Zemsta to jeden z najbardziej znanych motywów filmowych. Jednak w 2015 roku reżyserka Jocelyn Moorhouse postanowiła podejść do niej w nieco inny sposób. „Projektantka” to historia uznanej krawcowej z domów mody całego świata (niesamowita Kate Winslet), która musi zmierzyć się z lokalną tajemnicą i odegrać się na swoich sprawcach. Dziwaczna mieszanka melodramatu, dramatu, komedii (z naciskiem na groteskę) oraz kryminału nie trafiła do polskich kin, choć sama ta mieszanka nie wywołuje bardzo poważnych zgrzytów.
Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada David Hirschfelder. Australijczyk w połowie lat 90. zdobył rozgłos oraz dwie nominacje do Złotego Rycerza (biograficzny „Blask” oraz kostiumowa „Elizabeth”), co pozwaliło mu na flirt z Hollywood (m.in. wyprodukowane przez Jamesa Camerona „Sanctum” czy animowane „Legendy Sowiego Królestwa”). Ale to w swoim macierzystym kraju pracuje najaktywniej, powoli wracając do świadomości melomanów.
Sam początek wywołuje sporą konsternację. „The Dressmaker Opening” zaczyna się niczym ścieżka z zapomnianego spaghetti westernu. Niepokojąca perkusja, dzwony oraz bardzo dynamiczna gitara akustyczna – czy aby na pewno włożyłem odpowiednią płytę? A może to tylko jakaś podpucha twórcy? W połowie utwór zmierza ku bardziej folkowemu zacięciu, dając duże pole dla skrzypiec oraz gitary. Dziwaczny, choć zachwycający początek, po którym nie wiadomo czego się spodziewać. „The Murderess Is Back” też wywołuje podobne odczucia, choć więcej tutaj naleciałości folkowych (popisy skrzypiec), acz perkusjonalia oraz cymbałki budzą skojarzenia z Dannym Elfmanem, w połowie zmieniając kompletnie ton na bardziej mroczny, wręcz horrorowy. Mało wam wrażeń? To co powiecie na meksykańską fiestę w „Black Dress”, okraszoną gitarą, trąbką oraz gwizdem (scena gry w futbol, gdzie pojawia się bohaterka)? To jest jakiś obłęd.
Jeśli jednak myślicie, że maestro dalej będzie serwował równie szalone, niekonwencjonalne momenty, dokonując kolejnej stylistycznej wolty, to… macie rację. Co prawda rzadko, ale pojawiają się tu dość nietypowe połączenia. Choć dominuje brzmienie folkowe, zdominowane przez smyczki i gitarę (melancholijno-mroczne „Why Did You Came Back?” z rozstrojonym fortepianem czy bardziej żywiołowe „Will You B My Best Man?”), to jednak w tle przewijają się takie rzeczy, jak uderzenia dzwonów, plumkanie smyczków („Need a Lift?”, „You Never Came Back for Me” czy dość groteskowe w formie „Una Drives in Dungatar”), a nawet zwiewne perkusjonalia (lekko Herrmanowskie „Sgt. Farrat’s Frenzy”). Jednak największy numer kompozytor serwuje w „Goodbye Almanac, Farewell Sgt. Farrat”, gdzie zostaje przearanżowany fragment „Pieśni Kwiatów” z opery „Lakme” (i ta aranżacja jest nieprawdopodobna).
Nie brakuje też bardziej klasycznego brzmienia (walczyk „Una’s Salon” czy romantyczne „They Were Starting to Love Me” – fortepian robi tu robotę), które dodaje odrobinę elegancji do tego popsutego świata. Jednak pojawia się ono zaskakująco rzadko, bo i ten film taki nie jest. Jego zmienność pokazuje najdłuższe na płycie „You Moved!”. Zaczyna się bardzo lirycznie, od delikatnego fortepianu, melodia coraz bardziej zaczyna się zapętlać, dochodzą werble i perkusja, następuje apogeum i nagle całość cichnie, oddając pole skrzypcom, harfie oraz pianinu, by następnie znowu na chwilę podkręcić temperaturę. Na koniec wszystko wycisza się, wracając niejako do początku oraz poruszającego solo skrzypiec. Podobnie piękne jest „My Beautiful Boy”, które pod koniec wraca do westernowego tematu znanego z początku pracy.
Choć po pierwszym odsłuchu muzyka Hirschfeldera wydaje się co najmniej dziwaczna, to w tym szaleństwie jest metoda. Tak jak film zmienia ton oraz tworzy gatunkowy misz masz, tak samo muzyka tworzy konglomerat stylistyczny: od westernu i folku po bardziej klasyczne formy (klawesynowe, wręcz spektakularne „Burning Down Dungatar”). Nie zabrakło obowiązkowego underscore’u („Goodbye Pettyman”), jednak jest na tyle rzadki, że nie psuje dobrego wrażenia. Zaskakująco bogata aranżacyjnie i tematycznie, uszyta na miarę ścieżka, która początkowo może wydawać się niespójna. Ale, jak zwykle, pozory mylą.
0 komentarzy