Kariera Alexandre’a Desplat jest zaiste imponująca. W niebywale krótkim czasie stał on się jednym z najpopularniejszych kompozytorów muzyki filmowej, zyskując dostęp do najciekawszych projektów powstających w Hollywood. Przez ostatnie kilka lat pisał muzykę do niemal wszystkich gatunków filmowych – od dramatów, sensacji, fantazy aż po kino szpiegowskie i obyczajowe. Jego partytury prezentowały różny poziom, raz zachwycając wyrafinowaną fakturą ("Malowany welon") żeby po chwili trącić tanim, hollywoodzkim banałem ("Firewall"). Jednak dzięki różnorodności podejmowanych projektów Desplat udowodnił jak wszechstronnym jest kompozytorem i pokazał gdzie leżą jego atuty. A do tych niewątpliwie należy doskonały warsztat i umiejętność rozumienia filmu. Te dwie cechy, poparte charakterystyczną dla europejskich kompozytorów wrażliwością, predysponują Francuza do pracy przy trudnych tematycznie i pełnych napięcia filmach. Takich, w których kilka dźwięków jednego instrumentu, w połączeniu z odpowiednim obrazem, może zalać widza falą niespotykanych emocji.
Do takich filmów niewątpliwie należy "Ostrożnie, pożądanie" Anga Lee. Ten Tajwański reżyser, mimo że filmy kręci od zaledwie 10 lat, już zdążył stworzyć kilka znaczących obrazów. "Przyczajony tygrys, ukryty smok" i "Tajemnica Brokeback Mountain" to bez wątpienia dwa najważniejsze. Oprócz nazwiska reżysera i zasłużonej sławy łączy je jednak jeszcze coś… Ścieżki dźwiękowe z obu tych tytułów zostały uhonorowane Oscarem. Ang Lee ma niezwykły dar zatrudniania świetnych kompozytorów, którzy odpłacają mu się rewelacyjnymi partyturami. Tym razem, ta muzyczna intuicja, zawiodła Taja pod drzwi Alexandre’a Desplat. Efektem tego jest zjawiskowa ścieżka dźwiękowa z "Ostrożnie, pożądanie", którą mimo wszystko ominął wyścig o Oscara.
Stylowa, elegancka, melodyjna i monotonna. Takie określenia chyba najlepiej pasują do tej muzyki. Pod wieloma względami jest ona powrotem do "Malowanego welonu" i jego orientalnego brzmienia. Co prawda nie pojawia się tutaj ani jeden egzotyczny instrument, jednak drobne zabiegi orkiestracyjne, harmoniczne, solówki wiolonczeli i fletów oraz minimalistyczne motywy, delikatnie naprowadzają słuchacza na geograficzną tożsamość tej muzyki. Podobnie jak w "Malowanym welonie", istotną rolę odgrywa tutaj fortepian, a wraz z nim świetny pianista Alain Planes. Dźwięk jego instrumentu kreuje kameralną atmosferę intymności i skupienia, która podkreślona jest rozmytym, nieco mglistym brzmieniem smyczków. Wszystko to składa się na specyficzną fakturę tej muzyki, bardzo klasyczną a jednocześnie zahaczającą o minimalizm i ambient.
Pojawiają się na tej ścieżce dźwiękowej trzy wyraźne tematy, z których przynajmniej jeden zrobi ogromną karierę – "Wong Chia Chi’s Theme". To dość długa, ale urodziwa, melodia, której fragmenty porozrzucane są na całej płycie, w postaci krótkich, minimalistycznych motywów. Dopiero pod koniec albumu wszystkie one łączą się tworząc jeden z najlepszych tematów filmowych autorstwa Alexandre’a Desplat. Niestety takich mocnych i wyrazistych akcentów na tej płycie jest bardzo mało. Największą wadą tego albumu jest monotonia, zwłaszcza w jego środkowej części. Po zaprezentowaniu materiału tematycznego w początkowych kompozycjach dalej Desplat serwuje nam już tylko tło. Stylowe i eleganckie, ale wyłącznie tło. Jego słuchanie nie należy do przykrych doświadczeń, choć można się zwyczajnie znudzić taką monotonią. Nie jest to muzyka efektowna a jedynie skupiająca się na wykreowaniu odpowiedniego klimatu – głównie za pomocą minimalizmu i ambientu. Desplat urozmaica ten element swojej muzyki różnymi orkiestracyjnymi smaczkami i solówkami jednak mimo to słuchanie takiego tła, bez znajomości filmu, nieco się dłuży…
Trudno nie dostrzec uroku w najnowszym dziele francuskiego kompozytora. Posiada ono kilka przyjemnych dla ucha melodii, rytmów i wyjątkowy, pełen napięcia oraz skupienia, klimat. To zdecydowanie partytura nietuzinkowa, która zadowoli bardziej wymagających melomanów. Z drugiej strony jednak wiele osób może napotkać na pewną barierę, która zniechęci do głębszego zapoznania się z tą ścieżką dźwiękową. Jej ilustracyjność, mimo iż pokazująca bogaty warsztat kompozytora, wprowadza na płycie element monotonii i znużenia. W przypadku filmu nie ma to najmniejszego znaczenia i muzyka spisuje się tutaj nienagannie. Jednak soundtrack, który reprezentuje muzykę Desplat poza obrazem, nie jest pozycją zbyt zajmującą. W ogólnym rozrachunku to jednak tytuł wystający dużo ponad przeciętną i zdecydowanie wart uwagi.
P.S. W wersji azjatyckiej soundtracku, znajdziemy jeszcze jeden utwór dodatkowy: "Yang-mou – Love Theme" w wyk. Jacky Cheung.
0 komentarzy