Poruszający – tak jednym słowem można opisać najnowszy film Gabriela Muccino z Willem Smithem w roli głównej (obaj panowie spotkali się już wcześniej na planie "
W pogoni za szczęściem"). "Siedem dusz" to historia człowieka, który realizuje pewien tajemniczy "plan". Jego naturę i przyczynę poznajemy stopniowo, wraz z rozwojem fabuły, jednak im więcej się dowiadujemy, tym bardziej nierzeczywiste wydają się zamiary głównego bohatera. To fascynujący obraz, w którym bardzo inteligentnie dozowane są emocje i napięcie. Najważniejsza jest tutaj jednak historia, dlatego warto wystrzegać się wszelkich spoilerów, by odkrywać ją podczas seansu filmu, tak jak zaplanował to reżyser.
Opisanie muzyki z "Siedmiu dusz", bez zdradzania fabuły, jest niezwykle trudne, bowiem najciekawsze i najbardziej wyraziste jej fragmenty, związane są z kulminacyjnymi momentami filmu. Jest to przykład ścieżki dźwiękowej, która wraz z postępem fabuły ewoluuje, zmierzając ku oczywistemu katharsis. Emocje, za które odpowiada muzyka, sączą się wąskim strumykiem przez znaczną część filmu, aby ostatecznie eksplodować i zalać nas powodzą dramatyzmu. Siła tego muzycznego punktu kulminacyjnego jest tym większa, że ścieżka dźwiękowa przez cały czas podtrzymuje w filmie stan napięcia i oczekiwania na coś ważnego, przejmującego, ale i niejednoznacznego. Zupełnie jak w "
Kobiecie w błękitnej wodzie" ma się wrażenie, że każda nuta zadedykowana jest tej jednej, kulminacyjnej kompozycji, która swoją potęgą ma zwalić słuchacza z nóg. Trudno uwierzyć, że tak doskonale zaplanowana, skomponowana i wykonana partytura, jest zasługą artysty dopiero zaczynającego swoją karierę w świecie muzyki filmowej…

Kompozytorem tym jest Angelo Milli, Wenezuelczyk nie mający do tej pory do czynienia z Hollywoodzkimi produkcjami. Zauważony został dzięki swojej muzyce do meksykańskiego obrazu "La Mujer de Mi Hermano", którą podobno Gabriele Muccino usłyszał na iPodzie swojego brata. Zafascynowany nią reżyser, stworzył na jej podstawie temp-track do "Siedmiu dusz" i ostatecznie postanowił też zaprosić Milli do współpracy. Efektem tego jest ponad 47 minut muzyki, będącej doskonale zrównoważoną hybrydą symfonicznego brzmienia i elektroniki. Jej faktura jest niebanalna, choć w kontekście współczesnych ścieżek dźwiękowych niezbyt oryginalna. Dominują smyczki i fortepian, które uzupełniane są spreparowanym brzmieniem pianina Rhodesa (nagrywane od tyłu i miksowane z normalną wersją). Angelo Milli wykorzystuje też chóry, potęgujące podniosłą, niemal mistyczną, wymowę kulminacyjnej sceny filmu.
Słuchając muzyki z "Siedmiu dusz" trudno nie zauważyć wpływu innych kompozytorów na styl Angelo Milli. Mamy tu charakterystyczne fortepianowe motywy, kojarzące się z twórczością Thomasa Newmana, ale też płynne, elektroniczne tekstury Cliffa Martineza. Zresztą "
Solaris", autorstwa tego ostatniego, jest tutaj doskonale słyszalne nie tylko jako inspiracja, ale i prawdopodobny temp-track. Szukając innych podobieństw można by wymienić takie tytuły jak "
K-pax", "
Michael Clayton" czy "
Fracture", jednak mnogość tych podobieństw nie odbiera klasy muzyce Milli. Mimo, że niewiele tu oryginalności, to jest w tej ścieżce dźwiękowej coś przejmującego i przykuwającego uwagę. Podobnie jak Mark Isham w "
Mieście gniewu", Wenezuelczyk prostymi środkami kreuje wrażenie eterycznego mistycyzmu i pełnej napięcia atmosfery, przez którą jednak przebijają się promienie nadziei. Ich kulminacja następuje w blisko dziesięciominutowym utworze "Requiem", będącym najważniejszym punktem soundtracku jak i filmu.
Na płycie pojawia się kilka drobnych tematów, które jednak nie zapadają zbytnio w pamięć. Są to powolne, nostalgiczne melodie, grane głównie na fortepianie – coś czego przyjemnie się słucha, ale niekoniecznie potrafi się zanucić. Podobnie można zresztą scharakteryzować całą ścieżkę dźwiękową. Jej słuchanie potrafi wprowadzić w przyjemny, senny trans i trudno jednoznacznie określić czego to zasługa – faktury, harmonii czy melodii? Angelo Milli znalazł równowagę między tymi elementami, tworząc pełną hipnotycznego magnetyzmu muzykę dla "Siedmiu dusz". Muzykę doskonale manipulującą emocjami widza a jednocześnie potrafiącą zaoferować coś więcej poza filmem.
0 komentarzy