Historia tej muzyki świetnie ilustruje coś, co można byłoby nazwać przenikaniem się sztuk. Powstała do projektu fotograficznego, by stać się dziełem w pełni autonomicznym (jako „Soul Lake – afterimage”). Następnie wykorzystano ją w filmie krótkometrażowym („Zaprzeszłość). Muzyka została więc napisana do nieruchomego obrazu i do obrazu, tym razem ruchomego, ostatecznie powróciła.
Nie należy więc i właściwie nie można traktować „Zaprzeszłości” jako klasycznego soundtracku. Jako jednak dzieło jednego kompozytora do ostatecznie pojedynczego projektu artystycznego jest stylistycznie spójne i konsekwentne.
Od pierwszych dźwięków muzyka ujmuje delikatnością. Zdecydowanie dominującym instrumentem jest tu fortepian, którego brzmienie przypomina co bardziej eteryczne kompozycje Jana A.P. Kaczmarka. Partie pozostałych instrumentów mają charakter zdecydowanie pomocniczy, chociaż momentami decydują o nastroju utworu. Tak dzieje się w „House on the Northern Shore”, gdzie zdecydowane sekwencje smyczków wprowadzają do łagodnego fortepianowego motywu nieco niepokoju.
Zasadniczo jednak całość charakteryzuje raczej jednolity nastrój. Przez większość czasu muzyka płynie ze spokojem i łagodnością. Płynie właśnie, gdyż Yossarian Malewski unika zamkniętych, tematycznych konstrukcji. Utwory przepływają przez kolejne motywy, przy niektórych zatrzymują się na dłużej, inne są ledwie zaznaczone. Jest to więc muzyka melodyjna, ale nie chwytliwa. Cechuje ją natomiast duża swoboda, wrażenie przestrzeni.
Przy tym wszystkim kompozycja wydaje się mało wyrazista. Długie minuty potrafią przepłynąć zupełnie niezauważenie. Dwa wyraźnie wyróżniające się utwory znaleźć można na „Soul Lake – afterimage”, czyli wydaniu niejako pierwotnym, z którego dopiero poszczególne utwory zostały zaczerpnięte do „Zaprzeszłości”. „Storm from East” zaskakuje nawiązaniami do muzyki Bliskiego Wschodu, zaś „Le Blakk/Blakk Swan” to wariacja słynnego tematu Piotra Czajkowskiego z Jeziora Łabędziego. Jest to utwór zupełnie inny od wszystkich poprzednich. W ciekawy sposób wykorzystuje elektronikę (dźwięki imitujące odgłosy nurkowania) i w efektowny sposób łączy perkusję ze smyczkami. Można tu odnaleźć echa przebojowości a’la Brian Tyler. Nie są to może rozwiązania szalenie oryginalne, ale dodają całości kolorytu i trochę energii.
Ważne jest także, że w „Le Blakk/Blakk Swan” w naturalny sposób wybrzmiewa syntetyczność instrumentów. W pozostałych przypadkach brak „żywego grania” jest poważnym mankamentem. Da się niemal palcem wskazać momenty, gdzie muzyka aż się domaga ludzkiej ręki wykonawcy. Oczywiście nie ma w tym winy kompozytora, chociaż przy technicznych ograniczeniach, można było skręcić w stronę jednoznacznie syntetycznych brzmień, które potrafią być czasem wcale witalne.
Tym niemniej „Zaprzeszłość”, a co za tym idzie także rozbudowane „Soul Lake – afterimage”, jest dziełem bardzo przyjemnym w odsłuchu. Jego subtelność i elegancja koją nerwy, a płynącej swobodnie muzyce można śmiało dać się ponieść. Inna sprawa, że ostatecznie wypada ona mało filmowo. W obrazie albo miejscami dominuje (co przy ograniczonej warstwie dźwiękowej nie dziwi), albo gdzieś dryfuje, pozostawiając wydarzenia i bohaterów samym sobie. Trochę za dużo tu niezależności, jak na muzykę filmową, ale przy samodzielnym odsłuchu nie powinno to przeszkadzać.
I faktycznie nie przeszkadza. Album sam w sobie jest całkiem przyjemnym, ciekawym, choć momentami zbyt jednolitym doświadczeniem. Na pewno, mimo w sumie nikłej zależności od kina, jest to muzyka niebanalna, a taką zawsze warto polecić.