, najbardziej ukochana polska bajka ever. Bolek i Lolek. Który jest który, tego nigdy nie mogę zapamiętać. |
||
Lolek jest mały. |
||
Czy koncert podobał Ci się, kolego Damianie i co z niego wyniosłeś (prócz krzeseł)? |
||
Koncert był świetną moją osobistą inauguracją FMF-u – odbywał się jeszcze przed konferencją prasową. |
||
Dlatego na nim nie byłem 🙁 Ale co się tam w ogóle działo? Dużo dzieci? |
||
Dzieci cała masa. Klaskały za każdym razem, kiedy tylko orkiestra grała motyw z czołówki. |
||
Ale w ogóle to fajny pomysł, że FMF znowu miał jakąś propozycję dla młodszych słuchaczy. Wychowuje sobie widownię. |
||
Koncert polegał na tym, że były po prostu odcinki kreskówki i do tego orkiestra grała na żywo. Ale najlepsze w tym było to, że nie tylko grała, ale też naśladowała dźwięki – ta robota przypadła głównie sekcji perkusyjnej. Podkładali dźwięki typu: pukanie do drzwi, tłuczenie garnków, świsty, gwizdy, trzaski i tego typu sprawy. Nawet chlapanie wody robili. |
||
Ej, to superowe. |
||
Ale to jeszcze nie wszystko. Musieli też podkładać głosy Bolka i Lolka. Jak wiadomo dialogów w bajce nie ma, ale już jakieś okrzyki, śmiech, płacz czy cokolwiek istotniejszego trzeba było udawać. Najzabawniej było jak udawali zwierzęta. Były: pies, byk, kot, kurczaki, kogut, rekin, wilk, żaby, koń i ptaki… |
||
Jakie odgłosy wydaje rekin? 😉 |
||
<shark, shark!> |
||
On po prostu warczał, można go podpiąć pod psa… tyle, że ze wścieklizną. |
||
Rekiny nie warczą. |
||
Ale w bajkach warczą! |
||
„Ta-ta, ta-ta, ta-ta, ta-ta, ta-ta”… Ja bym tak udawał rekina. |
||
Cóż, Bolek i Lolek byli przed „Szczękami”. |
||
Długi ten koncert pewnie nie był z uwagi na maluczkich? |
||
Około godziny z kwadransem, bisów nie było. |
||
Damian pewnikiem potem pobrykał od razu na konferencję, pojeść torcik? W sumie to pierwszy torcik, jaki przegapiłem w ciągu tych 7 lat 🙁 |
||
Torcik wizualnie był bardzo piękny. Smakowo nie powiem, nie jadłem. |
||
Pamiętam, że w poprzednich latach zawsze to się łączyło z takim Q&A, w tym też? |
||
Na otwarcie się przychodzi nie po to żeby słuchać, czy się podniecać torcikiem – to jest po prostu, jak wystrzał z pistoletu sędziego na starcie. Widzisz te same twarze, co przez ostatnie 7 lat przy tej samej okazji i cieszysz się chwilą i tym, że to trwa już tyle… |
A co sądzicie o pierwszym koncercie: „Kon-Tiki”? |
||
W mojej ocenie był słabym pomysłem w ogóle. To nie jest muzyka na koncert. |
||
Na suitę owszem. Akurat tyle jest muzyki w filmie. |
||
Dokładnie. Dyrygent stał bezczynnie, a na muzykę nie zwracałem uwagi. |
||
Ale jako, że primo – muzykę lubię, a drugie primo – film oglądałem pierwszy raz, więc mnie zaangażował. To był udany wieczór. |
||
W sumie tuż po koncercie miałem podobne wrażenia, ale trzeba przyznać, że była to dobra przeciwwaga dla rozbuchanego „Gladiatora”, a i muzyka jest dobrze wyeksponowana w samym filmie. Całość sprawiała magiczne wrażenie miejscami. |
||
Na mnie film zrobił umiarkowane wrażenie, wydawał mi się sztampowy. Doceniam jednak myśl, żeby pokazywać też coś poza hollywoodzkimi superprodukcjami. |
||
Zgodzę się – film od linijki, ale jednak z muzyką robił fajne połączenie. No i parę dni temu wyjaśniło się, czemu akurat to – w tym roku była setna rocznica urodzin Thora Heyerdahla. |
||
Mnie jeszcze wtedy nie było, ale z tego, co puszczali podczas spotkania z kompozytorem, Johanem Söderqvistem, to nie byłem zachwycony muzyką. Chociaż wykorzystanie konchy to fajny pomysł. |
||
Na Q&A Söderqvist mówił właśnie o powracającym temacie Tiki – że pojawia się już na początku filmu i zawsze wtedy, kiedy Thor podejmuje jakieś wyzwanie. |
||
Przy czym zwraca uwagę sposób skonstruowania ścieżki. Na początku jest dużo muzyki i ma większy rozmach. Potem na tratwie z początku jest cisza, a następnie dźwięków przybywa, sytuacja wydaje się bardziej przytłaczająca. Twórcy ponoć specjalnie ograniczyli dialogi i ten właściwy, w drugiej części filmu, jest między ludźmi, a tratwą. |
||
