Rolfe Kent to kompozytor o niepowtarzalnej muzycznej osobowości, czego dowodem jest chociażby jego najbardziej rozpoznawalne dzieło – temat przewodni serialu „Dexter”. Urodził się w Anglii i ukończył psychologię na Uniwersytecie Leeds w roku 1986. Przez dwa lata uczył tego przedmiotu na Politechnice Leeds, potem jednak wyjechał do Londynu by skoncentrować się na komponowaniu muzyki filmowej. Tym sposobem już od ponad 20 lat pisze ścieżki dźwiękowe, a w jego dorobku są takie tytuły jak „Kate i Leopold”, „Bezdroża”, „Schmidt”, „W chmurach”, „Człowiek, który gapił się na kozy”, „Dziękujemy za palenie” i wiele, wiele innych. Ostatnim osiągnięciem Kenta jest nagroda Satellite za muzykę do filmu „W chmurach”. Kilka tygodni temu Rolfe Kent znalazł czas by odpowiedzieć na kilka moich pytań. Dzięki temu mam ogromną przyjemność zaprosić czytelników MuzykaFilmowa.pl do lektury ekskluzywnego, pierwszego dla polskich słuchaczy, wywiadu z tym kompozytorem.
Łukasz Waligórski: Jak to się zaczęło? Ukończyłeś psychologię a ostatecznie zostałeś kompozytorem. Od początku chciałeś pisać do filmów?
Rolfe Kent: Odkąd miałem 12 lat chciałem pisać do filmów. Komponowałem już nawet wcześniej, ale to wtedy zaczęła przemawiać do mnie idea muzyki filmowej. Kochałem filmy, po prostu je uwielbiałem, ale oczywiście wtedy widywało się je tylko przy specjalnych okazjach, gdyż nie było jeszcze odtwarzaczy ani DVD. Dlatego filmy zawsze wydawały się takie wyjątkowe i ekscytujące. I skoro nie można było posiadać jako tako samego filmu, można było kupić płytę winylową z muzyką, i ta muzyka była świetną pamiątką, wspomnieniem filmu.
„Kate & Leopold” to była pierwsza ścieżka dźwiękowa Twojego autorstwa, jaką usłyszałem i muszę przyznać, że mnie zachwyciła. Jest melodyjna, dynamiczna, zróżnicowana i dostarcza świetnej zabawy. Mógłbyś opowiedzieć jak powstawała? Jakie były wyzwania, pomysły i inspiracje?
„Kate & Leopold” skomponowałem bardzo szybko. James Mangold (reżyser) chciał by film miał w sobie niewinność romansu Doris Day / Rock Huston, więc muzyka musiała być bardzo nostalgiczna. Można odnieść wrażenie jakby była z wczesnych lat 60. Główny temat miłosny ma w sobie coś z Gershwina i Cole Portera, co nadaje mu nieco ponadczasowości. Wpadłem na ten temat kiedy spacerowałem po wzgórzach i szeptałem tytuł filmu „Kate and Leo-pold”, co zasugerowało mi rytm walca. I stąd wziął się pomysł na pierwszą frazę tematu w postaci walca. Kiedy akcja filmu przenosi do lat 1880 temat brzmi jak klasyczny walc, z kolei kiedy przenosimy się do współczesności temat przez przearanżowany na romantyczny swing z lat 30. Tym samym ten jeden temat łączy dwa różne okresy.
James Mangold odwiedzał mnie w moim studio codziennie, o godzinie 21, słuchał co stworzyłem i zgłaszał swoje uwagi. To bardzo rozmowny i ciężko pracujący reżyser. Ostatecznie byłem zachwycony filmem, poznałem Hugh Jackmana na premierze, co było wielką frajdą. Okazało się, że bardzo lubi zawiązywać nowe przyjaźnie i stawiać wszystkim drinki.
Stworzyłeś muzykę do czołówki „Dextera”, co przyniosło Ci kilka nagród. Ale najważniejsze, że to doskonały kawałek muzyki. Moim zdaniem doskonale łączy latynowską i gotycką stylistykę z historią detektywistyczną i czarnym humorem. Mógłbyś opowiedzieć o procesie powstawania tak krótkiej i znaczącej kompozycji? Skąd wziąłeś inspirację i czy były inne pomysły na ten temat?
Czołówka „Dexter” to w zasadzie kombinacja dwóch pomysłów jakie miałem na serial. Miałem jeden utwór w prostym metrum 4/4 z trochę dziwną melodią i jeszcze jeden w rytmie reggae-swing z inną melodią. Producenci prosili o coś zabawnego i mrocznego, a jednocześnie trochę kubańskiego. Kiedy usłyszeli te dwa tematy, okazało się że w jednym spodobała im się melodia, a w drugim rytmika. Początkowo wydawało mi się niemożliwe zmienienie parzystego metrum na coś w stylu reggae-swing, ale jakimś cudem to rozpracowałem i dzięki temu mamy taki temat.
