Anioł Giordano powrócił. Nadal mieszka w Krakowie i posiada różne moce, ale niestety nic nie trwa wiecznie. Grany przez Krzysztofa Globisza anioł staje się mężczyzną, co wywołuje szok tak mocny, że potrzebny jest psychiatra. Wtedy na drodze pojawia się atrakcyjna pani psycholog… Sequel „Anioła w Krakowie” jest całkiem niezłą komedią romantyczną, ze względu na humor, aktorów (Globisz nie zawodzi, Trela rozsadza ekran samą obecnością), pozytywną energię oraz wiarę w piękno życia i Krakowa. Muzyka pomaga tą wiarę utrzymać.
Poprzednią część zilustrował Abel Korzeniowski, jednak w 2004 r. wyjechał podbijać USA i twórcy (Artur „Baron” Więcek i Witold Bereś) musieli poszukać kogoś innego. Tym kimś został krakowski artysta – Grzegorz Turnau, najbardziej znany reprezentant poezji śpiewanej. Wydawać by się mogło, że znów zatrudniono osobę bez doświadczenia filmowego. Po części to prawda, jednak Turnau komponował wcześniej dla Teatru Telewizji (spektakle dla dzieci). Tak czy siak znowu efektem jest muzyka mocno nieprzeciętna.
Turnau miesza lekkość i melodyjność z refleksją, choć same kompozycje są strasznie krótkie (tylko jedna trwa dłużej niż dwie minuty). Nie ma tutaj przesadnego komplikowania, tylko uczciwa prostota. Temat głównego bohatera jest bardzo elegancki i pojawia się kilkukrotnie – rozpisany na akordeon, smyczki i flet, określające jego pogodną naturę, utrzymuje się w tempie walca (m.in. „Walc anielski”, „Sen Giordano” – dodatkowo piękna wokaliza Anny Radwan).
Drugi z kolei motyw jest lżejszy i nie jest walczykiem. Delikatny fortepian oraz płynące smyczki z klarnetem (m.in. „Giordano i Lolek”) tworzą kolejną miłą dla ucha mieszankę. Nie brakuje też odrobiny szybkich rytmów („Śniadanie” z dynamiczna perkusją), melancholijnego smutku („Opuszczony anioł” z gitarą Marka Napiórkowskiego), kryminalnego napięcia (jazzowo-gitarowe „Szajbus na tropie”) oraz zmysłowej liryki (obie części „W gabinecie Romy” oraz jazzujący „Damski wieczór z aniołem w tle”).
To wszystko nie gryzie się ze sobą i tworzy bardzo ładną mozaikę, którą uzupełniają również piosenki – zgrabnie współgrające zarówno ze scenami, w których się pojawiają, jak i z resztą materiału, więc i bez znajomości filmu słucha się ich po prostu znakomicie. Jest to głównie poezja śpiewana, reprezentowana przez zespół Raz Dwa Trzy („Pod niebem” i „W wielkim mieście”) oraz Marka Grechutę („Dni, których nie znamy” – nagranie zrealizowane kilkanaście miesięcy przed śmiercią) i Stanisława Soykę („Cud niepamięci”). Nie zabrakło też starego, dobrego rock’n’rolla w wykonaniu Skaldów („Prześliczna wiolonczelistka”) oraz niezwykle chwytliwej kolaboracji legend polskiej sceny muzycznej („Nim stanie się tak” Voo Voo i Kasi Nosowskiej, z przepięknymi smyczkami w tle).
A żeby było jeszcze fajniej, Turnau nagrał specjalnie na potrzeby filmu dwa własne przeboje. Pierwsza to typowo jazzowy utwór tytułowy, w dość odważnym wykonaniu Globisza oraz robiącej za tło Anny Radwan. Drugą jest „Pod rzęsami” w przepięknym wykonaniu duetu Miśkiewicz/Turnau.
W zasadzie ta część opowieści o Giordano jest – zarówno filmowo, jak i muzycznie – pozbawiona wad. Opisywany tu album bez problemu wprawia słuchacza w swoisty błogostan, przyjemną zwiewność. Dla mnie to idealne uzupełnienie „Anioła w Krakowie” – tym razem bez dialogów. Moja ostateczna nota, to aż 4,5 nutki.
0 komentarzy