Kompozytor mówił, że poszukiwania osobliwych brzmień, to jego główny cel przy komponowaniu. Uważa, że to czyni jego muzykę wyjątkową, bo ma „brzmienia, jakich nie ma nikt inny”. Eksperymentuje z artykulacją, gdy dostanie w ręce nowy instrument. Stara się wydobywać dźwięki w nietypowy sposób. Jeszcze był pytany o orkiestracje. On sam, czy jego orkiestrator? Powiedział jak Zimmer: „ja tworzę na komputerze, a on na papierze”. Nie znaczy, że by nie umiał, tylko pewnie zbyt długo by mu to zajęło 😉 |
||
Sprytne. |
||
Jeszcze ktoś go zapytał o stosunek do własnej muzyki. I powiedział, że nienawidzi jej słuchać. Krótko jest zadowolony. Żona go podobno za to krytykuje. |
||
Ciekawe są fakty o Thorze. Np. to, że uznał się za najlepszego filmowca Skandynawii ever, bo przecież dostał Oscara za dokument o swojej wyprawie. Tyle, że tak naprawdę nagrodę dostał kto inny – Olle Nordemar, producent filmu, który notabene trzeba było mocno poprawiać, bo materiał Thora był fatalny. |
||
W muzeum w Norwegii podmienili nawet tabliczki na Oscarze. Wychodzi na to, że Thor był strasznym egocentrykiem, ale to wynika z filmu też. |
||
Ja powiem tak: nie zabolało mnie to, że organizatorzy mieli ambicję pokazania tego filmu i muzyki. |
||
Generalnie jestem na tak, o ile tylko nie dadzą za rok „Cast Away” 😀 |
||
Ja też. Pomysł dobry, ale dla smakoszy i nie jestem przekonany, czy akurat na FMF. |
||
Chyba jednak dwa filmy z muzyką symultaniczną na jednym festiwalu to trochę za dużo. |
||
W tym roku chcieli przebić wszystko, to było czuć. |
||
Takie koncerty to ciekawa alternatywa na przyszłość, o ile nie przesadzą z artyzmem. W dodatku film dość ‘egzotyczny’, ja go na przykład wcześniej nie widziałem. |
||
To daje nadzieję, że FMF zechce kiedyś pokazać z muzyką na żywo np. takie „Źródło” Aronofsky’ego, które hitem nie jest, ale jego koncert zmiażdżyłby mózgi. |
||
„Źródło” może być za trudne, właśnie zbyt artystyczne. Mimo wszystko „Kon-Tiki” było atrakcyjne dla widza, miejscami nawet bardziej, jak dla słuchacza. |
||
Moim zdaniem powinno być efektownie i magicznie na takich koncertach. Żeby się można było wczuć, odpłynąć, zadziwić, pośmiać. |
||
No i tak było na „Kon-Tiki”. Szczególnie to odpływanie było uwydatnione… |
Dobra, jedziemy z Bondem? Zdecydowanie koncert powyżej oczekiwań i wizytówka medialna festiwalu, w sensie realizacyjnym. |
||
No ja mam akurat odwrotne odczucia – koncert bez pomysłu, bez polotu, z divami zamiast śpiewaków, z jakimiś dziwnymi błędami (kultowe już w kuluarach Moo!) i powiedzmy sobie szczerze: piosenkami rzadko dorównującymi oryginałom. Przyjemnie zaskoczyłem się jedynie parę razy. |
||
Mnie też tak nie zachwycił. |
||
Jakie Moo? |
||
W drugiej części koncertu, w pewnym momencie coś wydało z siebie taki dźwięk, jakby krowę na scenę ktoś wpuścił. Było śmiesznie. |
||
Nie zwróciłem uwagi 🙂 |
||
Możliwe, że było to słyszalne jedynie w najbliższych rzędach (tam siedziałem). |
||
Spodziewałem się tego, o czym mówi Mefi, a wyszedłem bardzo podniesiony na duchu. Byłem zachwycony niektórymi wykonaniami, chciałbym je mieć na płycie. |
||
Ogólnie moja satysfakcja z tego koncertu wynika z faktu, że nie miałem wobec niego żadnych oczekiwań. Wiedziałem, że to komercyjny produkt, show, gala rozrywkowa i takie coś dostałem. Z całymi adekwatnymi dla tego typu produkcji blichtrem i kiczem… Ten pierwszy reprezentowany z pewnością przez Esther Ovejero, Natalia Nykiel, Aga Zaryan i Zbigniew Wodecki (mówcie co chcecie, ale głosu nie odmówicie facetowi). |
||
No pewnie. Zbigniew ma idealny głos do tego, tylko akcent słaby. |
||
Królową drugiego oczywiście została Justyna Steczkowska, z jej kuriozalnym wykonaniem. |
||
Steczkowska była fatalnie dopasowana do piosenki. Pomijając fakt, że jej nie lubię. |
||
Wodecki i Steczkowska to w ogóle nie powinni się byli pokazać – Wodecki śpiewał typowo dla siebie, dobrze, że w ogóle nie pomylił repertuaru z „Pszczółką Mają”, a Steczkowska przykryła dobre chęci jeszcze lepszym wyglądem. |
||
Heheheh, tak, Steczkowska odwracała uwagę swoją nieskromną cielesnością. |
||
