Temat śmierci już wielokrotnie był poruszany przez twórców filmowych. Począwszy od tanich horrorów, thrillerów przez komedie aż po sensacje i dramaty – sposobów analizowania końca ludzkiego życia było mnóstwo. Zdarzały się też filmy, które opisując zjawisko śmierci, podkreślały wartość życia i ukazywały jego piękno, ulotność. Takim właśnie obrazem jest japoński zdobywca nieanglojęzycznego Oscara – "Okuribito" ("Pożegnania"). To historia wiolonczelisty, który po utracie posady, wraca ze swoją żoną do rodzinnego miasteczka. Szukając nowej pracy, przez zupełny przypadek, trafia do zakładu pogrzebowego, gdzie ma przeprowadzać ceremonie składania ciał zmarłych do trumny.
Twórcy filmu, ukazując tradycję japońskich ceremonii pogrzebowych, jednocześnie poruszają uniwersalne tematy i problemy nurtujące wszystkie cywilizacje, kultywujące obrządek chowania zmarłych. W przypadku "Pożegnań" pokazanie ludzkiego oblicza śmierci jest też sposobem na gloryfikację życia. Aby z tematyki uznawanej za ponurą i trudną, wypływało tak pozytywne przesłanie, twórcy obrazu wprowadzili kilka elementów ułatwiających jego odbiór. Jednym z nich jest konstrukcja filmu przypominająca piosenkę – ze zwrotkami i refrenami. Przedstawiona w nim historia jest co jakiś czas urozmaicana muzycznymi przerywnikami, które dają widzowi czas na kontemplację kolejnych jego etapów. Taki refren mogą stanowić występy głównego bohatera grającego na wiolonczeli lub bardzo wyrazista i dynamiczna muzyka Joe Hisaishiego w zaskakujący sposób ilustrująca tradycyjne japońskie obrzędy pogrzebowe.
Jeszcze jednym, niezwykle inteligentnym, sposobem na podkreślenie uniwersalności przesłania filmu, jest wykorzystanie drobnego fragmentu melodii "Ave Maria" Charlesa Gounoda i Johanna Sebastiana Bacha. To jedno z najpiękniejszych dzieł europejskiej muzyki klasycznej, wykorzystujące fragment łacińskiego tekstu modlitwy "Zdrowaś Mario". Wplecenie tej melodii w kontekst japońskich obrzędów pogrzebowych, wynosi treść filmu ponad wszelkie religijne podziały, jednocześnie czyniąc go jeszcze bardziej zrozumiałym dla zachodniego widza. Pod względem kompozycyjnym to kolejny dowód na muzyczną erudycję i inteligencję Joe Hisaishiego, który doskonale wyczuwa potrzeby filmu, zarówno w kontekście jego przesłania, jak i wymagań konkretnych scen.
Muzyka jest zatem niezwykle istotnym elementem "Pożegnań", który podkreśla wyjątkowość sposobu realizacji podjętego tematu. Dostosowuje się ona do wszystkich nieszablonowych pomysłów twórców filmu zaskakując swoją różnorodnością i wyrazistością. Znajdziemy tutaj zarówno ascetyczne, zahaczające o ambient kompozycje rodem z "Solaris", jak i charakterystyczne dla tego kompozytora radosne walczyki. Czasami w filmie jest wręcz śmiesznie, wtedy Hisaishi sięga po skoczne pizzicato i metrum 3/4, zbliżając się jednocześnie do minimalizmu Pascala Gaigne z "GranatowyPrawieCzarny". Całość obfituje oczywiście w eleganckie orkiestracje, oparte przeważnie na kwartecie smyczkowym, melodyjne tematy i mnóstwo pozytywnych wibracji. Najważniejszym instrumentem całej ścieżki dźwiękowej jest oczywiście wiolonczela – to na niej gra główny bohater filmu. Hisaishi udowodnił swoją biegłość w posługiwaniu się jej brzmieniem kilka lat wcześniej, organizując serię koncertów na fortepian i 9 wiolonczel ("A wish to the moon"). "Pożegnania" pokazują niezwykłą siłę tego instrumentu i głębię jego głosu, rozsiewając romantyczną melancholię już od pierwszych minut.
Mimo różnorodności kompozycji bardzo łatwo można znaleźć tutaj charakterystyczny odcisk muzycznego palca Joe Hisaishiego. To praca bardzo dojrzała i dramatyczna, miejscami zabawna, ale przede wszystkim pogodna. Japończyk prowadzi nas przez przeżycia głównego bohatera, prezentując towarzyszące mu emocje: smutek, strach, odrzucenie, ciekawość, zrozumienie, samoakceptację i w końcu radość. Wszystko to doskonale spisujące się jako dzieło autonomiczne, jednak pełnego znaczenia zyskując dopiero w połączeniu z obrazem. To kolejna świetna ścieżka dźwiękowa japońskiego kompozytora, odmienna od jego najpopularniejszych prac, jednak nie mniej fascynująca.
Piękny film! Polecam.