Amerykanie najbardziej kochają trzy rzeczy – Boga, prezydenta oraz futbol amerykański. Jest to tak skomplikowana dyscyplina sportowa, że są w stanie zrozumieć ją tylko mieszkańcy USA. Pozornie „The Blind Side” opowiada właśnie o niej, ale to tylko tło do opowieści o szansy na normalne życie, jakie dostaje duży, czarnoskóry chłopak bez domu i rodziny. Czyli kino obyczajowe ze sportowym zacięciem, nagrodzoną Oscarem Sandrą Bullock oraz krzepiącą wiarą w możliwość spełnienia amerykańskiego snu. Dla mnie przeciętna rzecz, która po obejrzeniu wylatuje z pamięci.
Na szczęście reżyser wyciągnął do realizacji swojego najmocniejszego zawodnika w ekipie. Jest to Carter Burwell, o bardzo charakterystycznym stylu grania. Chociaż początkowo nie był on zainteresowany tym projektem, reżyserowi udało się go przekonać. Niby czuć tu tą dość oszczędną rękę maestro, ale jednak samo brzmienie jest zaskakująco ciepłe i pogodne, stanowiące kontraste dla dotychczasowego dorobku kompozytora.
Nadal gra dość skromny zespół przypominający kapelę (gitara elektryczna, akustyczna, klawisze, perkusja i bas), wspieraną przez malutką orkiestrę, gdzie dominuje sekcja smyczkowa. Ale żeby nie było, do score’u zostały wplecione niektóre piosenki użyte w poszczególnych scenach, co jednak nie psuje przyjemności obcowania z ilustracją Amerykanina. Wśród nich jest tylko jeden dość ograny numer ("klaskany taniec" od Dave’a Brubecka), zaś reszta to delikatny pop z domieszką indie rocka, dodający lekkości do klimatu.
Temat przewodni pojawia się szybko i związany jest pośrednio z głównym bohaterem. Bardzo delikatne „To Protect His Blind Side”, oparte na grze gitary oraz klawiszach, tworzy aurę pozytywnej energii. Motyw ten powraca jeszcze choćby w operującym marimbą „The Hang Of It” czy niemal klasycyzującym „Part Of The Family”. W podobnym tonie są wygrywane kompozycje bezpośrednio związane z rozgrywkami sportowymi oraz treningiem. Bardzo rozpędzone „Summer Training” oraz „Taming Lions”, ocierające się o klimat lat 70., funkowe „Thank Me Later”, agresywna mieszanka rocka z fanfarami w „The First Game” i niemal wybuchowe „Gridiron Machine” (może zbyt przypominające żywsze fragmenty z „In Bruges”).
Jest też dość sporo fragmentów w typowym dla Burwella stylu przy scenach obyczajowych oraz związanych z nauką. Tutaj dominują dźwięki fortepianu, skrzypiec i delikatnej harfy, co czasem daje poruszające fragmenty, jak „The Light Brigade” z elegijną trąbką, czy podnoszące na duchu „Inspired Game”, gdzie dość nietypowo zostaje wykorzystana perkusja. Jednak pojawia się też wiele utworów brzmiących nieco mechanicznie, bez pomysłu, wręcz banalnych („Osmosis”, „Michael Graduates”).
Ale muszę przyznać, że, pomimo wad, „The Blind Side” pozostaje jedną z jaśniejszych prac w dorobku Cartera Burwella. Czuć tutaj wpływy oraz charakterystyczny styl maestro, tylko w bardziej gitarowo-rockowym wcieleniu, należącym do rzadkości. Ścieżka pełna pozytywnej energii, pazura oraz dawno nie słyszanej pasji. Do trenowania na siłowni będzie pasować jak ulał, za co dostaje mocną czwórkę.
0 komentarzy