Wykonanie Steczkowskiej było kuriozalne. Głos to ona ma, może akurat nie do „GoldenEye”, ale ma. Ciało też ma. Tylko powinna bardziej dbać o to, jak prezentuje to pierwsze, a nie drugie. Jeszcze ten wiatraczek dmuchający na nią. Kabaret. |
||
Esther powinna była „GoldenEye” zaśpiewać. |
||
Oj tak, czemu Esther tego nie śpiewała?? |
||
Damian Ukeje był fatalny w „Live and Let Die”, w „Thunderball” średni (nie wytrzymał końcowej nuty), ale zrehabilitował się „You Know My Name” – bardziej w jego stylu piosenka. |
||
W „Live and Let Die” nie dostał szansy, bo to piosenka rockowa – a na orkiestrę wyszła fatalnie. |
||
Z „Live and Let Die” nikt nie ma szans. |
||
Ja jestem pod wielkim wrażeniem Natalii Nykiel, która ma po pierwsze piękną barwę, a po drugie stała po prostu na tej scenie i wyciągała takie dźwięki bez, wydawać by się mogło, najmniejszego wysiłku. |
||
Mam wrażenie, że te momenty, które mi się najbardziej podobały, udały się wbrew woli organizatorów – czyli głównie ‘młodzi’, nieznani (przynajmniej mi) idący na żywioł, czujący bluesa. Po nazwiskach nie kojarzę tych ludzi, więc pojadę piosenkami: podobały mi się „Diamonds…”, „Skyfall” (choć nie miało tej siły i dynamiki oryginału, to było dobre po prostu), „Tomorrow Never Dies” i – chyba najwierniejsze, nie wiem czemu organizatorzy mówili tu o jakiejś improwizacji – „Licence to Kill” (w materiałach promocyjnych pisane zresztą nagminnie z błędem). |
||
Za to „James Bond Theme” wypadł słabo moim zdaniem. Jakoś tak kabaretowo. Ten wybuchowy temat, gdzie wchodzą trąbki i powinno być generalnie „BLAST!”, jakoś przygasał. |
||
Mnie się akurat podobało to wykonanie – było takie figlarne, jazzowe, odświeżające. |
||
Ale końcowa piosenka – „Another Way to Die” – to jakieś kuriozum – Wodecki w ogóle nie śpiewał, w pewnym momencie odwrócił się do orkiestry, a Steczkowska zamiast słów jedynie wokalizowała. |
||
To była niezła paciaja. |
||
Akurat finał mnie zawiódł. Bardzo lubię tę piosenkę, a tutaj wyszło to tak sobie, za mało pary. |
||
Tak po prawdzie, to była piosenka na dwa głosy. |
||
No ale koncert robił wrażenie – lepsze czy gorsze – nieważne, ważne że robił. |
||
Ogólnie za dobry pomysł uważam zachowawczą formułę koncertu, w sensie położenia nacisku na wierność interpretacji. To było ciekawe. Tylko instrumentale mogliby lepiej podobierać. Jakiś „White Knight”, „Backseat Driver”, fragmenty z fletem z „Zabójczego widoku”… |
||
Realizacyjnie za to była tragedia – dźwięk do bani w większości, a to co działo się na ekranie trudno skomentować. |
||
Co chcesz od ekranu? Bo dźwięk do bani, to fakt. |
||
Brak jakiejkolwiek identyfikacji kolejnych utworów – zamiast tytułu czy plakatu jakiś nagły atak białej szmaty, dym, ogień i weź się panie domyślaj, o co chodzi. Plus nieustająca feeria świateł, co chwila wypalająca mi oczy. |
||
A to prawda, wypalało oczy, ale wizualizację były dobre, z pomysłem. |
||
Brak też jakiegokolwiek sprzężenia względem tego, co dzieje się na scenie – dynamiczny utwór w tle, a realizator robi powolne zbliżenie na instrumenty, które akurat nie grają. Brakowało mi czegoś takiego, jak dzień później na „Gladiatorze”, gdzie dostaliśmy fajny bonus w postaci pokazu zdjęć idealnie dopasowanego do rytmu orkiestry. |
||
Podejrzewam, że mieli roszady i parę rzeczy dorobili na szybko. |
||
Ale chyba były próby, wiedzieli co będzie grane i jak brzmi? Wystarczyło lekko dopasować program do tego, co się dzieje na ekranie, dodać choćby podstawowe informacje do konkretnych utworów, poprawić dźwięk i byłoby o wiele lepiej – to chyba nie za duże wymagania od tak wielkiej, prestiżowej, mającej już siódmą odsłonę imprezy. |
||
Bardzo jesteś brutalny, ale przyznam, że w paru miejscach brakowało mi informacji, co jest grane. Ani na ekranie nie było, ani prowadzący nie mówili. Na pewno można było techniczne rzeczy poprawić, ale sama formuła się sprawdziła. |
||
Dobrze powiedziane. Myślę, że średnia ocena wyszłaby nam 7 ;] |
To teraz wyraźmy poglądy na temat „Gladiatora”. |
||
Szczerze? Spłynął po mnie. |
||
Ciekawe doświadczenie, choć ciężko się oglądało ten film po raz setny i słuchało znanej na pamięć muzyki. |
