Tytułem wstępu: „Dinozaur” to jeden z ambitniejszych i dojrzalszych filmów wytwórni Disneya, a zarazem jeden z najbardziej zapomnianych i niedocenianych (prawdopodobnie te dwa fakty nie są bez związku). Twórcy wykorzystali nowatorską, jak na ówczesne czasy, technologię animacji, a efekty ich pracy po kilkunastu latach wciąż robią wrażenie. Jednak nawet przy niezwykle widowiskowej i realistycznej oprawie wizualnej, potrzebna była muzyka, która ożywiłaby ten odległy, prehistoryczny świat i dziejącą się w nim historię (tym bardziej, że w pierwotnie film miał być pozbawiony dialogów). To zadanie wykonał James Newton Howard – muzyk wszechstronny, który zaczynał karierę jako klawiszowiec i aranżer współpracujący z Eltonem Johnem, by potem komponować na potrzeby kina. Przed „Dinozaurem” miał już na koncie ilustracje do komedii, dramatów i filmów sensacyjnych. Ta produkcja była jego debiutem na polu animacji.
Początek może być wielki, albo mały… bardzo mały.
Ale czasem od czegoś małego, mogą się zacząć największe zmiany…
Inner Sanctum. Wewnętrzne sanktuarium, w którym przychodzi na świat nowe życie. W zamierzchłych czasach, w spokojnej i bezpiecznej okolicy, przy kameralnym, intymnym wręcz akompaniamencie smyczków i harfy oraz solówek instrumentów dętych, dinozaury troskliwie doglądają i strzegą swoich jaj. Gdy kamera pokazuje w szerszej perspektywie tereny gniazdowania, pojawia się subtelny, etniczny groove, przy którym szerokie akordy smyczków i chóru znakomicie oddają uczucie przestrzeni, spokoju i wolności.
Sekwencji podróży jaja iguanodona towarzyszy największy highlight partytury – „The Egg Travels”. Po krótkim, typowo ilustracyjnym fragmencie, pojawia się energiczny motyw smyczkowy i brzmiący plemiennie chór, za którego aranżacje odpowiedzialny był Lebo M. (znany chociażby ze współpracy z Hansem Zimmerem przy „Królu Lwie”). Mamy też przeciągłe frazy skrzypiec, fanfarowe trąbki i dużą dawkę patosu (wejście waltorni!). Solówki poszczególnych sekcji doprowadzają do głównego tematu, który jest niejako muzyczną wizytówką filmu.
Zwłaszcza na przykładzie tego utworu (kompozytor przyznał w wywiadach, że był to jeden z pierwszych napisanych na potrzeby tego projektu) można usłyszeć, że muzyka do „Dinozaura” została świetnie zorkiestrowana. Pod względem struktury formalnej poszczególnych utworów, jak i umiejętnego rozkładania treści muzycznej w czasie, jest to zdecydowanie symfonika najwyższej jakości. Równocześnie Howard wykorzystuje rytmy i brzmienia przywodzące na myśl rytmy afrykańskie i południowoamerykańskie, czy nawet czysto rozrywkowe. Otrzymujemy więc oryginalną mieszankę bardzo dobrej muzyki orkiestrowej z ciekawym chórem, etnicznymi instrumentami i elektroniką.
Aladar, choć dorasta w przybranej rodzinie małpiatek, ma szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo. Mimo tego, on i jego ‘familia’ są świadomi jego inności. Na progu dorosłości gad zaczyna zastanawiać się nad swoją tożsamością, tęskni za krewnymi, poszukuje miłości. Jako trzeci utwór na płycie pojawia się – zawierający główny temat miłosny – „Aladar & Neera” (anachronizm względem filmu), a zaraz po nim optymistyczne „The Courtship”. Wśród romantyzmu i radości powoli pojawiają się też bardziej nostalgiczne, a nawet dramatyczne tony.
Ale dużo Aladarów!
Katastrofa, jak to w życiu bywa, przychodzi nagle i niespodziewanie. Deszcz meteorów (najbardziej widowiskowa scena w filmie) zwiastuje zniszczenie rodzinnego domu bohatera i śmierć większości mieszkańców wyspy (tak, to wciąż film Disneya…). Próbom ratowania życia, najpierw przed falą uderzeniową po upadku wielkiego meteorytu, a później watahą wygłodniałych raptorów, towarzyszą pierwsze utwory akcji. Dominuje w nich motoryczna perkusja i agresywne glissanda instrumentów dętych blaszanych oraz dysonujące współbrzmienia i atonalne motywy. „The End of Our Island” rozpoczyna się bardzo magicznie i tajemniczo, by po niecałych dwóch minutach rozpędzić się do szaleńczej gonitwy w nietypowym, pięciodzielnym metrum. Końcówka utworu wybucha heroicznym motywem.
