Na ścieżkach dźwiękowych do filmów Tomma Moore'a robi się coraz tłoczniej. Przy „Sekrecie księgi z Kells” Bruno Coulais współpracował z irlandzkim zespołem Kíla. Teraz do tej grupki dołączyły dwie panie: Nolwenn Leroy oraz Lisa Hannigan, które na co dzień prowadzą udane kariery piosenkarek i kompozytorek.
Na razie współpraca różnych twórców odbywa się gładko. Największe znaczenie dla muzyki w „Sekretach morza” ma przy tym Leroy. Co prawda nominalnie to nazwisko Coulaisa przeczytamy w napisach początkowych, lecz piosenkarka stanęła przed najistotniejszym zadaniem – skomponowaniem pieśni, do której odnosi się oryginalny tytuł filmu.
Otwierające płytę „Song of the Sea” pozwala od razu zapoznać się z nią w całości. Jest to zasadniczo ballada, jednak dość intrygująco gra tempem, unika łatwej melodyjności na rzecz bardziej nieoczywistych połączeń, mających wytworzyć atmosferę tajemnicy. Pod względem aranżacyjnym wydatnie eksponuje ciepły, lecz jakby suchy wokal Lisy Hannigan. Tło, choć wyciszone, mieni się barwami, szczególnie powtarzanymi frazami instrumentów szarpanych, ale pojawiają się też cymbały, flet, subtelne smyczki i delikatne perkusjonalia. Charakter tego zestawu kryje już rękę Coulaisa, który przepada za gęstymi, a przy tym lekkimi konstrukcjami.
Linia melodyczna „Song of the Sea”, również ze względu na ogromne znaczenie dla fabuły obrazu, funkcjonuje jako temat główny, a zarazem tylko on zapada w pamięć podczas seansu. Coulais, podobnie zresztą jak w „Sekrecie księgi z Kells”, mniejszą wagę przywiązuje do motywów. Najbardziej rozbudowany prezentuje w „The Mother's Portrait” – to przyjemna, choć niezbyt wyróżniająca się melodia zaaranżowana na wybijający się z miękkiego tła fortepian. Poza tym kompozytor tworzy raczej melodyczne zajawki, które wsuwa czasem, by wzmocnić daną scenę. Zwraca uwagę chaotyczny początek „In the Streets”, z trąbiącymi niczym słonie instrumentami dętymi blaszanymi. Co ciekawe, w dalszej części utworu pojawia się króciutki smyczkowy kawałek żywo przypominający słynne „W grocie Króla Gór”, co zabawnie koresponduje z ekranowymi wydarzeniami.
Intryguje i budzi niepokój krótki temat oparty na powtarzanej frazie fortepianu, obecny w „Something Is Wrong”. Świetnie współgra z nim cichy wokal Hannigan, a potem solowe skrzypce. Największe zdumienie budzi natomiast „Run”, gdzie Coulais sięga po bardzo typowe dla współczesnej muzyki filmowej smyczkowe ostinata. Ten kawałek i na płycie, i w filmie brzmi tak obco, jakby wypłynął z zupełnie innego świata.
Bowiem największą zaletę „Sekretów morza” stanowi, co może zaskakiwać, pewna hermetyczność. Analogicznie w stosunku do „Sekretu księgi z Kells” Coulais, przy pomocy zespołu Kíla, stawia przede wszystkim na oryginalne brzmienie. Sięga po podobne jak uprzednio środki, szczególnie pod względem wykorzystania perkusjonaliów oraz – mniej lub bardziej wyraźnym – nawiązywaniu do tradycyjnej muzyki irlandzkiej. Muzyczny świat „Sekretów morza” jest jednak nieco inny – bardziej skupiony, powolny, a zarazem mniej odległy, niesiony melodią oraz chwytami aranżacyjnymi zawartymi w piosence.
Proszę zwrócić uwagę na drobne momenty w rodzaju niespełna minutowego „Seals”. Niby nic tu nie ma ciekawego; długie frazy skrzypiec i migoczące dzwonki. Jakże szybko potrafią jednak stworzyć klimat magii, tajemnicy. W tym krótkim kawałku widać księżyc odbijający się od morskiej toni, albo błyszczące gwiazdki, które wskazują drogę bohaterom filmu. Cała kompozycja jest zresztą jednocześnie płynna i połyskliwa. Coulais doskonale czuje się w świecie morza, co udowadniał już w imponujących „Oceanach”. Cymbałami, czy harfą tworzy złudzenie płynącej wody, niemal cały czas obecnym, mrocznym, ale nie złowrogim akompaniamentem kreuje natomiast wizje tajemnych ciemności podmorskich grot.
Jak to przy tym u Coulaisa bywa, odbiór płyty wymaga skupienia. Tej muzyki trzeba poświęcić pełną uwagę, by wychwytywać poszczególne małe pomysły, z pozornego chaosu wydobywać niezwykłą atmosferę. Czas i wysiłek zostaną jednak nagrodzone. Drugiej takiej kompozycji po prostu nie znajdziecie. Nawet jeśli wydaje się nieco słabsza niż „Sekret księgi z Kells”, kreuje świat na tyle osobny, na tyle barwny i na tyle oryginalny, że nie sposób jego wartość przecenić.
0 komentarzy