Nie pamiętam zbyt dobrze lat 80. Pewnie dlaczego że byłem w wtedy małym dzieciakiem, którego niewiele istotnych rzeczy interesowało. Teraz wszyscy wiemy, że lata 80 w całej europie były okresem pełnym zmian. Zmian, które sprawiły, że żyjemy w demokratycznym kraju, gdzie większość obywateli jest zgodna, co do tego, że najgorsze już za nami. Film "Życie na podsłuchu" opowiada właśnie o tych "gorszych" czasach. Mimo że jego akcja dzieje się u naszych zachodnich sąsiadów, to pewnie wiele osób stwierdzi, że polska rzeczywistość lat 80’ niewiele się różniła. Obraz ten opowiada o nieludzkich metodach działania służb specjalnych we wschodnich Niemczech. Para intelektualistów – dramaturg Georg Dreyman i aktorka Christie-Marii Sieland – znajduje się pod ścisłą obserwacją pewnego bezwzględnego kapitana Stasi. Z czasem ich prześladowca zaczyna tracić przekonanie do tego co robi i do jego umysłu wkradają się wątpliwości. "Życie na podsłuchu" zostało okrzyknięte w Niemczech najlepszym filmem roku 2006 i nie bez powodu otrzymało także nominację do Oscara. W Polsce już od kilku tygodni można kupić ścieżkę dźwiękową, która jest bez wątpienia współodpowiedzialna za sukces.
Muzykę w filmie "Życie na podsłuchu" można podzielić zasadniczo na dwie części. Pierwszą z nich stanowią utwory nieoryginalne – takie, które nie powstały specjalnie do tego filmu, ale jednak się w nim znalazły. Znajdziemy tutaj zarówno piosenki jak i kilka kompozycji instrumentalnych. W filmie spełniają one funkcje swoistych rekwizytów. Podobnie jak scenografia i kostiumy, nadają całemu widowisku charakteru danej epoki. W "Życiu na posłuchu" są to lata 80’ na terenie Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Poczucie atmosfery tamtych czasów ułatwiają nam takie piosenki jak "Champus-Lied", "Wie ein Stern" czy "Es gibt Momente". Prezentują one dość spore zróżnicowanie. Od rocka, przez bardzo charakterystyczną muzykę biesiadną, aż po melancholijne ballady. Kiedy się dobrze wsłuchać to są to naprawdę niebanalne kompozycje z ciekawymi tekstami. Niemniej wszystkie one są śpiewane po niemiecku i raczej nie mają szans na dostanie się na współczesne listy przebojów. Ich odbiór zdecydowanie zależy do gustu i od pewnej tolerancji. Osobiście nie przepadam za językiem niemieckim więc wszystkie te piosenki wywoływały u mnie dość negatywne odczucia. Niemniej jest to kwestia osobistych antypatii i obiektywnie trzeba przyznać, że są to solidne piosenki, dobrze wprowadzające w klimat filmu i czasów, jakie on przedstawia. Równie dobrze sprawują się dwa utwory Ludwiga Petrowsky’ego – "Gral" i "E.W. als Gruß". Są to bardzo ładne, klasyczne, jazzowe kompozycje jednego z najbardziej znanych niemieckich jazzmanów.
Oprócz piosenek znajdziemy tutaj także kompozycje instrumentalne napisane specjalnie do "Życia na podsłuchu". Ich autorami są Gabriel Yared i Stéphane Moucha. O ile tego pierwszego chyba nie trzeba przedstawiać, o tyle postać Moucha może wydać się nieco tajemnicza. Wbrew pozorom nie on Niemcem. Stéphane Moucha urodził się w Czechach, a tajniki komponowania muzyki poznawał we Francji. Tam też poznał Gabriela Yareda, z którym kilkukrotnie przyszło mu współpracować. Yared z kolei to Libańczyk, który już od wielu lat, jest bardzo cenionym twórcą wielu świetnych ścieżek dźwiękowych z "Angielskim pacjentem" i "Miastem Aniołów" na czele. W "Życiu na posłuchu" obaj kompozytorzy nie mieli zbyt wiele pracy. Jako że znaczącą część ścieżki dźwiękowej stanowią piosenki, muzyki ilustracyjnej jest tutaj dość mało. Na szczęście trzyma ona wysoki poziom i słucha się jej z autentycznym zainteresowaniem.
Uwagę zwraca już pierwsza kompozycja – "Die unsichtbare Front", której fragment pojawiał się w zwiastunie filmu. Najbardziej rzuca się w uszy jej bardzo charakterystyczna rytmika. Do złudzenia przypomina ona figurę rytmiczną, jaką zastosował Jan A.P. Kaczmarek w "Straconych duszach" i "Quo Vadis". Na ten pomrukujący rytm wygrywany przez wiolonczele nałożone są dramatyczne okrzyki fletów, które będąc przykładem dość nietypowego kontrapunktu, brzmią wprost rewelacyjnie. Na płycie znajdziemy też nieco spokojniejsze kompozycje, jak nastrojowe i nieco smutne "Linienstraße" czy dramatyczne "Der Verrat". Są to wszystko utwory bardzo skromne, ale bynajmniej nie banalne. Usłyszymy tutaj też kilka subtelnych tematów, które okraszone prostymi harmoniami i emocjonalnym wykonaniem brzmią naprawdę ciekawie.
Mimo wielu atutów, jakie posiada muzyka Gabriela Yareda i Stéphane’a Moucha, płyta jest zdominowana przez piosenki. Jest ich tutaj zdecydowanie mniej, ale to one wydają się bardziej wyraziste i chwytliwe. Bardzo intymna i subtelna muzyka dwójki kompozytorów przemyka niepostrzeżenie między nimi, tylko w kilku wypadkach zwracając uwagę. Takie utwory jak "Die unsichtbare Front" czy "Das Leben der Anderen" trudno w końcu pominąć. Jednak jako całość jest to pozycja słaba. Polecam ją głównie tym, którym spodobał się klimat filmu i choć na chwilę chcieliby przywołać panujące w nim emocje.
0 komentarzy