„Narodziny narodu” – film z 1915 roku w reżyserii Davida W. Griffitha wywrócił kinematografię do góry nogami. Jednocześnie doprowadził do renesansu Ku-Klux-Klanu oraz negatywnie pokazywał czarnoskórych. Ale nie o tym filmie chciałem napisać, lecz o nakręconych w 2016 roku… „Narodzinach narodu”, przedstawiających losy Nate’a Turnera, przywódcy powstania niewolników z 1838 roku. Film zdobył główną nagrodę na festiwalu w Sundance, lecz w box office poległ kompletnie. Nie było to tylko spowodowane poziomem artystycznym, ale także paskudną przeszłością reżysera filmu.
Najbardziej zaskakujący jest tutaj wybór kompozytora. Henry Jackman tworzy muzykę do animacji („Ralph Demolka”, „Wielka Szóstka”), jak i wysokobudżetowych produkcji („X-Men: Pierwsza klasa”, dwie części „Kingsman”). Ale „Narodziny narodu” to pierwszy taki "kameralny" film, który wymaga zupełnych innych środków oraz wejścia do troszkę innego świata dźwiękowego. I jak sobie z tym zadaniem poradził maestro?
Jest to orkiestrowe brzmienie, które próbuje pokazać dwie silne cechy głównego bohatera: głęboką wiarę oraz poczucie sprawiedliwości. Ale początek to wręcz etniczna psychodelia w postaci „Prophecy”. Flety, bębenki oraz rozciągnięte wokalizy rodem z „Uciekaj!” – to mocny cios. Dalej jest temat Turnera w „Turner’s Plantation”, rozpisany na smyczki, fortepian i gitarę. To on opisuje te wspomniane cechy. Początek utworu jest wręcz sielankowy, bardzo spokojny, ale nie pozbawiony pewnego smutku. Bardziej szlachetną wersję tego motywu dostajemy w „The Life of Nat Turner”, gdzie melodię przejmuje flet z chórem oraz szarpiąca za serce partia wiolonczeli. I jest to jedyny taki temat na tej ścieżce.
Dalej Jackman z zaskakującym skupieniem, ale i delikatnością potrafi ubarwić emocje towarzyszące zarówno Turnerowi, jak i jego pobratymcom – smutek, samotność, zwątpienie, bezsilność. Jednocześnie jest w tym coś pięknego. Prezentuje to choćby „A New Chapter” z poruszającymi smyczkami, fortepianem oraz harfą, czy wręcz liryczne „Cherry Ann” z wiolonczelą, delikatnym chórkiem i szklaną harfą. Równie częste jest wykorzystywanie chórów czy wokaliz, które dodają pewnego sakralnego charakteru („Matrimony”), czasem lamentując („The Remision of Sin”), kiedy indziej przynosząc trochę nadziei („Transfiguration”), a nawet ocierają się o mistycyzm (natchnione „The Reckoning”).
Najbardziej interesującym tropem jest wykorzystywanie afrykańskich instrumentów perkusyjnych oraz stylu wokalizowania. Pojawia się już w otwierającym całość „Prophecy”, ale też wykorzystującym flet stonowanym „The Calling”, gdzie tworzą nieprawdopodobny klimat, czy bardzo natchnionym „A Call to Arms”, który jest punktem kulminacyjnym dla losów naszego bohatera. Już wtedy decyduje się jako "wybrany przez Boga" doprowadzić do powstania. Wrażenie misji potęguje wsparte przez męski chór „Riotous Disposition”, zakończone afrykańskimi perkusjonaliami oraz – najdłuższe w całym zestawie – „On to Jerusalem”. Tutaj mamy zarówno bardziej melancholijną wersję motywu przewodniego, podniosłe smyczki, etniczne perkusjonalia, wokalizy oraz militarną perkusję zmieszaną z chórem (troszkę podobne do „Chwały” Jamesa Hornera). Prawdziwy koktajl Mołotowa oraz perła w dorobku Jackmana, jakiej chyba nikt się po nim nie spodziewał.
Na sam finał (poprzedzony graną przez fortepian piosenką „Strange Fruit” Niny Simone, idealnie pasującą do realiów epoki) dostajemy trzy mocne kompozycje. Pierwsza – „Rite of Passage” – wykorzystuje dziecięcy głos. Ale prawdziwego kopa daje najbardziej spektakularna wersja tematu głównego w „The Legacy of Nat Turner” z polem do popisu dla sekcji smyczkowej. No i „The Birth of Nation”, czyli dziecięcy chór wspierany przez orkiestrę, potrafiący doprowadzić do łez nawet największego twardziela.
„Narodziny narodu” to najbardziej nietypowa i wymagająca praca w dorobku Jackmana. Brytyjski maestro, znany głównie z kina akcji, animacji oraz adaptacji komiksów o super bohaterach, musiał udowodnić, że potrafi się odnaleźć w bardziej dramatycznym, poważnym filmie. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania – score jest bardzo dojrzały, silny emocjonalnie oraz angażujący. Czy będzie to jednorazowy wyskok i kompozytor wróci do swojej bezpiecznej strefy, czy może zacznie coraz bardziej ryzykować, realizując ambitniejsze propozycje? Czas pokaże.
0 komentarzy