||
„Gladiator” był dla mnie spełnieniem marzeń. Ciosem za to brak Lisy Gerrard, ale wielkie brawa dla Kaitlyn Lusk, która w pierwszej linijce swojego tekstu mnie kupiła. Dała radę wyśmienicie. |
||
Mnie się tylko nie podobało, jak zamiast tych niskich lamentów Lisy Gerrard (np. na początku bitwy albo w „Sorrow”) śpiewał jakiś facet. Ohydne to było. |
||
A tu się właśnie zastanawiałem odnośnie tych lamentów, bo w sumie czy ktoś jest pewny, że na albumie śpiewa to Gerrard, a nie właśnie członek chóru męskiego? |
||
Na pewno jest to damski głos i wyższy, niż na koncercie. To brzmiało, jak z jakiegoś ruskiego filmu o carskich wojnach albo oper Musorgskiego. |
||
„Gladiator” wypadł, było nie było, z deka płasko, ale i tak był super. Jak dla mnie nie było czuć braku obecności Lisy na koncercie. |
||
Wkurzał za to pogłos odbijający się od Areny. Na szczęście dotyczyło to tylko dialogów, nie orkiestry. |
||
Jakoś brakło siły. Zgadzam się, że było płasko. Muzyka nie zwracała uwagi tak, jak mogła. |
||
Jako, że znam tą muzykę na pamięć, z początku miałem dyskomfort, bo każdą różnicę słyszałem i brałem na „nie”. Ale z czasem mnie wciągnęło totalnie. |
||
Ja tam cały czas patrzyłem na orkiestrę 😀 |
||
Siedziałem tam prawdopodobnie z kretyńsko zadowoloną miną, nie wierząc w to, że się spełnia. Do dziś zresztą wydaje mi się to takie nierealne. Że co? Że już? Że Zimmer i „Gladiator”? To co dalej? Na co mam teraz czekać? |
||
Utwory, które zostały napisane na klasyczną orkiestrę, z uwzględnieniem możliwości prawdziwych instrumentów i bez elektroniki, wypadły w większości bardzo dobrze, np. takie „Am I Not Merciful?” czy „Patricide”. Ale te irlandzkie anthemy słabo. Bez mocy. Moim zdaniem za mała orkiestra. |
||
Muzyka akcji z „Gladiatora” nigdzie nie będzie brzmiała tak potężnie i dobrze, jak na płytce, a już na pewno nie w takim obiekcie, jak Arena. Ale i tak było imponująco. |
||
Nie no, wiadomo, że przecież to wszystko przez kompa przepuszczone jeszcze sto razy na płycie i w filmie, ale po całości koncert spoko. |
||
Fragmenty bardziej kameralne – miodzio! Dla mnie najważniejszy motyw, „Strenght and Honor” brzmiał wspaniale. I do tego fajnie, że akurat on kończył pierwszą cześć koncertu, bo go podciągnęli pod świetną fanfarę. Motyw Maximusa brzmiał bardzo dobrze w każdej odsłonie – zarówno heroicznej, jak i romantycznej. |
||
Boże, Wy naprawdę mega znacie tę ścieżkę dźwiękową… |
||
Jeszcze na plus, że muzyka dominowała ogólnie nad dialogami i efektami dźwiękowymi. I z czasem, zamiast się wkurzać różnicami typu pierdzące dęciaki, to się wsłuchiwałem w znacznie lepiej słyszalne niż na płycie chór albo solowy flet. |
||
Bo efekty przyciszono celowo – inaczej byś w ogóle muzyki nie słyszał 😛 Ale to prawda, na plus zabieg – no i ten bonusowa suita po napisach: super sprawa! |
||
Podsumowując – gratuluję sobie, że tak dobrze zniosłem „Gladiatora”, bo spodziewałem się zbierać siebie w kawałkach z ziemi. Ale jednak trzymałem fason i chociaż oczywiście emocje niejednokrotnie brały górę, to byłem w stanie wyjść o własnych siłach 🙂 |
||
Łezka pod koniec się w oku kręci, fakt… |
||
‘Poznałem’ Zimmera, zobaczyłem „Gladiatora” z muzyką na żywo. Żyć nie umierać 🙂 Takie właśnie koncerty są wizytówką FMFu. |
||
Było ok, ale uznałem, że „Gladiator” nie jest tak dobry, jak mi się wydawało, gdy byłem mały. Dobra, rzetelna rzecz, rozumiem podjaranie fanów 🙂 |
||
Tylko właśnie – czemu publika przy scenie w Koloseum nie skandowała: „MAXIMUS! MAXIMUS!”? |
||
A ja dodam jeszcze, że to był mój pierwszy taki koncert i formuła mi się podoba. Czasem można było zapomnieć, że ta muzyka jest grana na żywo. |
OK, to teraz wielki finał – koncert ASCAP. Przypał czy wypał? |
||
Super. Świetna orkiestra. Flecistka migocząca w grze. |
||
Zacznijmy od zwycięzcy Young Talent Award – Jana Sanejko. Trudny ten fragment był do zilustrowania. |
||
Tak, ale rozwiązanie dość sztampowe, bardzo tradycyjne. Brakowało mi czegoś, jakiejś wyrazistej nuty, świeżego pomysłu, ale zasadniczo zrobione po bożemu. |
||
