Niki Reiser jest doskonale znany europejskim entuzjastom muzyki filmowej. Szwajcarski kompozytor szerszej publiczności dał się poznać dzięki swojej pięknej muzyce do filmu „Tamta strona ciszy” niemieckiej reżyserki Caroline Link, który w roku 1998 otrzymał nominację do Oscara. Jego pozycję jednego z najciekawszych kompozytorów europejskich ugruntowały takie tytuły jak „Nigdzie w Afryce” (Oscar dla „Najlepszego filmu nieanglojęzycznego”) czy „Biała Masajka”. Reiser w nietuzinkowy sposób połączył w nich esencję afrykańskiego folkloru z europejską klasyką i nowoczesnością. Za swoją muzykę Niki Reiser otrzymał łącznie dwie nagrody Bavarian Film Awards i pięć German Film Awards. Do jego ostatnich dokonań należą takie filmy, jak „W zimie minie rok” czy „Adolf H. – Ja wam pokażę”. Mam ogromną przyjemność zaprosić czytelników MuzykaFilmowa.pl do lektury pierwszego polskiego wywiadu z Nikim Reiserem!
Łukasz Waligórski: Zacznijmy może od początku. Dlaczego postanowiłeś zostać kompozytorem?
Niki Reiser: Kiedy byłem małym chłopcem, pianino zawsze pociągało mnie jako plac zabaw rozbudzający moją wyobraźnię. Uczyłem się gry na flecie, ale to pianino było instrumentem, na którym tworzyłem swoją własną muzykę. Tak więc zostanie kompozytorem nie było kwestią decyzji, to po prostu się stało.
Czy od początku chciałeś komponować muzykę do filmów?
Jako nastolatek w większości pisałem muzykę dla zespołów, grających alternatywny pop, w których występowałem. Nie myślałem wtedy o muzyce filmowej. Ale kiedy studiowałem na Berklee College of Music w Bostnie, gdzie chciałem zostać flecistą jazzowym, w końcu natknąłem się na kompozycję filmową, która była chyba najbardziej interesującym kierunkiem w całej szkole.
W Berklee studiowałeś jazz. Czy Twoje doświadczenia z jazzem w jakiś sposób pomogły w pisaniu do filmu? Pytam, bo sam uwielbiam jazz, ale postrzegam go jako zupełne przeciwieństwo muzyki filmowej, której podstawą jest synchronizacja i planowanie każdej nuty – jazz to wolność, improwizacja.
Myślę, że jazz stanowi ogromną pomoc w komponowaniu do filmów, ponieważ w improwizacji jazzowej, trzeba być elastycznym, melodycznie i harmoniczne reagować na to co dzieje się na scenie. Podczas improwizacji, ciągle musisz wychodzić z nowymi pomysłami i rozwiązaniami, czasem decyzja musi być podjęta w kilka sekund. To pomaga być otwartym i elastycznym w kontekście idei, jakie wiążą się z komponowaniem muzyki filmowej.
Czy to prawda, że poznałeś Ennio Morricone? Mógłbyś o tym opowiedzieć? Czy nauczyłeś się czegoś od niego?
Byłem na warsztatach, gdzie każdy miał za zadanie napisać muzykę do tej samej sceny. Ja zawsze komentowałem obraz robiąc w muzyce przerwy, a Morricone powtarzał, że powinienem pozwolić muzyce na własny rytm i ciągłość, zamiast więzić ją w obrazach. Zawsze pamiętam o tych słowach kiedy komponuję muzykę do filmu.
Skomponowałeś muzykę do dwóch filmów o Afryce – „Nigdzie w Afryce” i „Biała Masajka”. Obie ścieżki dźwiękowe są fantastyczne! Mógłbyś opowiedzieć o procesie komponowania pierwszej z nich?
