Jeżeli ktoś twierdzi, że rok 2005 był udany dla Patricka Doyle’a wyłącznie z powodu jego zatrudnienia przy filmie "Harry Potter i Czara Ognia" to jest w wielkim błędzie. Otóż niemal sześć miesięcy wcześniej ten szkocki kompozytor stworzył inną świetną partyturę, które mogła przyczynić się do wzrostu zainteresowania jego osobą. Tak się składa, że na początku 2005 roku powstał film "Niania", do którego muzykę napisał właśnie Patrick Doyle i trzeba przyznać, że wyszło mu to bardzo dobrze. Obraz ten opowiada o siódemce dzieci niejakiego pana Browna, które są chyba najbardziej niegrzecznymi bachorami na świecie. Pan Brown ciągle słyszy, że najlepszą opiekunką dla jego potomstwa byłaby osoba o nazwisku McPhee. Niestety, nie zna jej i nie wie też, gdzie mógłby ją znaleźć. Jednak pewnego wieczoru, gdy dzieci sieją spustoszenie w kuchni, w drzwiach staje legendarna Niania McPhee – surowa, poważna i strasznie brzydka kobieta… Film ten jest przepełniony magią i niezwykłym klimatem, który sprawia, że jest to nadzwyczaj wciągająca historia. Oczywiście jak to zwykle bywa w takich przypadkach, ważną rolę w kreowaniu tego niezwykłego klimatu odgrywa muzyka. Można by nawet powiedzieć, że pod tym względem Patrick Doyle spisał się tutaj lepiej niż w przypadku "Harry'ego Pottera i Czary Ognia"…
Co ciekawe słuchając ścieżki dźwiękowej z tego filmu można odnieść wrażenie, że to właśnie tutaj narodziły się pewne pomysły, które w filmie "Harry Potter i Czara Ognia" zachwyciły wiele osób. W pewnym sensie można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że w obliczu "Niani", ścieżka dźwiękowa do "Harry'ego Pottera i Czary Ognia" traci sporo na swojej oryginalności. Słuchając tutaj takich kompozycji jak "The Girl in the Carriage", "The Lady in Blue" czy "Snow in August" trudno nie zauważyć podobieństw do chociażby tematu "Harry in Winter". Jednak o ile w filmie "Harry Potter i Czara Ognia" ten "zimowy" temat pojawiał się sporadycznie, o tyle w "Niani" pełni on pierwszoplanową rolę – i bardzo dobrze. To właśnie ten temat jest odpowiedzialny za niezwykłą magię, jaka wylewa się z tej ścieżki dźwiękowej. Temat ten jest tutaj miejscami urozmaicany przez piękne, charakterystyczne dla Danny’ego Elfmana chórki, fleciki i raz po raz wybuchające fanfary. Świetnie jest to zauważalne w ostatniej kompozycji na płycie "Snow in August", która jest kulminacją całego krążka. Z kolei cała ścieżka dźwiękowa utrzymana jest właśnie w klimacie takiej magicznej i nieco cukierkowej aury, kreowanej przez chłopięce chórki, dzwonki i harfy. Miejscami ("No More Nannies") można usłyszeć także, nieco kosmiczne, chórki podobne do tych, które niedawno pokazał John Debney w swojej "Zathurze". Wszystko to sprawia, że jest to naprawdę bardzo lekka i przyjemna muzyka, z odrobiną magii i humoru.
Pojawiają się tutaj także bardziej monumentalne utwory, jak "I Did Knock", w których można usłyszeć sporą część sekcji dętej. Takie kompozycje mają jednak pewne znamiona komedii… A to dlatego że, mimo że angażują one niemal całą orkiestrę i chór to nie przytłaczają swoim brzmieniem – wręcz przeciwnie. Dzięki zabawnym tematom i niezwykłej lekkości wykonania słucha się ich z ciekawością i przyjemnością. W większości takie utwory podążają oczywiście ślepo za akcją filmu ilustrując jednoznacznie to, co dzieje się na ekranie. Jednak w tym przypadku nie jest to typowa muzyka akcji, która zwykła być kompletnie niesłuchalna poza obrazem. Patrick Doyle zdołał tchnąć w ten, zazwyczaj typowo ilustracyjny, element muzyki filmowej, sporo artyzmu i piękna. Najlepszym przykładem może tu być "Bees and Cakes", w którym pojawiają się nieco jazzujące saksofony i zawrotne tempo, które nadają całości nieco komicznego ale i przebojowego charakteru.
Bardzo ciekawie prezentują się także dwie kompozycje wykorzystujące klawesyn. Należą do nich, otwierające krążek, "They've Eaten the Baby!" i "Toad in the Teapot", które zyskują w ten sposób takie charakterystyczne, barokowe brzmienie. Dzięki temu sprawiają one nieco figlarskie i zawadiackie wrażenie, które świetnie pasuje do psot dzieci pana Browna. Poza tym trudno się oprzeć wrażeniu, że Doyle po raz kolejny robi tutaj ukłon w stronę Danny’ego Elfmana i wykorzystuje schematy wykreowane właśnie przez Amerykanina. Na uwagę zasługuje też pewna kołysanka pojawiająca się na tej płycie. "Mrs Brown's Lullaby", bo o tę kompozycję chodzi, to naprawdę piękny, choć krótki utwór. Słowa to tej kołysanki stworzyła, autorka scenariusza i odtwórczyni głównej roli Emma Thomson, a wykonuje ją tutaj Mae McKenna – dość znana wykonawczyni muzyki celtyckiej. Sam utwór ma nieco disneyowski styl znany chociażby z "A Narnia Lullaby" z filmu "Opowieści z Narnii". Przejawia się to tym, że początkowo słyszymy solowe wykonanie pewnej melodii, do której z czasem przyłącza się coraz więcej instrumentów, aby ostatecznie zabrzmiała cała orkiestra. "Mrs Brown's Lullaby" ma właśnie taką strukturę, co ostatecznie daje naprawdę świetny efekt.
Muzyka z filmu "Niania" potwierdza, że roku 2005 był naprawdę udany dla Patricka Doyle’a. Udało mu się stworzyć dwie ścieżki dźwiękowe, które bez wątpienia zasługują na uwagę i które pokazują, że kompozytor ten może w przyszłości jeszcze nie raz nas zaskoczyć. Osobiście muzykę z filmu "Harry Potter i Czara Ognia" jak i "Niania" stawiam niemal na równi. Są to naprawdę dobre i ciekawe ścieżki dźwiękowe, obok których trudno przejść niewzruszonym. Jednak ostatecznie po dokładniejszym przyjrzeniu się obu tym płytom muszę przyznać, że nieco lepiej prezentuje się właśnie "Niania". A to, dlatego że to właśnie tutaj można usłyszeć pewne pomysły i tematy, które później bez wątpienia były inspiracją dla niektórych tematów z "Harry'ego Pottera i Czary Ognia". Poza tym "Niania" wydaje się bardziej spójna i nastrojowa niż partytura z filmu o młodym czarodzieju. Paradoksalnie to właśnie tutaj wyczuwa się więcej magii i niezwykłości niż to było w "Harrym Potterze…". Patrick Doyle częściowo osiągnął to wzorując się w pewnych momentach na Dannym Elfmanie i używając typowych dla Amerykanina chórków, klawesynów i flecików. Jednak te czysto instrumentalne zabiegi nie miałby sensu gdyby zabrakło tutaj tych kilku świetnych tematów, które są już dziełem wyłącznie Szkota. To naprawdę dobra płyta, którą bez wahania mogę polecić, wiedząc, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie…
0 komentarzy