Daniel Licht pisze muzykę do całego serialu. Poznałeś go? Czy był zainteresowany cytowaniem Twojego tematu w swojej muzyce?
Dan Licht i ja znamy się z innego serialu sprzed lat. Tak więc znaliśmy się już znacznie wcześniej stąd wiem, że jest fantastycznym kompozytorem, choć nie widzieliśmy się kilka lat. Początkowo razem pracowaliśmy przy „Dexterze”, ale od tamtego czasu już się nie spotkaliśmy. Dan wykonuje świetną pracę, a jego temat kończący serial jest wspaniały i przerażający. W swojej muzyce raczej nie odnosi się do mojego tematu, ale świetne go 'przekręcił’ na początku ostatniego sezonu, gdy Dex budzi się do życia w małżeństwie.
Twoja muzyka do „Bezdroży” jest po prostu piękna. Jak wyglądał proces jej komponowania i nagrywania?
„Bezdroża” początkowo mnie stresowały, ponieważ do tej pory nie komponowałem muzyki filmowej tak przesiąkniętej jazzem. Ale kiedy Alexander Payne (reżyser) wyjaśnił mi, że tak naprawdę chce usłyszeć moje tematy, uświadomiłem sobie, że to je powinienem najpierw skomponować, a dopiero potem zmienić w jazz. Tak więc zrobiłem. Całość nagrywaliśmy w 3 sesjach, więc była szansa na eksperymenty i zmiany kierunku. Wszyscy muzycy byli wspaniali, ja grałem na melodice, klarnecie, gitarze i trochę też śpiewałem. Ale prawdziwa dusza tej muzyki pochodzi od pozostałych muzyków, ja dałem im tylko przestrzeń do improwizacji, by mogli pokazać też swoją osobowość na tej ścieżce dźwiękowej.
„W chmurach” to jedna z Twoich ostatnich prac, za którą otrzymałeś nagrodę Satellite – gratulacje! To bardzo prosta i minimalistyczna muzyka. Użyłeś niewielu instrumentów a wśród nich jest ehru. Jak wyglądało komponowanie tej muzyki i dlaczego użyłeś tego chińskiego instrumentu?
Ehru to instrument, którego często używam – ma piękny, 'oskarżycielski’ ton. Jason Reitman (reżyser) lubi kiedy muzyka jest przejrzysta i specyficzna w stosunku do tego, co wnosi do filmu. Dlatego ścieżka dźwiękowa musi być bardzo oszczędna, bo inaczej będzie wchodziła w drogę filmowi. Postępowałem więc bardzo świadomie i pokazywałem mu wszystko co robiłem, a on bardzo często wprowadzał zmiany i poprawki. To genialny filmowiec więc realizacja jego wizji była dla mnie najważniejsza.
„Człowiek, który gapił się na kozy” to również jeden z Twoich ostatnich filmów. Znalazłem w tej muzyce kilka ciekawych pomysłów, jak chociażby dźwięk zgrzytających noży w utworze „The Echmaer Technique”. Bohaterowie filmu nazywają siebie „Jedi”. Czy nie rozważałeś zacytowania tematu Johna Williamsa?
Noże w utworze „The Echmaer Technique” pochodzą właściwie z mojej kuchni. Po prostu wziąłem kilka długich noży i zacząłem nagrywać rytm za ich pomocą. I nie – nie brałem pod uwagę użycia tematu z „Gwiezdnych Wojen”. To genialny temat, ale używanie go poza „Gwiezdnymi Wojnami” zawsze wydawało mi się raczej kiepskim pomysłem. Poza tym ten film nie ma nic wspólnego z „Gwiezdnymi Wojnami” – tak wyszło, że Ci żołnierze, w prawdziwym życiu, zaczęli nazywać siebie Jedi!
Pisałeś muzykę do wielu komedii. Lubisz ten gatunek filmowy czy to po prostu praca, którą musisz wykonać, a Twoim projektem marzeń jest coś całkowicie innego?
To prawda – pisałem muzykę do wielu komedii. Lubię zróżnicowane zlecenia, a nie tylko jeden gatunek. Dlatego ostatnio skomponowałem muzykę do filmu „Charlie St. Cloud”, romantycznego dramatu, co sprawiło mi ogromną przyjemność, ponieważ znalazło się tam miejsce na tematy i emocje. Z podobnych powodów mile wspominam pracę nad „Zabić wspomnienia”.
