Kosmos – przestrzeń tak nieopisana i nieokreślona, że żadne słowa nie w stanie tego uczynić. A co, jeśli połączyć loty kosmiczne z równouprawnieniem? Wtedy otrzymamy „Ukryte działania”, czyli walczący o Oscary przykład solidnego rzemiosła, porównywany do „Służących”. To świetnie zagrane, dość lekkie kino, sprawiające przyjemność i motywujące do walki o swoje spełnienie, szczęście, samorealizację. Ku pokrzepieniu serc (nie tylko) kobiet.
Ponieważ akcja toczy się w latach 60., to i muzyka częściowo musiała się odnosić się do epoki. I tutaj mamy ten miks na soundtracku (o scorze w innej recenzji), którego autorem jest popularny producent oraz wokalista, Pharell Williams. Mamy tu z jednej strony silną inspirację soulem (fortepian, chórki) zmieszane z elektroniką oraz bitami.
Tak zaczyna się największy przebój z tego albumu, czyli wykorzystany w filmie „Runnin’”. Tłusty bit, w który wpleciono fortepian z gitarą elektryczną i dorzucono do nich różne wokale, powtarzające poszczególne słowa, coraz bardziej zaskakuje kolejnymi dźwiękami – a to saksofonu, a nawet… otwieranej kasy. Muzyk zgrabnie lawiruje pomiędzy coraz skoczniejszymi fragmentami, dodając do kompletu takie rozwiązania, jak klaskanie („Crave” z fantastycznym refrenem), strzelające instrumenty dęte („Surrender”) czy obowiązkowe cykacze (idące w stronę r’n’b „Mirage” oraz bombastyczne „Able”).
W tym wszystkim pojawiają się także dwa bardziej liryczne kawałki. Taki jest na pewno „Isn’t This The World” śpiewany przez Janelle Monae (wokalistka zagrała także jedną z głównych ról) – wolny numer do przytulańca. Drugim jest bardzo wyciszone „Crystal Clear”, które pozwala na odrobinę wytchnienia. Także gospelowe „I See a Victory” (obecne w napisach końcowych) brzmi po prostu wspaniale.
Ogółem jest to bardzo równe, przebojowe wydawnictwo, na którym usłyszymy także innych wykonawców czarnej muzyki. Nie sposób nie docenić Mary J. Blige, Alicii Keys, Lalah Hathaway i Kim Burrell. Jednak największe wrażenie robi wspomniana Monae, która rapuje również w minimalistyczno-perkusyjnym „Jalapeno”.
Można się czepiać, że to bardziej album inspirowany ruchomym obrazem (w filmie z tego zestawu pojawiają się tylko trzy utwory), ale płyta ma duży potencjał komercyjny i przebojowy, by działać niezależnie od filmu. Fani Pharella Williamsa mogą sobie nawet podwyższyć notę o pół nutki. Sam jestem zaskoczony tym, jak świetna jest to pozycja.
0 komentarzy