Świat elektronicznej rozrywki i świat filmów wzajemnie się przenikają. Z jednej strony, coraz częściej słyszymy o filmach na podstawie popularnych gier video, a z drugiej znane nazwiska kojarzone z największymi hitami Hollywood użyczają swoich głosów i talentów w przemyśle growym. Nie inaczej jest z muzyką. Gustavo Santaolalla, zdobywca Oscarów za „Babel” i „Tajemnica Brokeback Mountain”, wkroczył w świat gier video za sprawą produkcji „The Last of Us” studia Naughty Dog. Historia Joela i Ellie przemierzających zniszczone epidemią Stany Zjednoczone została niezwykle entuzjastycznie przyjęta zarówno przez graczy, jak i krytyków, stając się jedną z najlepiej ocenianych ‘przygodówek’ w historii.
Oryginalne podejście deweloperów do tematu zombie apokalipsy, wymagało równie oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Już pierwszy utwór, „The Quarantine Zone (20 Years Later)” definiuje charakter tej muzyki: skromność środków i kameralny klimat. Argentyński kompozytor wiedział, że trudnej relacji między brutalnie doświadczonym przez życie Joelem, a 14-letnią Ellie nie można zilustrować za pomocą pompatycznych motywów granych przez pełną orkiestrę. Słychać to przede wszystkim w pięknym i delikatnym „Vanishing Grace”. Jednak znacznie częściej będą nam towarzyszyć dźwięki gitary, która rozbrzmiewa w pełni w tytułowym motywie przewodnim i utworze „The Path”. Wszelkiego rodzaju instrumenty smyczkowe występują w „All Gone (Aftermath)”, towarzyszącym scenie osobistej straty głównego bohatera.
Oprócz tego, w momentach pełnych akcji, jak walki z innymi ocalałymi, bądź, co gorsza, z zarażonymi pasożytniczym grzybem ludźmi, słychać głównie bębny („The Hunters” i „Infected”). Kompozytor równie często, co z klasycznych instrumentów korzysta z dźwięków wydawanych przez przedmioty codziennego użytku, jak blaszane pokrywy, rurki PCV…, co tworzy ciekawe aranżacje niespotykane nie tylko w grach, ale i w kinie.
Poza tymi zaletami, całość posiada dwie bardzo duże wady. Pierwszą jest podzielenie niemal godzinnej ścieżki na aż 30 pozycji. Czasami niektóre motywy aż proszą się o rozwinięcie, ale kończą się zbyt szybko. Drugą wadą jest wykorzystanie utworów, które bardziej przypominają stłumione dźwięki otoczenia, aniżeli prawdziwą muzykę („Breathless”), a które to lepiej sprawdzają się budując napięcie podczas rozgrywki, niż w samodzielnym odsłuchu na płycie.
Reasumując, ścieżka dźwiękowa do „The Last of Us” niesie ze sobą duży ładunek emocji i intymną atmosferę bez niepotrzebnej podniosłości i patosu. Dla fanów gry i twórczości argentyńskiego kompozytora to pozycja obowiązkowa. Pozostali mogą odjąć od oceny jedną nutkę, gdyż ponury klimat i krótkie utwory nie każdemu przypadnie do gustu.
P.S. Tekst ten jest rozszerzoną wersją zwycięskiej pracy w konkursie „1000 znaków na 1000 recenzji”.
0 komentarzy