Ten przygodowy, nominowany do trzech Oscarów western z połowy lat 60. ubiegłego stulecia zaczyna się z grubej rury – Burt Lancaster, Lee Marvin, Robert Ryan i Woody Strode zostają w efektownym montażu zwerbowani przez bogatego Teksańczyka, by odbić jego młodą i piękną żonę o twarzy Claudii Cardinale z rąk podłego Jacka Palance. Od razu zostajemy więc rzuceni na głęboką wodę, poznajemy charaktery głównych bohaterów i stawkę, o jaką toczy się gra – a wszystko to przy akompaniamencie znakomitej muzyki Maurice’a Jarre’a.
Dla kompozytora, świeżo opromienionego sukcesami „Lawrence’a z Arabii” i „Doktora Żywago” – którego na plan ściągnęły nie tyle owe tytuły, co też wcześniejsza kolaboracja z Lancasterem przy „The Train” – był to pierwszy western w bogatej karierze. Maestro idealnie odnalazł się jednak w stylistyce gatunku, z miejsca tworząc wspaniały temat, który po dziś dzień góruje nad późniejszymi jego ilustracjami kowbojskich historii, a nawet i stanowi dla nich oczywiste podwaliny (młodsze o dwa lata „Villa Rides!” brzmi jak ugładzona wersja „Zawodowców”).
Tenże temat otwiera oczywiście także i ułożony chronologicznie krążek, którego już pierwsze, jakże charakterystyczne nuty wciągają nas w klimat wielkiej przygody i nie pozwalają na moment oderwać się od głośników. Żwawa, pikantna, pełna mocy i chwytliwych dźwięków melodia jest na tyle nośna i pamiętna, że służy za podstawę dla całej ścieżki oraz bez problemu utrzymuje na swoich barkach film. „Proposition For The Professionals” jest przy tym także ciekawym zabiegiem, jakiego z reguły używa się do wypełnienia długaśnej, wieńczącej seans listy płac, czyli zlepkiem wszystkich najważniejszych tematów. Jak nietrudno się domyśleć, stanowi więc najjaśniejszy punkt całego albumu, jak i jego piętę achillesową, gdyż w ciągu pierwszych paru minut sprzedaje nam całą jego esencję. Na szczęście, mimo oczywistej jednolitości i niejakiej monotonności reszty materiału, ten w miarę krótki krążek oferuje jednak nieco więcej wrażeń.
Owszem, gros dalszych utworów jest w mniejszym lub większym stopniu oparte właśnie na motywie tytułowym, jednak nie można odmówić Jarre’owi pomysłowości kolejnych aranżacji (ta najlepsza to bodaj „Rigging The Pass”), jak i mnóstwa frajdy płynących z ich odsłuchu. Ponieważ film głównie akcją stoi, toteż i na płycie znajdziemy sporo atrakcyjnego action score’u, przy którym aż chce się wskoczyć na konia i po zebraniu odpowiedniej ekipy ruszyć w stronę zachodzącego słońca (albo wschodzącego – co kto lubi). Dodatkowym smaczkiem są tu oczywiście klimaty Meksyku (gdzie toczy się większość fabuły), które często i gęsto trafnie ubarwiają kolejne wariacje tematu głównego, stanowiąc atrakcję samą w sobie. Ba! Typowo taneczne, jednoznacznie kojarzące się z fiestą (lub sjestą – co kto woli) nuty mają tutaj nawet swoje pięć minut, zawarte w składającym się na kulminację filmu, przebojowym trio „Hacienda Happenings” – „Chiquita's Dance” – „Hacienda Ole”, z którego ten środkowy kawałek to nic innego, jak radosna przyśpiewka w jęz. hiszpańskim, pełna nieodzownych gwizdów, okrzyków i innych ujmujących ozdobników. Nie przeczę jednak, że do takich fragmentów trzeba mieć serce i przekonanie, wobec czego nie dla każdego mogą stanowić oczywisty plus, nawet jeśli w samym obrazie ciekawie kontrastują z pełnymi suspensu scenami.
Warto je jednak docenić w kontekście nieco rozjeżdżającej się końcówki albumu, która wchodzi po kolana w rejony liryczno-dramatyczne o wielce klasycznej strukturze narracji Golden Age’u, sporo tracąc bez odpowiedniego kontekstu (acz przejmujące „Chiquita's Demise” potrafi się nawet obronić bez ruchomych kadrów) oraz zahacza o niezbyt angażujący, dłużący się (druga połowa „The Escape and Storm”) i miejscami wręcz nieprzyjemny underscore („Desert Sun and Ehrengard's Collapse”), którego poza filmowa obecność jest po prostu zbędna. Fragmenty te psują nieco ogólne wrażenie, lecz szczęśliwie nie są w stanie kompletnie pogrążyć całej partytury w uszach odbiorcy. Posiada ona bowiem zbyt dużo klasy i cohones, by o jej ‘być albo nie być’ mogło zaważyć kilka minut wątpliwej jakości materiału.
„The Professionals” było reklamowane hasłem, które z powodzeniem można odnieść także i do muzyki Jarre’a: „It Captures the flavor of a brawling lusty Mexico!” („Oddaje smak awanturniczego, wesołego Meksyku!”). Wszystkich tych, którzy chcą się przekonać, jak dokładnie ten Meksyk smakuje, gorąco zapraszam więc do zapoznania się z opisywaną pozycją, także pod względem filmowym. Bo tych, którzy tę profesjonalną robotę znają z autopsji przekonywać nie trzeba…
0 komentarzy