Często bywa tak, że prawdziwe arcydzieło jest doceniane dopiero po wielu latach, kiedy już wszyscy dostrzegą jego wielkość i wagę. Zdarza się jednak i tak, że już przy pierwszym kontakcie z takim dziełem jesteśmy przekonani o jego ogromnej wartości. Jednym z nich jest bez wątpienia muzyka Joe Hisaishiego z animowanego filmu "Księżniczka Mononoke". Dla mnie jest to dzieło doskonałe od momentu, kiedy po raz pierwszy ją usłyszałem. Rzadko używam tak wielkich słów, jednak w przypadku tej ścieżki dźwiękowej nie zamierzam ich szczędzić. A to dlatego, że ten genialny japoński kompozytor, stworzył dzieło przepiękne i ponadczasowe, które za każdym razem potrafi kompletnie zawładnąć ludzką duszą.
A o czym jest sam film? Ashitaka, młody książę ludu Emishich, ratuje swoją wioskę przed Nago, zaklętym bóstwem-dzikiem. Niestety dotykając bestii przejął od niego klątwę. Ashitaka decyduje się opuścić swoją wioskę, aby poszukać pomocy. W czasie swojej podróży dociera do "żelaznego miasta" zarządzanego przez lady Eboshi. Jego mieszkańcy trudnią się wyrobem żelaza i broni, żyją jednak w otwartym konflikcie z siłami natury: aby miasto mogło działać, konieczne jest wyniszczanie okolicznych lasów, na co nie godzą się mieszkające w nich bóstwa i zwierzęta. Mieszkańców lasu reprezentuje między innymi San – ludzkie dziecko wychowane przez wilczycę. "Księżniczkę Mononoke" trudno nazwać filmem dla dzieci. Mimo że to obraz animowany, to porusza bardzo istotne kwestie dotyczące ochrony środowiska i równowagi na świecie. Jest to po prostu kawałek stojącego na wysokim poziomie, naprawdę dobrego kina.
Sama historia, skądinąd bardzo ciekawa, prawdziwą głębię zyskała dopiero dzięki niezwykłej muzyce Joe Hisaishiego. Zazwyczaj w takich przypadkach, na powodzenie filmu składa się wiele czynników – zdjęcia, scenariusz, reżyseria. Jednak w tym przypadku wszystko to zostało przyćmione przez ścieżkę dźwiękową. Hisaishi stworzył muzyką tak piękną i głęboką, że sam obraz nabrał nowych barw i znaczenia. Wielka, epicka partytura z licznymi tematami i świetnymi rozwiązaniami orkiestracyjnymi wprost zachwyca, zarówno w połączeniu z obrazem jak i poza nim. Jej rozmach sprawia, że na usta same cisną się porównania z "Tańczącym z Wilkami" czy "Braveheart". Nie chodzi tu bynajmniej o jakieś podobieństwa melodyczne, ale zaawansowanie tematyczne całej partytury. W "Księżniczce Mononoke" mamy kilka świetnych tematów z genialnym "The Legend of Ashitaka Theme" i lirycznym "Ashitaka and San" na czele. Pojawiają się także pomniejsze motywy charakteryzujące miejsca akcji i emocje.
Niezwykła złożoność i bogactwo tematyczne tej płyty skłania do porównań z partyturami filmowymi rodem z Hollywood. Mamy tutaj bowiem klasyczny przykład budowania ścieżki dźwiękowej poprzez kolejne aranżacje kilku tematów. Jednak mimo tego tradycyjnego schematu, którym posługuje się Hisaishi można wyczuć tutaj wyczuć pewien pierwiastek egzotyki. Niekoniecznie objawia się to w jakichś konkretnych rozwiązaniach melodycznych czy instrumentalnych, ale raczej w sposobie narracji. Hisaishi prawie wcale nie stosuje tak zwanego mickey-mousingu. Niemal każdy utwór na płycie stanowi osobną, autonomiczną całość, która skutecznie potrafi przykuć uwagę. Także sposób orkiestracji, wykorzystania sekcji smyczkowej, wydaje się być unikalny dla tego kompozytora.
