Słoneczne, greckie plenery są świadkiem dość ponurych wydarzeń. Ginie człowiek, potem jest ucieczka, parę poślednich przestępstw, wreszcie dramatyczny zwrot. Hossein Amini, reżyser „Rozgrywki”, traktuje swoich widzów serio. Stworzył wciągający i inteligentny thriller, w którym dobrze poprowadzona akcja współgra z intrygującą myślą.
Serio traktuje też odbiorców Alberto Iglesias. Kompozytor nie ma w zwyczaju przymilać się gładkimi tematami, ani też sięgać po prostacką epikę. Zamiast tego serwuje gęste, często niełatwe faktury. „Rozgrywka” stanowi kontynuację stosowania tej metody. W dużym stopniu powiela znane już pomysły – ze „Szpiega”, „Skóry, w której żyję” i innych. Jednocześnie odcina się od popularnych współcześnie konwencji, stawiając Iglesiasa wśród kompozytorów niepoddających się łatwo modom.
Ewidentnie najlepszym utworem na płycie jest „Main Titles”. Ileż w tej kompozycji fantazyjności, niespodziewanych zwrotów, rozkosznego igrania ze słuchaczem. Iglesias co i rusz zmienia tempo, żongluje nastrojami, a przy tym utwór pozostaje zwarty. O jego jednolitości przypominają żywe fortepianowe pościgi i tajemnicze, melodyjne wejścia instrumentów dętych drewnianych. Kompozycję tę można śmiało stawiać na równi ze słynnym otwarciem „Szpiega”.
Potem jest niestety gorzej, ale tylko na płycie. Jak to często w przypadku Iglesiasa bywa, „Rozgrywka” sporo traci przy samodzielnym odsłuchu. Poszczególne utwory wydają się chaotyczne. Kompozytor unika klarownej prezentacji tematów. Woli je zatopić w złożonych kawałkach, bawić się strzępkami, co utrudnia wejście w muzykę.
Najsilniej zaznacza się romantyczny motyw głównych bohaterów („Chester & Colette”). Dzięki przejrzystej strukturze i oszczędnej orkiestracji odcina się od gęstego charakteru całej kompozycji. Bardzo dobrze został również wyeksponowany w filmie, gdzie towarzyszy miłosnym scenom, niezależnie od tego, którzy bohaterowie akurat w nich uczestniczą.
„Rozgrywka” jednak nie romantyzmem, a suspensem stoi. Iglesias nie bawi się zasadniczo w dyskretne i ciche budowanie napięcia. Stawia na herrmannowską gwałtowność. Pomagają mu w tym gorączkowo rozedrgane smyczki i ekstatycznie rozbuchany temat, w którym wreszcie można odnaleźć słodką melodyjność, tyle że zakłócaną rytmiczną perkusją i ostrymi frazami skrzypiec („Looking for Wife”).
Na ekranie ta emocjonalna furia robi doskonałe wrażenie. Pozwala głęboko wejść w sceny pełne napięcia i kreuje atmosferę podobną do tej z filmów Alfreda Hitchcocka. Jeżeli przy tym porówna się materiał zebrany na płycie i funkcjonowanie muzyki w obrazie, w tym drugim przypadku ścieżka dźwiękowa wydaje się rozwodniona. Bardzo często bowiem reżyser gra ciszą i zaznacza się ona znacznie mocniej, niż co poniektóre duszne utwory Iglesiasa.
Zasadniczo jednak kompozytor nie tylko buduje impet scen o największym nerwie oraz romantycznym motywem dba o liryczną stronę. Bez większej ostentacji wskazuje też na egzotykę miejsca akcji („Mountains”). Pociągłymi frazami instrumentów dętych drewnianych i szarpanymi akordami gitary utrzymuje atmosferę niepokoju. Na ogół właściwy efekt wywołuje jedynie krótkimi, ale dobrze wycelowanymi kawałkami, a nie rozbudowanymi motywami.
Nie jest to przy tym propozycja dla niedzielnych słuchaczy muzyki filmowej. Nieco przydługie wydanie oferuje sporo niełatwej, ale też mocno związanej z obrazem kompozycji. Można też kręcić nosem na fakt, iż Iglesias nie prezentuje nic nowego. „Rozgrywka” jest bardzo mocno osadzona w jego stylu i choć o autoplagiacie nie ma mowy, pozostawia głód świeżości. Fanom kompozytora nie będzie to przeszkadzać, ale pozostałych zadowoli pewnie jednorazowe przesłuchanie tej pracy.
Zgoda. Nie wiem jeszcze co prawda, jak to wypada w filmie, ale płytowo jest nudno po prostu, często nijako, jednostajnie – a przecież krążek niezbyt długi.