Ni no Kuni: Shikkoku no Madoushi
Kompozytor: Joe Hisaishi
Rok produkcji: 2011
Wytwórnia: FRAME
Czas trwania: 54:37 min.

Ocena redakcji:

 

Kto z fanów Studia Ghibli nie marzył, by chociaż wirtualnie przenieść się w światy stworzone na potrzeby wyprodukowanych tam filmów? To marzenie spełniło się. Artystów studia zaproszono do pracy nad grą „Ni no Kuni” – baśniowej RPG o wielkiej przygodzie małego chłopca. Mistrzowie animacji obdarowali ją unikalną oprawą graficzną i tak charakterystycznym dla obrazów Hayao Miyazakiego i Isao Takahaty sercem.

 

To producenci Studia Ghibli zaproponowali, by warstwą muzyczną zajął się Joe Hisaishi – nie tylko gigant japońskiej muzyki filmowej, ale też kompozytor silnie z nimi związany, z drugiej strony mający niewielkie doświadczenie w pisaniu ścieżek dźwiękowych do gier komputerowych. Podjął się jednak wyzwania i dołożył do „Ni no Kuni” swoją cegiełkę.

 

hisaishi-7696918-1590001028Jak sam przyznaje (patrz: filmik poniżej), skomponowanie materiału na potrzeby tej gry przyszło mu z łatwością. To czuć w trakcie odsłuchu krążka. W muzyce aż roi się od charakterystycznych dla Hisaishiego chwytów. Wystarczy przyjrzeć się tematowi głównemu. Po uroczystej fanfarze następuje delikatny mostek i zaraz potem łagodna melodia. Ten sposób konstrukcji utworu pojawiał się już w „Ruchomym zamku Hauru” czy „Księżniczce Mononoke”. Sama melodia jest oczywiście najwyższej klasy. Nikomu innemu nuty tak swobodnie się nie rymują, tak logicznie nie dopełniają, jak Hisaishiemu. „Ni no Kuni” nie stanowi wyjątku.

 

Ta kompozycja zdecydowanie tematami stoi. Chociaż wiodąca melodia pojawia się regularnie, dopełniają ją inne, tylko nieznacznie gorsze. Szczególną uwagę zwraca choćby zdecydowany (i jakże przewrotnie zatytułowany) „Imperial March”, z charakterystyczną, dynamiczną partią trąbek. Prawdziwą perełkę stanowi miękki, przypominający klimatem nieśmiertelny „Poranek” Edwarda Griega, „Morning of Beginning”, z naśladującą ptasie trele partią fletu. Nie można także pominąć nieco staroświeckiego „Hotroit”, wydającego się czerpać z jazzowo-klasycznej mieszanki spod znaku Gershwina. Rys całości jest zresztą zdecydowanie zachodni i to z ukłonem w stronę Hollywood z nieśmiertelnym (obecnym nie tylko we wspomnianym tytule, ale i w brzmieniu orkiestry) Johnem Williamsem na czele.

 

Kłopot polega na tym, że przez większość czasu towarzyszy wrażenie wtórności. Hisaishi czerpie z doświadczenia w ilustrowaniu filmów fantasy zarówno dla Studia Ghibli (wyraźne echa „Spirited Away” i szczególnie „Ruchomego Zamku Hauru”), jak i innych producentów („The Legend of Four Gods”). Nie da się tego wyjaśnić jedynie charakterystycznym stylem kompozytora. W istocie balansuje on między korzystaniem z typowych dlań środków, a kopiowaniem samego siebie. Nie oznacza to przy tym, iż „Ni no Kuni” nie ma własnej artystycznej twarzy. Jego osobowość buduje zanurzona w klasycznej formie przygodowa brawura, doprawiona delikatnymi akcentami etnicznymi (irlandzki folk w temacie głównym, bliskowschodnie „Desert Kingdom’s Town”). Hisaishi chętniej sięga tym razem po instrumenty dęte drewniane, niż swój ulubiony fortepian. W twarzy tej ścieżki dźwiękowej odbijają się więc rysy innych jego prac, lecz nie rozmywa to jej indywidualności. Inna sprawa, że niektóre fragmenty, niezależnie jak bardzo wtórne, swoją tematyczną siłą i olśniewającą orkiestracją po prostu wbijają w fotel.

 

Całość jest przy tym bardzo zwarta, doskonale wyważona, ciekawa i wyśmienita w odsłuchu. To niby nic nowego, ale działa tu mechanizm podobny do niedawnej „Baarìi” Ennio Morricone. Kompozytor daje słuchaczom to wszystko, czym przez lata zaskarbił sobie ich sympatię – tworzy pracę dojrzałą, przemyślaną, ale także bezpieczną, zawierającą dokładnie to, czego można było się po nim spodziewać i nic więcej. Pisanie na potrzeby innego medium niż film, nie otworzyło w Hisaishim potrzeby innowacji, co może trochę rozczarowywać, ale również dzięki temu właśnie udało się przemycić na konsole unikalną atmosferę filmowego uniwersum Studia Ghibli. A tego przecenić nie można.

 

P.S. Omawiana płyta powstała przy okazji wydania w Japonii „Ni no Kuni” na konsolę Nintendo DS. W marcu 2013 roku pojawiła się także wersja przeznaczona na rynek amerykański, wzbogacona o dodatkowy krążek z nieopublikowanym wcześniej materiałem z wersji gry na konsolę PS3.

 

Autor recenzji: Jan Bliźniak
  • 1. Ni no Kuni Main Theme
  • 2. Morning of Beginning
  • 3. Hotroit
  • 4. Incident Occurrence!
  • 5. Arie/Recollection
  • 6. Shizuku
  • 7. Mighty Magic
  • 8. Field
  • 9. Neko Kingdom’s Castle Town
  • 10. Desert Kingdom’s Town
  • 11. Imperial March
  • 12. Crisis
  • 13. Tension
  • 14. Battle
  • 15. Jabo, The Black Wizard
  • 16. Imargen Battle
  • 17. Labyrinth
  • 18. To the Decisive Battle
  • 19. Final Battle
  • 20. Miracle/Reunion
  • 21. Fragments of Hearts – Mai
4
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

1 komentarz

  1. Mefisto

    W sumie zgoda – niby nic świeżego, ale słucha się wybornie. Śmiem nawet twierdzić, że to najlepszy Hisaishi od ładnych paru lat.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Asian X.T.C

Asian X.T.C

Rocznie na całym świecie powstaje mnóstwo filmów i nie mniej ścieżek dźwiękowych jest wydawanych na płytach. Zapoznawanie się z nimi wszystkimi jest z oczywistych powodów niemożliwe, dlatego nikt tak naprawdę nie wie ile arcydzieł i naprawdę świetnych ścieżek...

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...