Film Richarda Sarafiana (zmarłego niedawno twórcy kultowego „Znikającego punktu”) – znany także pod nazwą „The Arab Conspiracy” lub „Double Hit” – to kompletnie zapomniany i raczej niezbyt wysokich lotów thriller szpiegowski z Seanem Connery, Cornelią Sharpe oraz kojarzonym głównie z roli przeciwnika 007, Emilio Largo, Adolfo Celim w obsadzie (w tle można dostrzec też młodziutkiego Lance’a Henriksena). Dla Michaela Kamena był to jednak dość ważny tytuł w karierze, ponieważ stanowił jego pełnometrażowy debiut kompozytorski.
Ponieważ „Arabski spisek” jest niestety słabo dostępny – istnieje jedynie zachodnie DVD o koszmarnej jakości, będącej wynikiem konwersji z formatu VHS – toteż niniejszy tekst opiera się wyłącznie na autonomicznym odsłuchu (i w miarę możliwości zostanie kiedyś uzupełniony względem filmu). Sam album także zresztą swą jakością nie grzeszy – muzykę wydano do tej pory wyłącznie na płycie winylowej, w okolicach premiery filmu. Nieoficjalnie można ją także znaleźć na bootlegu-kompilacji z „Lethal Weapon” i „Mona Lisa” (które całkiem niedawno doczekały się swoich odświeżonych, odrębnych wydań). Jak więc widać jest to pozycja z problemami.
Na szczęście sam niespełna pół godzinny materiał wart jest odrobiny uwagi. Muzyka Kamena jest bowiem naprawdę ładna oraz wystarczająco zróżnicowana i bogata, by się spodobać, a do pewnego stopnia nawet zachwycić. Co prawda mamy tu do czynienia z bardzo prostymi tematami, które technicznie pozostawiają dziś nieco do życzenia, jednak emocjonalność, na jaką postawił maestro, jest ponadczasowa i potrafi chwycić za serce.
Taki jest właśnie otwierający album temat Nicole – lekko nieśmiała liryka, z gitarą w roli głównej, której wtórują smyczki i klarnet, stanowi nadzwyczaj ciepły kawałek muzyki, w jakim łatwo się zatracić. To zresztą temat przewodni tej pracy, który znajduje swoje zgrabne, pełnoorkiestrowe rozwinięcie w jeszcze ładniejszym „Beach Scene” oraz kulminacji w postaci ślicznego „Finale”, gdzie na pierwszy plan wysuwa się jeszcze fortepian. Oparto nań także fragmenty „Magic City” – bardziej jednak posępnej melodii – jak i piosenkę z wokalem Roberta Fitoussi. Piosenka ta stanowi jednocześnie jeden z trzech ‘dodatków’ do score’u. Na pozostałe dwa składa się inny utwór śpiewany, „Stay With Me” Tashy Tomas oraz – co stanie się tradycją u Kamena – aranżacja klasyki, jaką w tym wypadku jest jedna z sonat Gianniniego. Żaden z tych swoistych bonusów, mimo pogłębienia różnorodności tematycznej albumu, nie wzbudził jednak u mnie szybszego tętna. Z drugiej strony każdy z nich jest na swój sposób piękny i ładnie uzupełnia się z ilustracją Kamena.
Co innego pozostała, żywsza i bardziej dramatyczna część ilustracji, a więc stosowny suspens i skromny action score w postaci „Baxter Bus” oraz „Irish Drive”. Ten pierwszy to typowe dla kompozytora stopniowanie napięcia za pomocą pokaźnej sekcji dętej i elementów perkusyjnych. Z kolei tytuł drugiego mówi właściwie wszystko – to pędząca przed siebie, chwytliwa melodia, która z miejsca przywodzi na myśl Zieloną Wyspę. Utwór być może sztampowy w swej formie, ale niezwykle atrakcyjny.
Dynamiką, lecz jednak zupełnie innego sortu, porywa też „Carnival and Ride”, który stanowi lekki przedsmak późniejszego „Brazil”, a więc klimatów południowoamerykańskiego karnawału, co ma zapewne stosowne odzwierciedlenie na ekranie. Tą krótką wyliczankę równie krótkiej płyty warto zakończyć na najbardziej chyba osobliwym fragmencie kompozycji, czyli „Sweet Sweet Baby Girl”. Jest to typowo jazzowy przebój, w którym swe wokalne możliwości prezentuje sam… Kamen. A to raczej nie zdarza się zbyt często. Utwór ten sam w sobie jest dość banalny, choć, tak jak i reszta ilustracji, odpowiednio zajmujący, niezwykle przyjemny i zwyczajnie fajny.
I tak chyba należy traktować to wydawnictwo – jak fajną, zgrabną ciekawostkę z lekką nutą nostalgii. Tak przynajmniej będą odbierać ją postronni słuchacze, których z pewnością bardziej uderzy wspomniana prostota, jak i brak większej spójności stylistycznej (oprócz powracającego motywu Nicole pozostałe ścieżki mocno różnią się brzmieniem i klimatem). I oni mogą sobie odjąć od powyższej oceny jedno oczko. Fani kompozytora powinni być jednak w pełni ukontentowani i miło spędzić czas. Tak przynajmniej było w moim przypadku.
0 komentarzy