Proces pisania muzyki do „Nigdzie w Afryce” był bardzo bolesny, gdyż przez długie tygodnie nie mogłem wymyśleć żadnej muzycznej idei dla filmu. To sprawiło, że ostatecznie błagałem reżyserkę, żeby mnie zwolniła. Wtedy powiedziała: „Ok, zwolnię Cię, ale proszę napisz dla mnie choć króciutką melodyjkę, bo jutro mam pokaz filmu i potrzebuję jakiejkolwiek muzyki. Jeśli to zrobisz, możesz odejść”. Będąc niejako uwolniony w ten sposób spod presji, nagle przyszła mi do głowy krótka melodia („Regina’s Melody”) i to tak naprawdę pomogło mi ukończyć cały film.
W „Nigdzie w Afryce” wykorzystujesz wielu oryginalnych, rdzennych śpiewaków z Afryki. Jak wyglądał proces łączenia ich śpiewów z Twoją muzyką? Czy faktycznie pojechałeś do Afryki, nagrywałeś ich śpiew i dopiero potem komponowałeś wokół nich muzykę, czy przeciwnie – najpierw komponowałeś, a potem Afrykańczycy improwizowali do Twoich kompozycji?
W przypadku obu filmów o Afryce, czyli „Nigdzie w Afryce” i „Białej Masajki” pojechałem na Czarny Ląd i nagrywałem tych ludzi dokładnie w miejscach gdzie działa się historia i gdzie kręcili film. Dzięki temu byłem pewien, że muzyka jest autentyczna i rdzenna.
Wszystkie pieśni w „Nigdzie w Afryce” są wykonywane przez ludzi, którzy pojawiają się w filmie. Dopiero potem napisałem muzykę na orkiestrę, wokół moich afrykańskich nagrań, które oczywiście same w sobie były niezwykłą inspiracją.
Dla mnie ta muzyka jest pięknym mostem mędzy Afryką i Europą. Ale mam też wrażenie, że wprowadziłeś do niej pewne pomysły z muzyki żydowskiej. Zgadza się?
Użyłem pewnych elementów muzyki żydowskiej żeby opisać dramat, jaki miał miejsce w Niemczech, podczas gdy ta żydowska rodzina żyła w Afryce. W filmie nie pojawiają się obrazy II Wojny Światowej, dlatego to muzyka musiała pokazać ich tęsknotę za domem i obawę o rodziny, będące z dala od nich.
Cztery lata później napisałeś muzykę do „Białej Masajki”. To chyba najbardziej znany w Polsce film z Twoją muzyką. Co było największym wyzwaniem podczas tego projektu? W jaki sposób udało Ci się osiągnąć brzmienie inne od tego z „Nigdzie w Afryce”?
Historia z „Białej Masajki” rozgrywa się w roku 1980, więc próbowałem nadać muzyce bardziej nowoczesnego brzmienia. Jest oparta zdecydowanie bardziej na rytmice. Podróżowałem po całej Kenii, żeby nagrać materiały w miejscach, w których pojawiała się główna bohaterka, dzięki czemu zgromadziłem muzykę z niemal wszystkich, najdalszych zakątków Kenii. Potem po prostu pozwoliłem żeby ta oryginalna, afrykańska muzyka zainspirowała moje kompozycje orkiestrowe.
Muzyka w tym filmie opisuje zderzenie dwóch kultur – europejskiej i afrykańskiej. Nade wszystko jest jednak pisana z punktu widzenia Europejki, która początkowo jest zafascynowana Afryką, a potem z czasem coraz bardziej nią przestraszona.
Otrzymałeś nagrody German Film Award i Bavarian Film Award za swoją muzykę do „Tamtej strony ciszy”. Pojęcie dźwięku i muzyki oraz ich roli w życiu czlowieka stanowi istotę tego filmu. Jak wymagający muzycznie był ten projekt i jakie wyzwania przed Tobą postawił?
Największym wyzwaniem podczas komponowania „Tamtej strony ciszy” było znalezienie melodii, która byłaby tak piękna i zachwycająca, że mała dziewczynka będąc zafascynowana jej dźwiękami, postanawia zostać muzykiem pomimo faktu, że oboje jej rodzice są głuchoniemi. Ta muzyka miała prowadzić dziewczynkę do jej własnego świata.