Też nie jestem zachwycony. Ale przynajmniej chłopak się popisał łatwością w zmienianiu konwencji co chwilę i połączeniu tego w spójną całość. |
||
Ale pozostałe nagrody były słabe. Wymyślali chyba jakieś trofea na poczekaniu, niepotrzebnie przedłużając widowisko. |
||
Niech wymyślają nagrody, może na jakąś my się załapiemy. „Najlepsza najgorsza relacja z festiwalu” na przykład. |
||
Dla mnie prócz „Batmana”, który wymiótł totalnie, oraz „Incepcji” i solówek fletowych Sary Andon, koncert nie miał jednak wiele do zaoferowania. Choć orkiestra sama w sobie faktycznie the best. No i oprawa – zdecydowanie najlepsza na festiwalu. |
||
Elliot zniszczył system, dał najlepszą rzecz na festiwalu – „Grand Gothic Suite”. Wydaje mi się, że nawet widzowie byli tym zaskoczeni. Dla Zimmera wstawali, bo to Zimmer, a dla niego, bo naprawdę im się podobało. |
||
Oj tak, 7 lat festiwalu i pierwszy raz się zdarzyło, żeby był taki wiwat przed końcem koncertu. Chyba z 10 minut oklasków dla Elliota było. Coś nieprawdopodobnego – nawet Joe Hisaishi swego czasu tak nie zamiótł. |
||
A ja miałem fajne doświadczenie barwowe podczas „Batmana”. Coś mnie zaskoczyło. Na początku suity, po drugiej ekspozycji głównego tematu, następuje kulminacja (tuż przed wejściem perkusji) i tam są super tryle na waltorniach, takie wibrujące, ‘alienowe’. One brzmią niemal jak chór. Kiedyś, jak jeszcze słabo się znałem, to myślałem, że to właśnie chór. Potem, że waltornie i chór, a na koncercie okazało się, że to same waltornie. Teraz słyszę, że tam nie ma chóru. Zresztą poprawki były kosmetyczne. Elliot mistrz. |
||
Ja wiem, że to ciężko sobie przypomnieć, po tym co zrobił Elliot i sam musiałem spojrzeć w program koncertu, ale, wierzcie lub nie – na gali grano też coś jeszcze poza Batmanem! Panowie, mieliśmy „Spartakusa” – co myślicie? |
||
Jeden z mocniejszych punktów. |
||
„Zabić drozda” mi się bardziej podobało. |
||
Słyszałem już to na Transatlantyku w zeszłym roku, też w wykonaniu Andon, którą podziwiam, bo jest mistrzynią faktycznie. Też bardziej mi się podobało „Zabić drozda”. Było autentycznie poruszające, piękne. |
||
„Godziny” wypadłyby super, jakby je okroić z Możdżera. Nie byłoby jakiś dziwadeł na początku i na końcu. Sam temat wypadł świetnie, brawa dla dyrygenta. |
||
„Godziny” to był przykład magii nazwiska. To, co Możdżer z tym zrobił to masakra. |
||
Możdżer zupełnie się nie odnalazł w tej muzyce. Dał Glassa w stylu Kaczmarka. |
||
No jak? Możdżer to uczynił słuchalnym właśnie! 😉 |
||
Ja tam nie mam nic przeciwko wykonaniu Możdżera. Chociaż nie brzmiało to do końca jak „Godziny”, to fakt 🙂 |
||
Suita z „Anny Kareniny” Marianellego mnie znudził potwornie. |
||
Fakt, była nieco za długa i źle wyważona. Powinno być więcej tych tematów z pierwszej połowy krążka, a mniej czysto melodramatycznych. No i brakowało mi śpiewu. |
||
Mnie też brakowało śpiewu w „Annie…”, ale suita udana. Jeden z najlepszych punktów wieczoru, ale fakt, parę minut za długi. |
||
Santaolalla? |
||
„Brokeback Mountain” dało radę. To ładna muzyka. Taka, o. |
||
Gardzę muzyką, która zgarnęła Oscara zamiast „Wyznań Gejszy”. |
||
„Frankenstein” Doyle’a wypadł poniżej oczekiwań. „Harry in Winter” z „Harry’ego Pottera i Czary Ognia” – dźwięk nie do podrobienia. Jak Doyle zrobił, że jest taki… płynny? Komputer? Na koncercie tak nie brzmiał. Z „Thora” zniszczyli temat przygody. |
||
„Thor”, „Frankenstein”, Harry P. mnie nie ruszyły. Był jeszcze Mancini: „Moon River”. |
||
„Moon River” bardzo na TAK. Bałem się, że ktoś będzie śpiewał i zepsuje. Na szczęście oparli się na flecie Andon. |
||
Bardzo mi się podobał filmik na rozpoczęcie gali. |
||
Tak, żałowałem, że bez muzyki na żywo. |
||
No, gdyby pod to zagrali suitkę na żywo byłoby jeszcze lepiej. |
||
A mnie strasznie denerwowali ludzie na koncercie. Kręcili się, wychodzili co chwila… |
||
Skoro o ludziach – co myślicie o Czarinie Russell w „Incepcji”, co wykonała fragment piosenki Piaf? Pojawiła się tak znienacka trochę… |
||
Bez sensu wstawka w ogóle. |
||
Właściwie racja, ale ten motyw zawsze fajnie usłyszeć. |
