Nikt z widzów w 1992 roku nie był gotowy na taki film, jak „Psy”. Utrzymana w konwencji kina sensacyjnego, produkcja Władysława Pasikowskiego mówiła więcej o narodzinach III RP, niż jakikolwiek dokument. Gry teczkami, początki mafii, zgnilizna i degrengolada oraz ostatni sprawiedliwy – były ubek Franz Maurer (legendarna rola Bogusława Lindy). I mimo upływu lat, ten film nie chce się zestarzeć. Nadal porywa historia, kultowe dialogi, trafna obserwacja rzeczywistości oraz wyborne aktorstwo (jeszcze Marek Kondrat, Janusz Gajos, Cezary Pazura i Zbigniew Zapasiewicz). Równym kultem obrosła muzyka.
Jej autorem jest Michał Lorenc – wtedy stały współpracownik Pasikowskiego. Ten tytuł przyniósł kompozytorowi wielką sławę oraz przydomek ‘polski Morricone’. Jego muzyka jest taka, jak film – mroczna, ponura, pełna grozy. Już sam początek płyty zapowiada, że to nie będzie przyjemna przejażdżka. Mocne uderzenia perkusji zmieniające się w werble, dzwony, rozciągające się smyczki i trąbki, jakie nieco łagodzą całość. Ten krótki motyw jeszcze pojawi się kilka razy – m.in. w 6-minutowej „Uwerturze”, która, nie wiedzieć czemu, znajduje się na samym końcu, czy w aranżacji smyczkowej w „Dom, skrzypce, harfa”.
Lorenc, wspierany przez Moskiewską Orkiestrę Symfoniczną, tworzy bardzo silną emocjonalnie melodykę, sięgając po hollywoodzkie wzorce akcji. Nerwowa, niemal horrorowa gra sekcji smyczkowej („Zakochany kumpel” – tak gęstych emocji za pomocą prostych środków nie powstydziłby się Howard Shore; czy „Oni”, gdzie pod koniec smyczki niemal świdrują), potężne uderzenia kotłów („Śmierć ubeka” ze smyczkami niczym policyjne syreny) – buduje to niemal duszny i ciężki klimat czasów, gdzie prosty podział na dobrych i złych zatarł się nieodwracalnie. Zdarzają się też niepokojące wystrzały dęciaków („Wojna”), które potęgują napięcie. I nawet, jeśli pojawiają się krótkie momenty oddechu (łagodne dźwięki harfy w „Toaście”), nie zmieniają one posępnego charakteru partytury.
Wizytówką „Psów” jest jednak coś zupełnie innego – liryka. Pojawia się ona już w „Kołysance”, w której wybija się piękna, melancholijna solówka trąbki. Motyw ten jest związany z relacją między Franzem a Angelą (czyżby to była miłość?), budując inny, bardziej elegijny klimat. Przejmująca trąbka to także jeden z wiodących elementów ścieżki, pojawia się także m.in. w poruszającej „Zbrodni” oraz finałowej wersji „Kołysanki”.
Jednak mimo tak silnych emocji, „Psy” nie są idealnie wydaną muzyką filmową. Pierwszą poważną wadą jest niezgodne z chronologią ułożenie materiału oraz spora ilość krótkich utworów, których czas trwania rzadko przekracza dwie minuty. Po drugie, w kompozycje wpleciono dialogi oraz różne filmowe dźwięki (odgłosy kroków, szczekanie… psów). Spora część kompozycji to przy tym underscore, który sprawdza się wyłącznie na ekranie. Nie zmienia to faktu, że był to pierwszy tak duży projekt Polaka, który przyniósł mu rozpoznawalność. Po tej pracy Lorenc mógłby nawet powiedzieć: I co wy, k***a, możecie wiedzieć o komponowaniu?
Kurde dzięki ; ) 2 recka M. Lorenca. Świetna płyta, mam ją zawsze w samochodzie : )