Neil Bloomkamp w 2009 roku zaskoczył wszystkich fanów s-f swoim znakomitym „Dystryktem 9”. Jednak cztery lata później powstało „Elizjum” – wtórne, mało angażujące kino, z prostymi kliszami, pozbawione rozmachu, któremu nie pomógł nawet udział Matta Damona i Jodie Foster. Muzycznie można się zaś było spodziewać dalszej kooperacji z Clintonem Shorterem.
Ale nic z tego. Reżyser z RPA tym razem postanowił dać szanse debiutantowi – Amerykaninowi, Ryanowi Amonowi, którego utwory usłyszał w jednym ze zwiastunów na YouTube. Co innego jednak napisać muzykę do zwiastuna, a co innego do całego filmu. I nawet nie chodzi o to, ze jest tutaj wykorzystywana elektronika, ale o fakt, że Amon tak mocno czerpie ze stylistyki Hansa Zimmera (ze wskazaniem na rozciągnięte dęciaki rodem z „Incepcji” oraz dynamiczną grę skrzypiec) oraz Harry’ego Gregsona-Williamsa (dziwaczne dźwięki wplecione w tło), że aż boli głowa.
Kompozytor robi przy tym wszystko, by te, ponad godzinne nagranie nie było tak monotonne, jak mogło by się wydawać. Dlatego, poza wejściami skrzypiec i dęciaków (wymienić można przejmującą solówkę w „Heaven and Earth”), przebijają się tutaj mocniejsze popisy perkusji („Unanthorized Entry”), hinduskiej mantry („You Said You'd Do Anything”), chóry („You Have No Idea”), przejmujące wokalizy („I Don’t Want to Die”) oraz dziwaczne eksperymenty dźwiękowe (wszelkie zwierzęce odgłosy). Wspomniana elektronika fragmentami przypomina natomiast zdynamizowaną wersję prac Cliffa Martineza („The Raven”).
Jest w tym wszystkim jeden motyw, który dość mocno się wybija z całego materiału. To temat chorej dziewczynki, który się pojawia już w „Matilda”, a powraca w finałowym „Elysium” – prosta, ascetyczna melodia na fortepian, która potrafi zainteresować.
Reszta kompozycji, ze wskazaniem na action i underscore, jest mało wciągająca i tylko miejscami sprawdza się na ekranie, skutecznie tłumiona przez efekty dźwiękowe. Na płycie jest troszkę lepiej, lecz jest to chwilami tak ciężka pozycja, że porywa co najwyżej pojedynczymi fragmentami – jak efektowny finał, który przychodzi troszkę za późno dla poprawy wrażenia.
„Elysium” jest przede wszystkim za długim i zbyt wtórnym soundtrackiem. Mało się tu dzieje, a wszelakie udziwnienia w nutach tylko wywołują konsternację. Słychać, że robił to debiutant. Mimo paru ciekawych pomysłów nie jestem w stanie dać więcej, niż dwie i pół nutki.
0 komentarzy