||
Zimmer przy fortepianie był trochę nie na miejscu, z całym szacunkiem. Słabo gra. Same prymy akordów łapał i to ledwo. Wykonawstwo to nie jego mocna strona. |
||
Przepraszam, ale podczas „Incepcji” bałem się o bębenki i nie zwracałem uwagi, kto i co tam robi, poza tym, że Zimmer brzdąka. |
||
Cokolwiek by jednak o tej „Incepcji” nie mówić, to finał finałowego koncertu zakończył tegoroczny FMF z przytupem ostrym. |
||
Goldenthal wziął nas jak tą szmatę, wykręcił i rzucił na podłogę. Potem przyszedł Zimmer i jeszcze przydeptał. ‘Tylko’ przydeptał. Ale to było brutalne przydeptanie. Takie z przekręcaniem stopą 🙂 Bo „Incepcja” również zmiażdżyła. |
||
Nie ma co ważyć słów – „Grand Gothic Suite” było wybitne. Zimmer przy tym to jakieś przedszkole. Zmiażdżył mnie tylko decybelami. |
||
„Incepcja” miała dobre wykonanie, ale była za głośno i to jednak jest muzyka jakieś dwa poziomy niższa technicznie i konstrukcyjnie, co na koncercie szczególnie słychać. |
||
Trochę kręcę nosem na program ASCAPu, ale po Gacku i Zimmerze właściwie już o reszcie nie pamiętam, więc taki finał to ja rozumiem. |
||
Nie przypominam sobie w historii FMF-u, żeby hala ocynowni po prostu drżała. |
||
No właśnie. Bo było za głośno! Siedziałem na samym końcu i mi było za głośno! |
||
Ale tak miało być. To był finał z Zimmerem grającym „Incepcję” (lub jak kto woli plumkającym) – czyli The Finale! |
Byliście na konferencji prasowej z Hansem Zimmerem, Dario Marianellim i Elliotem Goldenthalem? Niestety fatalnie poprowadzona przez Piotra Krasnowolskiego… |
||
Och, Elliot był fantastyczny z tym, jak załatwił prowadzącego! Na to tendencyjne pytanie, jak bardzo kocha Kraków. |
||
Oj tak. I inne tendencyjne i, delikatnie mówiąc, nieprzemyślane pytania. |
||
Powiedział, że już nie kocha, bo nie ma na nic czasu, nawet na zjedzenie placków ziemniaczanych. |
||
To już chyba lepiej pogadać o Hansowym Q&A, bo to najatrakcyjniejsza i najbardziej oblegana feta była. |
||
Moim zdaniem to było baaardzo ciekawe Q&A |
||
Spora w tym zresztą zasługa prowadzącego, Simona Greenawaya. |
||
Greenaway bardzo fajnie to przygotował. Przeciągnął Hansa przez karierę, poruszał interesujące tematy. |
||
Szokujące, że to było tak długie. |
||
Heheh, Greenaway fajnie urozmaicił jeden ze stałych dowcipów Zimmera. |
||
Który? |
||
HZ: I do lots of 'man’ movies: Superman, Batman, Spider-Man, Rain Man. Hans dowiódł, że jest świetny medialnie – otwarty (przynajmniej pozornie), dowcipny, rozgadany. Gawędziarz pierwsza klasa. |
||
Zgadza się, ma dobrze opracowane anegdoty. Powtarzane od lat pewnie… |
||
Hans = Mr. Charming 🙂 |
||
Podobały mi się różne ciekawostki, jak ta, że Zimmer podpisuje umowy dopiero po wykonaniu pracy. Ciekawe, czy to prawda 😛 |
||
Szkoda jedynie, że to gawędziarstwo Hansa nie przełożyło się na fanów, od których się konkretnie odcinał i sprawiał wrażenie jakby w ogóle go nie było. |
||
Co w sumie nie dziwi tak bardzo. Jakby się fani przykleili, to by nigdzie się nie mógł ruszyć. |
||
Szacunek do Zimmera za jego szacunek do nas. Bo pewnie ma wszystkich powyżej uszu, ale nie daje tego poznać po sobie. Kiedy jest na scenie, to jest dla ludzi – żartuje, robi show. To, że to tylko poza i potem chce uciekać jak najdalej, to z kolei my musimy uszanować. |
||
Też uważam, że ma prawo spadać kiedy chce. |
||
Niby tak, ale jednak głupio, że największa gwiazda festiwalu jest praktycznie niewidoczna. Na „Gladiatorze” przecież też na finał koncertu, brawa, bisy i kwiaty nie wyszedł. Ba! Nawet z afterparty uciekł. Trochę brzydko. |
||
Z tego, co wiem, to wcale dużo wolnego nie miał, tylko ganiał na próby. Fakt, że Zimmer w ogóle był, było mega osiągnięciem. |
||
Zdecydowanie. To już najwyższa półka. |
||
W każdym razie bardzo rzetelne Q&A, a Zimmer wyuczony na pamięć, co zresztą udowodnił, powtarzając te same słowa w trakcie panelu następnego dnia. |
||
No właśnie, panel niedzielny – kolidujący z kilkoma innymi wydarzeniami, na które przez to nie poszedłem. A okazał się nudny – przyszedłem w połowie i prawie usnąłem. Dopiero Patrick Doyle rozkręcił całość, ale wtedy akurat zakończyli. |