Melodie do tego filmu komponowałem przez ponad rok, aż w końcu reżyserka Caroline Link, ostatecznie zaakceptowała temat przewodni całego filmu.
Jedną z Twoich ostatnich prac jest „W zimie minie rok”. Za tę muzykę również otrzymałeś nagrodę German Film Award. To naprawdę piękna ścieżka dźwiękowa! Mógłbyś powiedzieć coś o procesie powstawania tej muzyki? Jaki był główny pomysł na nią, inspiracje, instrumenty. Mam wrażenie, że brzmi ona trochę jak Gustavo Santaolalla i jego zespół Bajofondo Tango Club – gitara, akordeon, argentyńskie tango…
Napisałem swój temat przewodni do tego filmu na pianino, ale reżyserka Caroline Link poprosiła żeby wykonywała go gitara, stąd podobieństwo do Santaolalla jest przypadkowe. Głównym wyzwaniem podczas komponowania do tego filmu było stworzenie muzyki bez melodii, gdyż musiała ona opisywać wewnętrzny ból jego bohaterów. Wiele efektów dźwiękowych osiągnąłem szarpiąc struny pianina, chcąc w ten sposób zobrazować bolesne emocje. Z kolei tango również było przypadkiem, gdyż reżyserka chciała, aby w filmie pojawia się muzyka źródłowa, grana z odtwarzacza CD, dlatego poprosiła bym skomponował coś w stylu nowoczesnego Tanga.
„Adolf H. – Ja wam pokażę” to jedna z komedii, do których komponowałeś muzykę. Czy istnieje jakiś klucz pomagający pisać taką muzykę i w jaki sposób może ona zmienić sens filmu?
Wyzwanem w pisaniu muzyki do komedii, jest nie tylko pisanie zabawnej muzyki, ale również znalezienie odpowiedniej równowagi między melancholią, dowcipem, a w przypadku „Adolfa H.” również strachem, tragedią i oczywiście tempem. Zazwyczaj rola muzyki w komediach powinna polegać na nadawaniu im emocji.
Jak komponujesz? Czy korzystasz tylko z pianina, papieru i ołówka czy może to komputer jest głównym narzędziem?
Normalnie siadam przy pianinie i w ten sposób szukam swoich głównych pomysłów, ale potem przenoszę je na inne instrumenty albo na komputer i w ten sposób orkiestruję. Jeśli w muzyce istotniejsze jest samo brzmienie i dźwięk, zaczynam od razu od komputera. Ale moim najważniejszym celem, w przypadku komponowania muzyki filmowej, jest przeważnie znalezienie tych pierwszych pięciu nut właśnie na pianinie.
Czy znasz jakichś polskich kompozytorów muzyki filmowej?
Jestem wielkim fanem Komedy, dawnego kompozytora Polańskiego, który był również jazzmanem i zawsze miał bardzo oryginalne pomysły. Oczywiście podziwiam też Preisnera, Kilara i Kaczmarka. To ważne głosy w świecie filmu.
Jeśli nie kompozytorem, to kim byś teraz był?
Gdybym nie był kompozytorem, moje życie byłoby znacznie prostsze, ale jednocześnie nudniejsze. Prawdopodobnie zostałbym nauczycielem.
Jakie są Twoje plany? Nad czym teraz pracujesz?
W tej chwili pracuję nad dramatem pod tytułem „Das Blaue Vom Himmel” (tytul roboczy). To film młodego reżysera Hansa Steinbichlera. Przyznam że jestem mocno zdesperowany, bo nie udało mi się jeszcze nic dobrego wymyśleć, ale mam nadzieję że w najbliższych tygodniach na coś wpadnę!
Dziękuję za Twój czas i powodzenia z najnowszymi projektami!
0 komentarzy