Aladar spotyka w końcu inne dinozaury, ale jest przytłoczony ich ilością, nie może się odnaleźć w ogromnym tłumie. Już nie jest największym i najdziwniejszym zwierzęciem w swoim otoczeniu. Temat muzyczny, który można przypisać stadu wędrujących dinozaurów, pojawia się po raz pierwszy w „Raptors / Stand Together”. W „Across the Desert” zaaranżowany jest w bardziej rozrywkowej formie – ten utwór, podobnie jak wcześniejszy „The Courtship” sprawiają wrażenie instrumentalnych, popowych piosenek (zresztą na niektórych wydaniach znaleźć można też dodatkową piosenkę grupy Orange Blue). Jak wspomniałem wcześniej, Howard właśnie od takiej stylistyki zaczynał swoją karierę.
Więc zostanie połowa – przystosowanych najlepiej!
Aladar szybko zderza się z brutalnymi regułami prawdziwego życia. W ogromnej masie jaszczurów, z nazbyt pragmatycznym Kronem z przodu i nieustępliwymi drapieżnikami, chcącymi dobrać im się do ogonów z tyłu, maszeruje w morderczym tempie, bez wytchnienia i wody, w palącym słońcu. Jednocześnie próbuje pomóc dwóm dinozaurom-emerytkom: spokojnej Bayleene (brachiozaur) i wygadanej Eemie (mówiący głosem prof. McGonagall styrakozaur) oraz ich kompanowi Azorowi (aportujący ankylozaur). Kolejne przykre wypadki i rozczarowania na drodze bohaterów determinują bardzo dramatyczne utwory. Smutek ma jednak nieraz przepiękną postać, a takimi ścieżkami, jak „They’re All Gone” muzyka Howarda zapewnia prawdziwe muzyczne katharsis.
– Ja tu zginę. Tak to w życiu jest.
– Może być, jeśli się poddasz. To twój wybór, nie twój los.
Młody iguanodon mimo wszystko nie zamierza się poddać, ani też wyrzec się swoich ideałów. Film Disneya tradycyjnie przemyca wartości edukacyjne i moralizatorskie, promując takie cechy jak odwaga, lojalność, poświęcenie. Promyczki nadziei pojawiają się chociażby w „The Cave” czy przyjemnym „Neera Rescues The Orphans”. Te utwory stanowią dobrą przeciwwagę dla tych bardziej dramatycznych i poważnych.
Film, a co za tym idzie również muzyka, operują bardzo podniosłymi emocjami, co oczywiście nie każdemu może odpowiadać. Jednak, zwłaszcza jeśli chodzi o wydanie płytowe, materiał został bardzo rozsądnie rozłożony, a mniej słuchalne i cięższe fragmenty przedzielone zostały tymi spokojniejszymi.
Wytrwałość Aladara i przyjaciół opłaca się. Znajdują oni upragnioną Dolinę Narodzin. Bohaterskiemu, wspólnemu przełamaniu skalnej ściany, dzielącej ich od celu, towarzyszy epicki „Breakout”, a euforyczny początek „It Comes With a Pool” przypomina o małpiatkowym temacie z „The Courtship”. Przed młodym iguanodonem jeszcze ostatni wysiłek: odnaleźć resztę wędrujących dinozaurów oraz swą ukochaną Neerę i doprowadzić ich do Doliny. Na drodze stają mu oczywiście Kron i wygłodniały karnotaur. W filmie, poza „Kron & Aladar Fight” ostatnie sceny akcji ilustruje też część „Raptors / Stand Together”.
Nikt nie wie, jaka nas czeka przyszłość. Jedno jest pewne: nasza podróż nie skończyła się jeszcze.
Mamy jednak nadzieję, że bez względu na to, co się wydarzy, przetrwa choć pamięć o nas.
Po wszelkich trudach wędrówki i nieraz równie wymagającym materiale muzycznym, ostatecznie znajdujemy spokój. Dolina Narodzin znów jest szczęśliwym domem wielu dinozaurów, a kolejne młode przychodzą na świat. Ostatni utwór cytuje początek albumu, tworząc zgrabną klamrę kompozycyjną. Historia życia zatacza koło…
Zasłużona piąteczka. Liczę, że Howard wróci jeszcze do takiej formy.