||
Zimmer powtarzał te same teksty. Schyman mi się podobał, taki wyluzowany, dumny ze swojej muzyki. |
||
Panel przede wszystkim był bezcelowy – wszyscy na nim obecni mieli swoje odrębne spotkania, prócz Doyle’a, którego kompletnie olano tym samym, nieładnie. |
||
Elliot nie miał odrębnego spotkania. Doyle mógł nie chcieć. |
||
Ale Elliot jest na festiwalu kolejny raz i nie potrzebował. Zamiast tego panelu powinni zrobić spotkanie z Doylem i byłoby ok. |
||
Elliot się obraził, bo mu klip z filmu zepsuli. |
||
Tak, to była żenada. |
||
Śmiesznie to skomentował wskazując na Doyle’a: „Ja musiałem oglądać cały jego klip”. |
||
A Doyle: „Nic im nie zapłaciłem, żeby to zrobili!”. |
||
W każdym razie panel trochę jednak pod znakiem „co za dużo to nie zdrowo”. |
||
Ale musiał być, jak się miało ich wszystkich jednocześnie. Nikt by sobie nie odmówił. |
||
Ale skoro musiał, to można go było zrobić w bardziej przemyślany sposób i z większą werwą. |
||
O właśnie! Inna sprawa, że był średnio prowadzony. Greenaway by to lepiej ogarnął. |
||
Nie zapominajmy też, że Dario Marianelli też miał potem własne 5 minut… |
||
Mówił fajne rzeczy. Na przykład o tym, jak dostał pierwszy angaż do filmu. Jacyś ludzie usłyszeli jego muzykę w teatrze i tak zakręcili, że się włączyła reżyserowi filmu w trakcie kąpieli. Greeneway na to, że pewnie od razu mu stanął. Marianelli też uważał, że to było jakieś dziwne, że słuchał go nagi mężczyzna w kąpieli. Ale angaż dostał. |
||
Panel z Marianellim był dla mnie spoko, choć sam twórca chyba najmniej ekscytujący – tak dorobkiem, jak osobowością. |
||
Nie uważam, żeby Marianelli był mniej ciekawy. Ma znacznie głębsze przemyślenia, niż Zimmer, np. o konstruowaniu ścieżki dźwiękowej. W jego opinii muzyka powinna się zmieniać wraz z akcją filmu. Tzn. nie powinno się zaczynać i kończyć filmu takim samym motywem, bo muzyka nabiera znaczeń, doświadczeń, jak bohaterowie. |
||
Ja wolałbym Doyle’a 😛 |
||
Czytałem ostatnio wywiad z Doylem, gdzie opowiada o tym, jak „Non nobis, Domine” z „Henryka V” wymyślił w toalecie, także… Jak ktoś chce się dowiedzieć czegoś o pisaniu muzyki filmowej, to Marianelli jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. |
||
Tak, Marianelli to rozkminiacz, tylko nie daje po sobie poznać za dużo emocji. To typ naukowca, czego zresztą dowiecie się z mojego wywiadu 😉 |
||
No i podobało mi się, że jako kompozytor rozwiązuje problemy reżyserów, a nie tak jak Zimmer buńczucznie nazywa się wielkim „tworzącym wątpliwości”. |
||
Bo nie ma takich filmów na koncie 😛 |
||
I nie ma takich gniotów na koncie też. |
7 FMF dobiegł końca. Teraz może być tylko lepiej czy gorzej panowie? |
||
Musi być lepiej, nie ma innego wyjścia. |
||
Przyjmując, że będzie, to co w przyszłości byście chcieli zobaczyć? No i jak w ogóle spoglądacie na siódmą edycję jako taką? |
||
Edycja była bardzo dobra. Zdecydowanie jedna z lepszych. Dobrze, że częściowo przeniesiona do Areny. Głupio, że część wydarzeń w czasie innych. Czyli na przykład ciekawy pomysł z alterFMF umyka w całości. A trzeba myśleć właśnie o rozwijaniu festiwalu również poza wielkimi koncertami. A kogo bym chciał? Alexandre’a Wielkiego oczywiście. |
||
Dla mnie porządnym kontinuum byłby przyjazd Jamesa Newtona Howarda (który miał być przecież w tym roku), zagranie na żywo z filmem „Mrocznego Rycerza” (Zimmer już był, nie musiałby nawet przyjeżdżać drugi raz), do tego osobny koncert JNH + Elfman ze swoimi Batmanami i resztą jego dzieł. |
||
Ja bym chciał Elfmana. |
||
Howard miał być rok temu, potem w tym, więc za rok, może się go doczekamy. Może sprowadzą też znowu Doyle’a, a Elliot praktycznie tu mieszka więc nie będzie problemów 🙂 |
||
Doyle zasługuje na porządny koncert, może nie cały, ale na pewno na więcej. |
||
No, Elliot też powinien się pojawić znowu. Tylko z czym? „Titus” był już, co? |
||
„Titus” był fragmentami – a teraz on chyba coś nowego pisze. |
||
Wypadałoby też, żeby Abel Korzeniowski został doceniony porządnie. |