Czy jest jakiś klucz w komponowaniu muzyki do komedii? Zauważyłem, że używasz sporo solo instrumentów dętych drewnianych, jazzu to czyni muzykę zabawniejszą i bardziej rozrywkową. Czy masz idola, jeśli chodzi o muzykę do komedii?
Nie mam idola. Nie nastawiałem się nigdy na komponowanie do komedii. Zawsze szukam dźwięków, które pozwalają na zmianę nastroju i nie wchodzą w drogę dialogom. Jazz jest dla mnie bardzo naturalny.
W filmach, przy których pracujesz, jest zazwyczaj dużo piosenek. To pomaga Ci w pracy czy przeszkadza? Co czujesz gdy reżyser woli piosenkę pop, zamiast Twojej muzyki?
Często nie mam pojęcia jakie piosenki będą w filmie, kiedy nad nim pracuję, więc nie mam okazji ich znienawidzić. Ale czasem, gdy w filmie jest bardzo ważny i emocjonalny moment, a reżyser myśli, że piosenka zadziała najlepiej, ja staram się przekonać go, że moja muzyka zadziała silniej. Jeśli temat stopniowo rozwijał się przez cały film, to wspaniale i najbardziej efektywnie jest, gdy wszystko to kumuluje się w tak ważnym momencie filmu. Ścieżka dźwiękowa może wywrzeć ogromne wrażenie i szkoda marnować taką okazję, by to wykorzystać. Czasami dobrze jest mieć piosenki w filmie, chociaż rzadko mają one umiejętność opowiedzenia historii. Są dobre do tworzenia kolaży i bardziej dynamicznych momentów, ale nie do pokazania prawdziwego dramatu.
Odnoszę wrażenie, że muzyka filmowa w Hollywood się kurczy. Powstaje mniej muzyki na wielkie orkiestry niż wcześniej. Kompozytorzy zdają się być zmuszani do pisania na mniejsze zespoły albo do używania sampli i elektroniki. Nawet lagendarne studia nagraniowe są systematycznie zamykane. Czy doświadczyłeś tego w swojej pracy?
Nie. Nadal jestem proszony o robienie zarówno dużych, jak i małych składów. Prawda jest taka, że jest tylko kilku kompozytorów, którzy potrafią ująć emocje, w bardzo osobisty sposób, za pomocą orkiestry. Wiele osób odtwarza „styl Hollywood”, ale niewielu potrafi uczynić brzmienie orkiestry swoim własnym. Thomas Newman, John Williams, Alexandre Desplat i jeszcze kilku – ich prawdziwą osobowość można odnaleźć w sposobie, w jaki piszą na orkiestrę. Niestety wielu kompozytorów brzmi tak samo gdy używają orkiestry. Mniejsze zespoły potrafią brzmieć bardziej osobiście i budować bezpośrednią więź ze słuchaczem.
Hans Zimmer w jednym ze swoich ostatnich wywiadów stwierdził, że nie jest artystą, a jedynie dostarcza rozrywki – to co kompozytorzy robią w Hollywood to bardziej rzemiosło niż sztuka. Zgodziłbyś się z tą opinią?
Myślę że każda dziedzina sztuki, jest zawsze połączeniem autorstwa z rzemiosłem. Nie każdy jest oddany swojemu artyzmowi, ale Ci kompozytorzy, którzy faktycznie skupiają się na oryginalności swoich kompozycji, są zdecydowanie artystami.
Z których swoich prac jesteś szczególnie dumny?
Jestem bardzo zadowolony z „Bezdroży”, „W pogoni za zbrodniarzem” i „Charlie St Cloud”.
Znasz jakichś polskich kompozytorów muzyki filmowej?
Kilku… Jan A.P. Kaczmarek jest moim przyjacielem i świetnym kompozytorem, jestem też wielkim wielbicielem Wojciecha Kilara, który jak rozumiem urodził się w Lwowie, w Polsce (chociaż teraz to Ukraina) no i jest jeszcze Zbigniew Preisner, którego fanem jestem od lat.
Jeśli nie kompozytorem, kim byś teraz był?
Nagrywałbym dźwięki natury albo byłbym psychologiem.
Jakie są Twoje plany na przyszłość? Jakieś nowe projekty?
Moim najbardziej aktualnym planem jest wzięcie udziału w festiwalu Burning Man. A potem zobaczymy.
Wielkie dzięki za wszystkie odpowiedzi i Twój czas… Powodzenia!
Po więcej informacji o Rolfe Kencie zapraszamy na jego stronę internetową: www.rolfekent.com
0 komentarzy