Yellow Submarine
Kompozytor: The Beatles, George Martin
Rok produkcji: 1969
Wytwórnia: Apple
Czas trwania: 40:12 min.

Ocena redakcji:

 

The Beatles to nie tylko jeden z najważniejszych zespołów w historii muzyki rozrywkowej. To także jedna z najważniejszych pozycji na mapie wszystkich twórców XX wieku oraz kulturowy fenomen. Czwórka z Liverpoolu osiągnęła niemożliwy do powtórzenia sukces komercyjny i artystyczny, odciskając swoje piętno zarówno na popkulturze, jak i szeroko rozumianej sztuce. Wykorzystując swoją popularność i prestiż, zespół wtrącił swoje trzy grosze również do świata filmu.

 

beatles-1311594-1590001737W 1968 roku kariera filmowa Beatlesów obejmowała już trzy bardzo popularne i nagradzane produkcje („A Hard Day’s Night”, „Help!” i „Magical Mystery Tour”). Nadciągające „Yellow Submarine” miało być pierwszym filmem… animowanym. Powstał jednak przy znikomym udziale samych muzyków, którzy choć i tym razem stali się głównymi bohaterami obrazu, wystąpili w postaci rysowanej (w dodatku, wbrew pierwotnym planom, ich głosy podłożyli zawodowi aktorzy), fizycznie zaliczając jedynie skromne cameo pod koniec filmu. Sama produkcja utrzymuje właściwy dla tego okresu twórczości Beatlesów psychodeliczny klimat i nie stroni od charakterystycznego dla nich, ekscentrycznego, abstrakcyjnego humoru. Oczywiście nie zmieniło się również to, że najważniejszym elementem i punktem wyjścia dla całej historii są piosenki.

 

O ile już poprzednie filmy zyskały dodatkową oprawę muzyczną w postaci symfonicznego score’u, pełnił on w nich rolę bardzo drugorzędną. Głównie podkreślał komediowy charakter, ocierając się niejednokrotnie o zamierzony pastisz (jak choćby nawiązania do tematu z Jamesa Bonda w muzyce Kena Thorne’a do „Help!”). George Martin – stały współpracownik, producent i aranżer zespołu – napisał muzykę do pierwszego filmu, „A Hard Day’s Night” (za który zresztą dostał nominację do Oscara). On też zajął stanowisko kompozytora „Żółtej łodzi podwodnej”. I dopiero animacja ta dała jego muzyce w naturalny sposób więcej przestrzeni.

 

Zanim przejdę do nut, kilka słów o wydaniu albumowym. Promocję „…Submarine” wsparło regularne wydanie kolejnego longplaya Beatlesów. Został on podzielony na dwie części.Score Martina wylądował na stronie B, podczas gdy pierwszą wypełniły piosenki zespołu. Paradoksalnie to głównie przez nie płyta została przyjęta mało przychylnie. Trudno się jednak dziwić, bowiem wśród nich znajduje się tytułowy hit, obecny już na wcześniejszej płycie – „Revolver” – również uprzednio wydane (jako singiel) „All You Need Is Love” oraz cztery utwory premierowe. A te mogą rozczarowywać, jako że są to po prostu odrzuty z poprzednich sesji (co nie znaczy, że nie ma wśród nich bardzo dobrych kawałków). Dodatkowo krążek „Yellow Submarine” ukazał się dwa miesiące po słynnym „Białym Albumie”. Co do reszty…

 

Ekspozycja filmu jest po prostu przeurocza. Idylliczną krainę Pepperland obrazuje utwór o takim właśnie tytule. I pełni on rolę motywu głównego z prawdziwego zdarzenia, pokazując, że Martin był nie tylko dobrym aranżerem i orkiestratorem. Choć i od tej strony trudno go tu nie docenić, bowiem orkiestra prezentuje równie dużo różnych barw, co sama animacja i wręcz zachęca do zanurzenia się w świat wyobraźni. Oczywiście oprócz pierwszego planu, muzyka instrumentalna spełnia przez większość czasu funkcję czysto ilustracyjną. Jak to w animacji bywa, niejednokrotnie zwykły underscore jest też poszerzony o dźwiękonaśladownictwo i podkreślający slapstickowe zagrania mickey-mousing. Lecz trudno narzekać na długotrwałą nudę, zwłaszcza w połączeniu z obrazem, mimo, że muzyka nieraz zdaje się zalewać wręcz wolną od piosenek przestrzeń. Metafora chyba dość trafna, zważywszy, że duża część opowieści to żegluga łodzią podwodną przez przedziwne morza.

