Howard Shore to kompozytor o niezwykłym wyczuciu konwencji. Potrafi się odnaleźć w każdym gatunku, znakomicie dopasowuje się też do stylów kolejnych reżyserów, dlatego jego muzyka jest często w niezwykle silny sposób zakorzeniona w obrazie.
To zakorzenienie jest dobrze widoczne w przypadku "Wątpliwości", filmu, którego charakter wymaga od kompozytora specyficznych umiejętności. Łatwo można zauważyć, iż nie jest to materiał na wybitną ilustrację. "Wątpliwość" to film dość teatralny, a zatem oparty na słowie i aktorach. Pozostałe elementy kreacji filmowej pełnią tu rolę całkowicie służebną. Nie powinny za bardzo angażować uwagi widza, a jeśli już to tylko w subtelny, podkreślający atmosferę i emocje sposób. W dodatku, gdy na ekranie pojawiają się osobowości tej miary co Meryl Streep i Philip Seymour Hoffman, obowiązkiem całej ekipy jest zapewnić im wystarczająco dużo miejsca do budowania aktorskiej kreacji. Stąd też muzyka Howarda Shore’a pojawia się w filmie na zasadzie przerywnika między kolejnymi partiami dialogowymi. Charakteryzują ją więc krótkie utwory, oszczędna tematyka i ubogie instrumentarium. Mając jednak tak niewielkie pole manewru, Shore zdołał stworzyć interesującą i inteligentną muzykę.
Przede wszystkim jego zadanie polegało na podkreśleniu napięcia. W tej sztuce twórca "Siedem" jest niezwykle biegły, trudno jednak sobie wyobrazić, by sięgnął w tym wypadku po stylistykę charakterystyczną dla thrillerów. Napięcie w "Wątpliwości" jest szczególne, nieoczywiste i podskórne. Shore łączy zatem drgające smyczki, mikroskopijne frazy fortepianowe, przeciągłe brzmienie klarnetu. Do tego niemal wcale nie pozwala instrumentom na osiągnięcie punktu kulminacyjnego. Uzyskuje dzięki temu efekt nieustającego niepokoju, poczucia zbliżającej się katastrofy.
Oczywiście muzyka oparta jedynie na tworzeniu napięcia stałaby się szybko nieznośna, stąd też pojawiają się spokojniejsze melodie. Najważniejszy jest tu temat będący tłem do codziennego życia sióstr i szkoły. Ma on w sobie dużo energii wynikającej z połączenia miarowego rytmu z dość żwawą melodią kojarzącą się z dźwiękami pobudki. Interesujące jest też nawiązanie do muzyki renesansowej ("Sacristy"). Trudno mi odgadnąć, co skłoniło Shore’a do takiego rozwiązania, ale, co ciekawe, świetnie ono pasuje do charakteru filmu, gdyż w dyskretny sposób (i tylko w tym kontekście) budzi skojarzenia z muzyką kościelną, ma też w sobie sporo melancholii.
Howard Shore, co warto zaznaczyć, nie poszedł na łatwiznę, sięgając po instrumentarium i styl charakterystyczny dla muzyki sakralnej. Organy pojawiają się tylko raz, zaś kobiecy chór przywołujący jednoznaczne skojarzenia, ma niebagatelne znaczenie przy prezentowaniu niewinnej postaci siostry James. Zamiast banalnych rozwiązań mamy za to zaskakujące instrumenty w postaci mandoliny czy harfy celtyckiej doskonale dopełniających się z oryginalnym stosowaniem smyczków czy fortepianu. Na swój sposób dobrze jest słyszalny formalny talent Shore’a. Jest to dziś jeden z niewielu kompozytorów, którzy potrafią konstruować wielopoziomowe, misterne kompozycje i chociaż "Wątpliwość" nie daje może wielkich możliwości, to kunszt wykonania jest w niej świetnie słyszalny.
Nie mam żadnych wątpliwości, iż Howard Shore stworzył swoiste arcydzieło. Skąd więc tak niska ocena? Ano wynika ona z faktu, że kompozytor silnie podporządkował muzykę treści i formie filmu. Stąd też osoby, które go nie widziały, prawdopodobnie poza nielicznymi fragmentami skwitują ją wzruszeniem ramion. Nie radziłbym też sugerować się ocenami poszczególnych utworów, słuchanie ich bez kontekstu całej płyty wymusza niepochlebne oceny, ale warto pamiętać, że są one niezbyt długie i razem wypadają zdecydowanie lepiej. Mimo to ścieżka dźwiękowa do "Wątpliwości" to przede wszystkim muzyka filmowa i to w pierwotnym znaczeniu tego słowa: muzyka pisana dla filmu, doskonale sprawdzająca się w filmie i z niego wynikająca, co, o czym warto pamiętać, nie zawsze oznacza pozbawioną inwencji, bezbarwną tapetę.
No, u mnie ten score stoi nieco wyżej. Bardzo urocza kompozycja.
W filmie sprawdza się naprawdę świetnie – dodaje mu uroku, klimatu, a jednocześnie pewnej tajemniczości i bardzo ładnie uzupełnia zdjęcia Deakinsa. Na płycie jest nieco gorzej – zbyt jednolita, jednostajna to kompozycja, by w pełni zachwycić, mimo iż urocza dalej. Danielos dał 4, to ja dam 3, by wyszła ocena w jaką ostatecznie celuję.