Nie obyło się też bez niezwykle ciekawych zabiegów instrumentalnych i wykorzystania elektronicznych dźwięków. Hisaishi ma niebanalną umiejętność włączania w swoją muzykę różnych sztucznych i syntetycznych dźwięków, które jednak nie psują w żaden sposób brzmienia orkiestry. Nie jest to owe popularne wśród hollywoodzkich kompozytorów łączenie sampli z żywymi instrumentami. Japończyk często w swoich ścieżkach dźwiękowych wykorzystuje bardzo nowoczesne i industrialne dźwięki, balansując przy tym na granicy między kiczem i geniuszem. Efekty tego są naprawdę zdumiewające i można ich posłuchać w takich kompozycjach jak "Kodamas", "Evening at The Ironworks" czy "The World of The Dead". Owe wprowadzanie syntetycznych dźwięków do orkiestry symfonicznej tworzy zupełnie nową jakość – wrażenie pewnego odrealnienia i obecności w jakimś nowym, nieznanym dotąd świecie. Słuchając takich kompozycji dochodzi się do wniosku, że tylko geniusz mógłby wpaść na takie rozwiązanie.
Jednak wielką siłą tej ścieżki dźwiękowej są przede wszystkim wspaniałe tematy. "The Legend of Ashitaka" jest w czołówce najlepszych tematów filmowych, jakie kiedykolwiek słyszałem. To bardzo podniosła, ale i dramatyczna melodia, która robi niesamowite wrażenie. Niektórzy starają się porównywać ją do jednego z tematów Jamesa Hornera z "Braveheart", jednak jest bardzo chybione. Nie można na podstawie zaledwie trzech podobnych nut, oceniać tak rozbudowanego i finezyjnie zorkiestrowanego tematu. Mamy też temat miłosny pojawiający się na samym końcu w "Ashitaka and San". Joe Hisaishi zasiada tutaj przy fortepianie grając naprawdę piękną melodię, bardzo charakterystyczną zresztą dla całej jego twórczości, w której ten instrument jest niezwykle istotny. Muzyka japończyka jest unikalna także ze względu na swoją niezwykłą melodyjność. Słysząc kolejne tematy i motywy nie sposób przejść obok nich obojętnie.
Obok tych wspaniałych tematów i finezyjnych orkiestracji, bardzo ważną część ścieżki dźwiękowej z "Księżniczki Mononoke" stanowi muzyka akcji. Można powiedzieć, że jest ona swego rodzaju kontrastem dla wszystkich pięknych melodii, jakie się tutaj pojawiają. Action score w wykonaniu Joe Hisaishiego jest bardzo brutalny i mroczny. Oparty jest przede wszystkim na potężnych kotłach i różnych perkusjonaliach, które nieustannie wybijają rytm. Do tego wszystkiego dołączone są lekko dysonujące smyczki i sekcja dęta blaszana, która wygrywa główną melodią. Taką strukturę posiadają takie kompozycje jak "The Demon God" czy "The Demon Power II".
Trudno zliczyć niezwykłe bogactwo tej muzyki. Hisaishi wykorzystuje tutaj wszystkie swoje atuty – od świetnych tematów przez genialne i nadzwyczaj przejrzyste orkiestracje aż po typowe dla niego wykorzystanie elektroniki i różnych etnicznych motywów (wokalizy, egzotyczne instrumenty itp.). Sama płyta jest niczym jakaś pasjonująca opowieść, której słucha się z zapartym tchem. Niemal każdy utwór ma do zaoferowania coś ciekawego i pięknego – niezależnie od tego czy to kolejna aranżacja tematu przewodniego, czy tylko brutalna muzyka akcji. Wszystkie te plusy i minusy tej ścieżki dźwiękowej czynią z nich arcydzieło muzyki filmowej – partyturę niedoścignioną w swej złożoności i bogactwie. Płyta z muzyką z "Księżniczki Mononoke" to absolutnie obowiązkowa pozycja dla każdego ceniącego się miłośnika muzyki filmowej. Przesłuchanie tej płyty potrafi zmienić spojrzenie na powstające obecnie ścieżki dźwiękowe. Jeśli po nią sięgnięcie, czeka was miłość od pierwszego przesłuchania…
Rany, takiego wymachiwania Piątkami nie było chyba od czasów recenzji Gladiatoria. Poprawcie mnie jeśli się mylę.
Technicznie rzecz biorąc ta recka powstała przed Gladiatorem 😉
A to jakieś wznowienie czy co?
Nie, po prostu nie przenieślimy jeszcze wszystkich recenzji ze starego portalu – robimy to stopniowo, co jakiś czas.
A to wy z KMF jesteście…
Nie, z poprzedniej wersji strony. I po co drążyć temat?