Po sukcesie „Porachunków” Guy Ritchie wysoko zawiesił poprzeczkę, jeśli chodzi o komedie gangsterską z UK a la Quentin Tarantino. Choć wydawało się to niemożliwe, udało się mu ją przeskoczyć dzięki jeszcze lepszemu „Przekrętowi”. Tutaj znów mamy masę bohaterów, którzy chcą zdobyć pewien drogocenny przedmiot – tym razem diament. Żydzi, Amerykanie, Ruscy, Cyganie, szef ustawiający walki i karmiący ludźmi swoje świnie, Kuloodporny Tony i pewien piesek – dzieje się wiele, humor jest ostry, a akcja zapieprza niczym Michael Schumacher w bolidzie Formuły 1.
I tak jak w poprzednim filmie, tak i tutaj mamy do czynienia z wariacką kompilacją piosenek, przeplataną dialogami, czasem naprawdę dowcipnymi, jak w przypadku „Zee Germans”, „Avi Arrives” czy „Shrinking Balls”. Powraca też kompozytor John Murphy, ale jego robota jest ograniczona tylko do jednego utworu. „Hava Nagila” to skoczna melodia zabarwiona żydowskim klimatem – wolny akordeon i charakterystyczna gra skrzypiec, coraz bardziej przyspieszającą, zapętlona (brakuje tylko zaśpiewu „Szalom”). To jednak tylko fragment tego szalonego świata, do jakiego zapraszają nas producenci płyty.
Krążek zaczyna się elegancko, dynamicznie i skocznie, gdyż taki jest „Diamond” – to niejako wizytówka oraz znak rozpoznawczy tego dzieła. Charakterystyczny kontrabas, jazzowa perkusja, odrobina elektroniki i jest taki klimat, że można nawet do tego kawałka tańczyć. Równie mocny i przebojowy jest noise’y-techno o nazwie „Supermoves”, jednak tuż po chwili następuje gwałtowna zmiana brzmienia na klasyczne, hiszpańskie rytmy. Atmosfera się jednak uspokaja dzięki nieśmiertelnemu klasykowi od The Stranglers, których „Golden Brown” pozwala się odprężyć.
Po tym numerze album leci w stronę funku oraz reggae, by w końcu zaserwować aż trzy mocne strzały. Pierwszym jest niebezpiecznie pulsujące oraz świszczące niczym elektryczny bat „Disco Silence”, opisujące scenę zabójstwa psa przez sforę. Drugim mroczne i niepokojące „Angel” od niezawodnego Massive Attack, a trzecim agresywne „Fuckin’ In the Bushes” grupy Oasis (konfrontacja z Cyganami). Zatem co utwór, to uderzenie zapadające w pamięć.
„Snatch” to soundtrack dość niejednoznaczny i niełatwy w ocenie. Z jednej strony znajdziemy na nim kilka nieśmiertelnych klasyków, ale z drugiej przeszkadza monotonne brzmienie reggae oraz inne wstawki „czarnej” muzyki, niezbyt pamiętnej. Także bardzo skromny udział Johna Murphy’ego nie pomaga. Powiem krótko – muzycznie „Przekręt” nie do końca wypalił i ode mnie dostaje mocne trzy nutki z połówką.
0 komentarzy