Panic Room
Kompozytor: Howard Shore
Rok produkcji: 2002
Wytwórnia: Varese Sarabande / Colosseum / Volcano
Czas trwania: 30:05 min.

Ocena redakcji:

 

Dla wielu „Panic Room” to pierwsza wpadka w karierze Davida Finchera. Poniekąd jest to zrozumiałe, ponieważ po czterech świetnych, nieszablonowych i, przede wszystkim, wyjątkowo oryginalnych fabułach, twórca ten zaoferował widzom ‘jedynie’ zwykły thriller. Cóż jednak z tego, skoro jest to thriller z najwyższej półki, fenomenalnie zrealizowany, bardzo plastyczny i nadal stojący o klasę wyżej od większości tego typu produkcji. Największą zresztą siłą „Azylu” jest niesamowity klimat, jaki udziela się widzowi, a który bardzo dużo zawdzięcza m.in. ścieżce dźwiękowej.

 

Muzykę już po raz trzeci przygotował dla Finchera niezawodny Howard Shore, który po krótkiej rozłące powrócił do współpracy z reżyserem tylko po to, by potem rozstać się z nim na dobre. Z perspektywy czasu „Panic Room” można więc traktować, jako swoiste podsumowanie tej krótkiej, acz owocnej kolaboracji, jak i pewnego okresu w twórczości i stylistyce maestro, od jakiego w kolejnej dekadzie nieco się oddalił. Już wszak kilka miesięcy przed premierą filmu Finchera z powodzeniem zakończył on pracę nad pierwszą częścią „Władcy Pierścieni”, który to wciąż ciągnie się za nim, chociażby w postaci kolejnych odsłon „Hobbita”. Cała następna dekada to więc Shore rozbuchany, efektowny i wręcz efekciarski (ergo bardzo przystępny), podczas gdy wcześniej znany był on głównie z mrocznych, nieprzyjemnych, minimalistycznych partytur do równie ciężkiego kina (z wyjątkami oczywiście).

 

shore-1739346-1590001177I taki de facto jest też „Azyl” – to praca skąpana w posępnym, by nie powiedzieć iście grobowym underscore i niezbyt atrakcyjnych dysonansach (głównie sekcja dęta i smyczkowa). Praca w dodatku bardzo skromna, gdyż 30-minutowy album od Varese zawiera właściwie cały materiał wykorzystany w filmie. Te pół godziny może stanowić jednak nie lada wyzwanie dla naszych uszu i tolerancji, jeżeli nie mieliśmy styczności z filmem, a wcześniejsza twórczość Shore’a jest nam obca. Wtedy, poza wyśmienitym, miarowym „Main Title” (fragmenty którego usłyszeć możemy potem jeszcze w „Fourth Floor Hallway”), nic ciekawego tu nie znajdziemy. Sama tapeta z klimatem – ale za to jakim!

 

Kompozycja ta należy bowiem do tego typu ilustracji, które błyszczą w ruchomym obrazie, lecz poza nim wręcz odwrotnie. I rzeczywiście – już od pierwszych, iście hitchcockowskich kadrów muzyka nadaje rytm wydarzeniom, a wraz z ich rozwojem staje się dla widzów oraz bohaterów niemalże powietrzem, jakim nieświadomie oddychają. Soundtrack w dużej mierze decyduje więc o tym, że film trzyma w uścisku, z którego trudno jest się uwolnić, a gęsta atmosfera jest nie do zniesienia i zachodzi za skórę. Ot, cały Shore.

 

Przy czym jest to, mimo wszystko, Shore dalece bardziej nośny i chwytliwy zarówno od „Siedem”, jak i „Gry” (a już na pewno od „Milczenia owiec”). Fakt, być może także mniej od nich oryginalny, ale coś za coś. Ponieważ sam film jest bardziej dynamiczny, toteż i w nutach daje o sobie znać swoisty action score, jaki na krążku zawiera się głównie w dwóch następujących po sobie ścieżkach: „Caution – Flammable” i „Working Elevator”. Poza tematem przewodnim to jedyne atrakcyjniejsze kompozycje tutaj, robiące jednak wrażenie nie tyle melodyką, co strukturą oraz nieustannym stopniowaniem suspensu, jaki wzrasta z każdą kolejną sekundą.

 

Pozostała część score’u nie wyróżnia się już tak mocno, za to bardzo konsekwentnie kontynuuje budowanie klimatu zagrożenia, aż do kulminacji w „A Very Emotional Property” – także pozbawionej fajerwerków, lecz odpowiednio śrubującej niepewność odbiorcy i, jak sam tytuł wskazuje, perfekcyjnie grającej mu na emocjach.

 

Bardzo ciężko jest (d)ocenić album w jego autonomicznej formie, nie znając kontekstu. Co innego w filmie – tam ilustracja Shore’a jest prawdziwym majstersztykiem i bez jej obecności produkcja ta z całą pewnością straciłaby bardzo dużo. I tam też muzyce należy się najwyższa nota. Samą płytę polecić jest już jednak znacznie trudniej – jeden temat główny nie jest w stanie udźwignąć naszego zainteresowania, resztą łatwo jest się zmęczyć i wynudzić. Zamiast muzycznego azylu wzbudza raczej paniczną niechęć. Stąd finalna ocena taka, a nie inna.

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. Main Title
  • 2. Caution - Flammable
  • 3. Working Elevator
  • 4. Fourth Floor Hallway
  • 5. Locking Us In
  • 6. Castle Keep
  • 7. What We Want Is In That Room
  • 8. Zone 19 Disabled
  • 9. A Very Emotional Property
3
Sending
Ocena czytelników:
3 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...