||
No i może ktoś ze starych polskich wyjadaczy? Lorenc, Preisner, Dębski? |
||
Ja bym chciał Craiga Armstronga, bo ma i piękno i medialne tematy. Billa Contiego też by mogli wydobyć z odmętów, bo ma super muzę do kultowych rzeczy. No i oczywiście weekend z rodziną Newmanów, hehe. Z kolei koncert marzeń to „Prawdziwe kłamstwa” z muzyką na żywo 😀 |
||
A Harry Gregson-Williams & John Powell? „Uciekające kurczaki”, „Mrówka Z”, „Shrek”! |
||
„Opowieści z Narni” z muzyką na żywo mogłyby się sprawdzić też. |
||
Myślę, że pokaz „Jak wytresować smoka” prędzej czy później nastąpi… |
||
Smok był na Transatlantyku też, więc Powella nie wykluczam. Tylko nie wierzę w animację w całości z muzą na żywo. |
||
„Avatar” z Jamesem Hornerem jak już. |
||
W 3-D. Orkiestra będzie siedziała dookoła ludzi i chodziła między rzędami dla efektu. |
||
A Alan Silvestri? |
||
Silvestriego z „Powrotem do przeszłości” biorę w ciemno. |
||
„Van Helsing” w ocynowni. |
||
A gdyby tak Alan Menken? |
||
No ja bym Menkena chciał bardzo. Silvestri też by siadł. No i przecież tyle jeszcze innych marzeń. MANSELL!!! Ooooo! Coulais jakby wpadł! |
||
O tak! Coulais i „Makrokosmos” by wymietli. |
||
No i o Michaelu Giacchino nie zapominajmy. Myślę, że on jest na celowniku… |
||
Dobra, Panowie, bo ja wczoraj wstałem o 6 rano. Sen zagląda w me ślepka… |
Mamy też dla Was niespodziankę – wywiad z jednym z gości festiwalu, Patrickiem Doylem.
Ostatnio pracował pan nad muzyką do „Kopciuszka” Kennetha Branagha. Film będzie miał premierę w przyszłym roku. Czy inspirował się pan słynną muzyką Olivera Wallece’a i Paula J. Smitha do animowanej wersji tej bajki? |
||
Aktorska wersja „Kopciuszka” wymagała zupełnie nowego podejścia. Pracowałem na tą muzyką ponad półtora roku. Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć musiałem skomponować i zorkiestrować wiele utworów, które pojawiają się w kluczowej dla tej baśni scenie balu. Ten film jest pod wieloma względami bardzo klasyczny, ale ma swój własny styl. |
||
„Kopciuszek” jest pana jedenastym wspólnym projektem z Kennethem Branaghiem. Czy po tak długiej współpracy, potraficie się jeszcze nawzajem zaskoczyć? |
||
Wielokrotna praca z jednym z reżyserem znacznie ułatwia komunikację. Ja i Ken bardzo szybko potrafimy się porozumieć. Jednakże obydwaj staramy się utrzymywać świeże spojrzenie na każdy nowy projekt. Ken oczekuje ode mnie tylko jednego – żeby moja kolejna ścieżka dźwiękowa była równie dobra jak poprzednia! |
||
Od wielu lat pracuje pan także z francuskim reżyserem Regisem Wargnierem. Czy komponowanie do francuskich produkcji różni się od tego przy brytyjskich czy amerykańskich? |
||
Podobnie jak w przypadku Kennetha Branagha, praca z Regisem to przede wszystkim świetna zabawa. Regis ma doskonałe poczucie humoru. To człowiek z klasą. Francuskie filmy natomiast miewają czasem mniej muzyki niż amerykańskie, ale Regis jest wielkim fanem muzyki filmowej. |
||
W trakcie swojej kariery komponował pan nie tylko dla kina, ale także dla teatru, radia i telewizji. Ostatnio zaangażował się pan także w ilustrację gier komputerowych. Czy pisanie muzyki do takich projektów jak „Puppeteer” różni się w jakikolwiek sposób od pracy nad filmem? |
||
Pisanie muzyki do gier komputerowych jest dość wyjątkowym doświadczeniem. Wymaga korzystania z wielu bardzo różnych stylów i gatunków. Muzyka do „Puppeteer” jest, ogólnie rzecz biorąc, bardzo symfoniczna. Musiałem się natomiast nauczyć, jak pisać bardzo skondensowane utwory dla każdego z poziomów gry, gdzie każda minuta wymaga kompletnego i pełnego kawałka. Zdecydowanie chciałbym jeszcze zaangażować się w projekt tego typu. |
||
Czy podobała się panu wizyta w Krakowie w trakcie Festiwalu Muzyki Filmowej? Czy jest szansa, że przyjedzie pan raz jeszcze? |
||
Bardzo mi się podobała! Kraków to piękne miasto, a przyjęcie, jakie zgotowała mi polska publiczność było niesamowite. Jestem zachwycony, że moja muzyka jest tak popularna w Polsce. Zdecydowanie chciałbym tu kiedyś wrócić, jeśli organizatorzy festiwalu mnie zaproszą. |
0 komentarzy