Zdecydowanie za rzadko pisze się o polskiej muzyce filmowej. Szczególnie tej komponowanej przez młodych i diabelnie utalentowanych kompozytorów. Bartosz Chajdecki definitywnie do nich należy. Tylko w tym roku dostarczył nam dwie nietuzinkowe ścieżki dźwiękowe, które przeszły niemal niezauważone – "Powstanie Warszawskie" i "Bogowie". Zamiast tego rodzimi recenzenci, niczym wygłodniałe wilki, rzucają się na kolejne twory z fabryki Hansa Zimmera. A gdzie patriotyzm? Gdzie chęć wspierania rodzimych kompozytorów, którzy bardziej doceniani są poza granicami naszego kraju, niż w nim?
Chyba jednak trochę przesadziłem pisząc, że obie tegoroczne ścieżki dźwiękowe Bartosza Chajdeckiego przeszły niezauważone. Soundtrack z "Bogów" pojawił się niedawno w zestawieniu najlepiej sprzedających się płyt w kraju (OLIS) – sytuacja rzadko spotykana w przypadku polskiej muzyki filmowej. To oczywiście w ogromnej mierze zasługa filmu, który zdobył znakomite recenzje, nagrody i zaciągnął do kin ogromne rzesze Polaków. Nikt jednak nie kupiłby soundtracku, gdyby znajdująca się w filmie muzyka nie wywarła odpowiedniego wrażenia. A to jest niezatarte.
W książeczce dołączonej do płyty "Bogowie" znajduje się wywiad Adama Krysińskiego z kompozytorem, w którym zdradza on swoją receptę na ścieżkę dźwiękową do filmu. "Pomysł opierał się na dwóch zasadniczych założeniach. Pierwszym było to, aby większość muzyki bazowała na dźwiękach naśladujących odgłosy sali operacyjnej. Drugim, aby całość swoją barwą i brzmieniem nawiązywała do muzyki z lat osiemdziesiątych" – mówi Chajdecki. Oba założenia zostały doskonale zrealizowane. Salę operacyjną słychać w muzyce z "Bogów" przede wszystkim w rytmice – często imitującej pulsujący dźwięk EKG. Poza tym przyznam, że pierwszym moim skojarzeniem, gdy usłyszałem muzykę w początkowych scenach filmu, był "Ostry dyżur". Prosty i uporczywy motyw grany przez fortepian, sterylne otoczenie. To prawdopodobnie skojarzenie mocno subiektywne i odległe brzmieniowo, a jednak idealnie wpasowujące się w założenia Bartosza Chajdeckiego.
Tym, co jednak najbardziej kreuje charakter muzyki z "Bogów" jest jej rockowe brzmienie. Ostra perkusja oraz mocne, a jednocześnie finezyjne gitary. Z jednej strony to doskonała sygnatura czasów, w których rozgrywa się akcja filmu. Z drugiej strony tego typu brzmienie jest idealnym nośnikiem emocji, które miała do uniesienia muzyka Chajdeckiego. Gniew, ambicja, determinacja, smak zwycięstwa, gorycz porażki i ta nieustanna walka. Mimo, że nie jestem miłośnikiem gitarowego brzmienia, nie wyobrażam sobie, aby inny instrument mógł w tak naturalny sposób podnieść poziom adrenaliny podczas oglądania "Bogów". Wybór kompozytora wydaje się zatem naturalny i oczywisty – co jednocześnie pokazuje jego niebywałą intuicję.
Warstwa tematyczna muzyki Bartosza Chajdeckiego jest zdecydowanie uboższą stroną "Bogów". Zasadniczo ogranicza się ona do dwóch, bardzo skromnych motywów powtarzanych niemal do znudzenia. Jest w tym jednak ukryty zamysł kompozytora. Ten obsesyjnie powtarzany motyw ma odzwierciedlać niezmordowane i irytujące wręcz dążenie Zbigniewa Religi do realizacji swoich celów. W sytuacjach, gdy inni wielokrotnie już poddaliby się i zawrócili z obranej drogi, Religa brnął dalej stawiając na szali swój autorytet, przyszłość i zdrowie. Ciągłe powtarzanie krótkich motywów, trochę przywodzące na myśl Glassa, Korzeniowskiego, ale i Clinta Mansella (szczególnie "Źródło"), fenomenalnie buduje napięcie i emocje.
W wywiadzie z Adamem Krysińskim, Bartosz Chajdecki wspomina, że największym wyzwaniem podczas komponowania muzyki do "Bogów" było to, aby pomysł na muzykę nie okazał się ważniejszy od niej samej. Słuchając takich utworów jak "Jazda", "Dymek", "Oczko" czy "Mały Labirynt" absolutnie "melduję wykonanie zadania" To kompozycje, których z przyjemnością i z zapartym tchem wysłuchałbym na kolejnym koncercie muzyki filmowej Bartosza Chajdeckiego.
Album jak i film zrobił na mnie duże wrażenie. Pierwsze spotkanie z dźwiękami kompozycji Bartosza Chajdeckiego zapadnie mi w pamięci dość długo gdyż było bardzo specyficzne. Nie nastąpiło w kinie ani nawet w domowym zaciszu. Podczas gdy odbierałem moją żonę i świeżo upieczoną córkę z jednej z pod łódzkich klinik usłyszałem na korytarzu utwór, który zrobił na mnie ogromne wrażenie (na początku nie miałem pojęcia że to utwór „ambicja” ze ścieżki dźwiękowej Bogowie). W tym szpitalu jest taki fajny zwyczaj, że zarówno na korytarzach jak i w rejestracji z głośników emitowany jest kanał radiowy rmf classic, jest to o tyle fajne, że osoby czekające na wizytę zamiast stresować się mogą spokojnie „odpłynąć” w rytmie klasycznych utworów a że rmf classic to również „hurtownia” dobrej muzyki filmowej trafiają się również „perełki” z soundtracków. Wracając jednak do mojego mocnego wrażenia podczas słuchania utworu którego nie znałem zacząłem obserwować to co się wokół mnie dzieje, tzn. lekarzy rozmawiających między sobą na korytarzu, spieszących się do gabinetu bądź na zabieg, pacjentów wchodzących do gabinetów naprawdę coś niesamowitego i to jeszcze przy tak oryginalnej muzyce, powiem tak byłem na różnych koncertach i spektaklach ale czegoś takiego jeszcze nie miałem okazji przeżyć…. Po wszystkim miałem uśmiech na twarzy gdy szybko w telefonie na stronie radia sprawdziłem co to za utwór.
przepraszam ale w tekście miało być „świeżo narodzoną córkę” a nie upieczoną. Wybaczcie ale pisze to w nocy między przewijaniem a karmieniem:_)