 

Na płycie ta bardziej ilustracyjna część obejmuje "morski" tryptyk, w którym nie brak eksperymentów. W „Sea of Time”, po krótkim hinduskim wstępie (inspirowanym niewątpliwie estetycznymi poszukiwaniami Georga Harrisona), wybrzmiewa generyczny impresjonizm, dowodzący zresztą fascynacji Martina muzyką Maurice’a Ravela. W „Sea of Holes” wykorzystano odwrócony dźwięk harfy, pojawia się też gitara elektryczna. W „Sea of Monsters” puszczana od tyłu jest natomiast cała orkiestra. W tym ostatnim pojawia się też wierny cytat z „Arii na strunie G”, który szybko przechodzi w krótki westernowy pastisz. Takich mrugnięć okiem jest dużo więcej. Bardzo łatwo można wyłapać nawiązania do Griega czy Strawińskiego (choć nie wszystkie można znaleźć na wydaniu albumowym).

 

Wciągająca jest też muzyka akcji. „March of the Meanies” opiera się na prostym rytmie, inicjowanym przez marimbę. Motoryczne smyczki, heroiczny temat blachy i dysonujące wstawki całej orkiestry tworzą razem świetną ilustrację dla zmagań bohaterów z tytułowymi Wstręciuchami. Jednocześnie nie brak właściwego dla animacji luzu i przymrużenia oka. Nieco suspensowe „Pepperland Laid Waste” też zwraca uwagę pomysłową instrumentacją i impresjonistycznym klimatem. Zadowala też wyważenie narracji – niepokojący, atonalny początek nie daje nam się znudzić, przechodząc płynnie do prostej solówki oboju, niedługo po której następują napastliwe sforzata orkiestry.

 

Nasuwa się pytanie, jak cała praca Martina współgra z piosenkami? Otóż świetnie. Jak wspomniałem, tym razem muzyka instrumentalna miała dużo większe pole do popisu. Dobrze koresponduje też z utworami zespołu. Po pierwsze, oba elementy ścieżki dźwiękowej cechuje prostota i melodyjność, a zarazem dosyć duże bogactwo środków i śmiałe eksperymenty. Oczywiście Martin czerpie z dwudziestowiecznych nurtów muzyki klasycznej, ale przecież i sami Beatlesi inspirowali się kompozytorami pokroju Stockhausena. Po drugie, melodie z piosenek pojawiają się w utworach orkiestrowych (zamykające płytę „Yellow Submarine in Pepperland” jest symfoniczną wersją kompozycji Lennona i McCartneya), a elementy orkiestrowe są obecne w aranżacjach piosenek – jak na przykład dęciaki w „All You Need Is Love” czy kwartet smyczkowy w „Elanor Rigby”. Zresztą za brzmienie orkiestry i piosenek odpowiada ten sam człowiek. Ostatecznie z Beatlesami mógł rywalizować tylko „Piąty Beatles”.

 

Wracając do płyty, rzeczywiście może ona nieco rozczarowywać. Zwłaszcza jeśli porówna się ją do poprzednich albumów grupy. Mimo wszystko objętość oraz podział na piosenki i score działają na jej korzyść. Chociaż niektóre premierowe utwory Brytyjczyków odstają jakościowo od pozostałych użytych w filmie, trudno oczekiwać, żeby płyta przywoływała kolejne tracki: „Sgt. Peppers’s Lonely Hearts Club Band”, „Rubber Soul” i „Revolver”. Ilość kompozycji Martina też nie powoduje uczucia nadmiaru, a nawet może wzbudzać lekki niedosyt. Chyba nie ma sensu traktowania soundtracku do „Yellow Submarine” jako kolejnego pełnoprawnego wydawnictwa Beatlesów. Jest to bardziej gratka dla fanów i uzupełnienie projektu filmowego. Po prostu kolejny etap obfitej twórczo historii The Beatles.

Autor recenzji: Tomasz Gil
  • 1. Yellow Submarine
  • 2. Only a Northern Song
  • 3. All Together Now
  • 4. Hey Bulldog
  • 5. It’s All Too Much
  • 6. All You Need Is Love
  • 7. Pepperland
  • 8. Sea of Time
  • 9. Sea of Holes
  • 10. Sea of Monsters
  • 11. March of the Meanies
  • 12. Pepperland Laid Waste
  • 13. Yellow Submarine in Pepperland
4
Sending
Ocena czytelników:
4 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...