W czasie, gdy największe gwiazdy zajmują się dubbingiem, trudno czymś zaskoczyć widza. Studiu DreamWorks udało się jednak wzbudzić zainteresowanie zaangażowaniem do filmu „Dom” muzycznej megagwiazdy, Rihanny. Piosenkarka ponoć bardzo aktywnie włączyła się w produkcję i nie tylko ofiarowała swój głos głównej bohaterce, małej Tip, ale także przygotowała pakiet piosenek.
Oczywiście sam fakt, iż znana wokalistka śpiewa piosenkę do filmu, do którego podkłada głos, nie stanowi żadnego zaskoczenia. Choćby ostatnio w „Tajemnicy Zielonego Królestwa” można było usłyszeć Beyoncé. Sytuacja z Rihanną jest przy tym nieco inna. Przygotowała trzy utwory, a często z nią współpracujący zespół producencki Stargate dodał jeszcze kilka. W ten sposób, obok tradycyjnej ścieżki dźwiękowej, powstała równolegle ilustracja piosenkowa. Jej wydanie wyprodukowała zresztą sama Rihanna.
„Dom” promuje „Towards the Sun”. Jest to zdecydowanie najbardziej oryginalna z piosenek. Zwraca uwagę przypominającym hymn refrenem, wzbogaconym jasnym, niemal mistycznym brzmieniem chóru. Kontrastują z tym utrzymane w niższych rejestrach, pozbawione takiego rozmachu, rytmiczne zwrotki. W filmie jednak znacznie większą rolę odgrywa „Dancing in the Dark”. Dość drętwi, filmowi kosmici nie potrafią się powstrzymać, by przy tym nie podrygiwać, co może się też udzielić widzowi.
Reszta piosenek stanowi przegląd popularnych stylów współczesnej muzyki rozrywkowej, od r&b i house'u, po tkliwe ballady. Najważniejsze jest jednak to, iż każda z nich otrzymała swoje znaczące miejsce w filmie. W ten sposób trochę go unowocześnia i czyni bliższym dla współczesnej młodzieży.
Część melodii z piosenek została także przeniesiona do instrumentalnej ścieżki dźwiękowej. Szczególnie zwraca uwagę przekształcenie, dość irytującego wokalnie, „Cannonball” w całkiem udany temat przyjaźni głównej bohaterki z pociesznym kosmitą („Sad-Mad”, „Knock-Knock”). W naturalny sposób ballada „Feel the Light” w wykonaniu Jennifer Lopez stała się zaś motywem matki Tip, która mówi głosem właśnie tej piosenkarki.
Czy przy takiej liczbie piosenek, przejmujących też funkcje tematyczne, pozostało choć trochę miejsca dla nominalnego kompozytora, Lorne'a Balfe? Tak, i co trochę zaskakuje, całkiem sporo. Balfe utrzymuje rozrywkowy charakter muzyki, czerpiąc przede wszystkim z popu, ale czyni to na filmową modłę. Wspiera się również charakterystycznymi dla animacji rozwiązaniami brzmieniowymi ze studia Remote Control, które udoskonalili John Powell oraz Harry Gregson-Williams.
Przede wszystkim jednak serwuje świetne tematy. Najważniejszy z nich przewija się regularnie przez całą ścieżkę dźwiękową i nie sposób go przegapić. Jego najpełniejsza prezentacja pojawia się w nieobecnym w obrazie „Symphony in Oh”. Utwór zwraca uwagę ujmującą prostotą, bezlitosną chwytliwością. Nie umkną przed nim nawet ci, którym nie przypadnie do gustu. Wszystko to zostało świadomie utrzymane w lekko kiczowatej oprawie popowych smyczków, miękkiej perkusji i zabawnych, elektronicznych brzmień.
Choć Balfe z wariacji „Symphony in Oh” korzysta bardzo często, nie przynudza. Utwór składa się z dwóch motywów, które można stosować naprzemiennie. Obydwa są też na tyle elastyczne, że można je ciekawie aranżować w zależności od potrzeb. Pierwszy z nich świetnie służy jako fanfara. Drugi, prostszy, znakomicie wspomaga muzykę akcji. Warto zwrócić uwagę na „Two Fugitives”, gdzie główny temat zostaje przerobiony na przygodową modłę, trochę w stylu „Piratów z Kraibów”.
Poza tym muzyka ilustracyjna pojawia się przede wszystkim przy scenach akcji. Wszystko więc zmienia się w niej jak w kalejdoskopie. Co chwilę pojawiają się mikro-temaciki, barwne rozwiązania brzmieniowe, przywołujące w pamięci najlepsze kawałki akcji z „Epoki lodowcowej” Powella. Balfe przygotował też dowcipną perełkę dla efektownej sekwencji obracania wieży Eiffla – „Frolicking in Paris”. Korzysta w nim z obydwu najważniejszych motywów ścieżki, ale dodaje też trzeci, dominujący, w typie żwawego, cyrkowego marszu. Obok „Symphony in Oh” utwór ten stanowi najlepszy kawałek soundtracku.
Można marudzić, iż muzyka Balfego jest wtórna i bazuje na nieco kiczowatych rozwiązaniach. „Dom” muzycznie nie ustępuje jednak animowanym przebojom pokroju „Shreka”. Charakteryzuje go i wyrazistość tematyczna, i techniczna brawura, i brzmieniowa wielobarwność. Doskonale sprawdza się w obrazie, a piosenki oraz utwory instrumentalne wyśmienicie do siebie pasują. Zaskakuje więc nieco, że nie znalazły się na jednym wydaniu. Aby mieć pełen obraz, należy zapoznać się z obydwoma, do czego gorąco namawiam.
0 komentarzy