Łasuch
„…mieszanka powagi i nutki baśniowości…”
Nic tak obecnie nie jest popularne jak postapokalipsa, zwłaszcza po pandemii koronawirusa z 2020 roku. Choć sama koncepcja od czasów „Mad Maxa” mogła ewoluować na poziomie technicznym (upadek świata z powodu buntu maszyn/mutacji zwierząt/katastrofy nuklearnej), zawsze skupiano się na przetrwaniu ludzkości w nieprzyjaznej atmosferze. Nie inaczej jest w przypadku serialu Netflixa „Łasuch”, na podstawie komiksu Jeffa Lavine’a – choć bardziej przypomina baśń niż SF. Bohaterem jest chłopiec wychowany na odludziu świata, w którym wirus niemal wykończył całą ludzkość. W tym samym czasie pojawiły się/rodziły hybrydy, czyli pół-dzieci, pół-zwierzęta, tępione przez wojsko albo wykorzystywane w celu znalezienia szczepionki na wirusa.
Gus też jest taką hybrydą (dokładnie pół-jeleń), wychowywany przez ojca na terenie parku przyrody. Kiedy ojciec umiera, 10-letni chłopiec wyrusza przed siebie aby odnaleźć matkę. Pomaga mu w tym poznany wielkolud (były zawodnik futbolu amerykańskiego) i dochodzi do konfrontacji z nieprzyjaznym, nieufnym światem. Niby nic nowego, ale jest to rzecz świetnie zrealizowana, niemal kolorowa, z przyzwoitym aktorstwem oraz mocnym cliffhangerem. Na szczęście ogłoszono, że będzie ciąg dalszy.
Także muzycznie jest ciekawie, co jest zasługą Jeffa Grace’a. Wybór tego kompozytora nie jest zaskakujący, gdyż twórcą serialu jest stale współpracujący z maestro reżyser Jim Mickle (m.in. „Cold in July”). I mimo sporej ilości piosenek wplecionych w tło, ta muzyka ma swoje miejsce, zaś relatywnie krótki album (około godziny) pozwala łatwo wejść do tego pokręconego świata.
Już otwierające całość „Story of a Boy” przedstawia nam ogólny ton. Bardzo delikatne, brzmiące niczym echo dźwięki klawiszy, do których dołączają sielskie nuty harfy i smyczków i po chwili daje o sobie znać temat przewodni. Jest on mocno folkowy, prowadzony przez gitarę akustyczną, podniosłe smyczki oraz perkusję. Pełnej klasy nabiera w pojawiającym się w czołówce utworze tytułowym. Jest to mieszanka powagi i nutki baśniowości. Ten nastrój towarzyszy naszemu bohaterowi. Przeurocze „Gus” z niepokojącym zakończeniem, czarujące „The Story of Hybryds”, skoczne „Colorado”, gdzie wchodzi marszowa perkusja, czy melancholijne „Storm” – te liryczno-baśniowe momenty są sercem „Łasucha”, tworząc z nim silną emocjonalnie więź.
Niemniej maestro nie zapomina o budowaniu atmosfery, w czym pomaga doświadczenie nabyte przy kinie grozy. Dwuczęściowe „The Great Crumble” opisuje pojawienie się wirusa oraz początek końca ludzkości. Sygnalizuje to ciągła zmiana tempa: od powolnych smyczków i pojedynczych dźwięków dęciaków przez tykającą perkusję z plumknięciami w tle, aż do bardziej elektronicznych wstawek oraz przyspieszenia tempa. Grace nie boi się uśpić naszej czujności i zaczyna niby spokojnie, lecz podskórnie nerwowo, aby później uderzyć z pełną siłą. Takie jest świdrujące uszy „The Stranger” zakończone uderzeniami perkusji i rozpędzone smyczkami „Bonfire”, które w pewnym momencie skręca właśnie w horror (zasługa użytego zestawu: perkusja, fortepian, smyczki i dęciaki).
Akcja też potrafi być mocarna – jak w „Jeppard”, choć zaczyna się on bardziej thrillerowo (tykanie, flet) i dopiero potem uderza w nas perkusją i przyspiesza. Następnie zaś podrzuca zapętlone solo skrzypiec, ostatecznie wyciszając sytuację wiolonczelą. Podobnym tonem uderza „The Last Men”, choć zaczyna się pędzącymi smykami zmieszanymi z elektroniką i dzwonami. Ten pęd trwa do połowy utworu, gdzie ustępuje miejsca trzaskom oraz coraz intensywniejszemu fortepianowi. Nawet gdy maestro używa znajomych elementów (rozpędzone smyczki, krótkie wejścia dęciaków, rytmiczna perkusja), nie wywołuje znużenia, co nie jest takie łatwe.
Jeszcze nigdy wcześniej Grace nie tworzył muzyki do tak dużego tytułu jak „Łasuch”, ale podołał zadaniu z nawiązką. Swoją muzyką bardzo przekonująco tworzy portret świata mrocznego i niepokojącego, ale ubarwia go baśniową estetyką, podkreślającą niewinność głównego bohatera. Już nie mogę się doczekać, co kompozytor przyszykuje do drugiej serii.
0 komentarzy