Druga część przygód mutantów to, co tu dużo gadać, doskonała ekranizacja komiksu oraz świetny film fantastyczny z mnóstwem akcji i całą masą przebogatych postaci. Film, choć zrobiony przez tę samą ekipę, jest wg wielu znacznie lepszy od pierwszej części, choć jest to jego dokładna kontynuacja. Niestety, z powodu przedwczesnej śmierci Michael Kamen nie mógł zrobić tego samego z muzyką i zastąpił go John Ottman (który również zmontował film). Taki wybór nie dziwi, gdyż Ottman już wcześniej stworzył bardzo dobre tematycznie partytury do poprzednich filmów reżysera – "Usual Suspects" i "Apt Pupil". Zresztą Ottman był brany także pod uwagę przy pierwszym filmie o mutantach, jednak wtedy kompozytor miał już inne plany i ostatecznie zastąpił go Kamen. Czy w drugiej części Ottman dotrzymał pola poprzednikowi i godnie zilustrował dalsze poczynania bohaterów?
Zacznijmy od tego, co zwraca największą uwagę, a więc od tematu głównego. Ottman w przeciwieństwie do Kamena bardzo rozwinął motyw przewodni i naznaczył go iście heroicznymi rytmami. Zrobił temat bardziej podniosły i bardziej pamiętny od roboty jego poprzednika. Za to duży plus. Drugi plus za jego uniwersalność. Jest on, bowiem na tyle elastyczny, że kompozytor często nam go serwuje nie nudząc przy tym. Niestety, jeśli chodzi o płytę, to przy temacie głównym trzeba zapisać także minus. Suitę z tym tematem dano, bowiem już jako utwór pierwszy. A ponieważ jest to zgoła najlepsza ścieżka na płycie, toteż obniża to trochę odbiór pozostałych. Znacznie lepiej by było, gdyby utwór ten umieszczono tam, gdzie należy, czyli na samym końcu (ilustruje napisy końcowe filmu bądź co bądź). No, ale to tylko taki mały minusik – zawsze można sobie przecież przestawić odtwarzanie ścieżek. Co się zaś tyczy jego stopnia użycia, to szkielet tematu słyszymy w co drugim praktycznie utworze. Zaś jego pełne wersje serwuje nam jeszcze tylko końcowe "We're Here To Stay". Niby nie dużo, ale jednak, kiedy słucha się płyty to nie można pozbyć się wrażenia, że melodia ta cały czas nam towarzyszy.
Ponieważ temat główny jest tu niejako wyznacznikiem, toteż cała reszta płyty skonstruowana jest bardzo podobnie. Dźwięki nie są skomplikowane, ale dość melodyjne, przez co w większości miło się ich słucha. Niestety właściwie brak tu mocnych tematów, które zostawałyby na dłużej w pamięci. Ottman stworzył jednostrzałowce, a więc kilkanaście odrębnych tematów, które występują tylko raz na płycie. Jedynym wyjątkiem jest motyw Deathstryke, której przypisane nuty słyszymy dwukrotnie – w drugiej połowie "Sneaky Mystique" i w "Death Strikes Deathstryke". Trochę to dziwne, zważywszy, że jest to bohaterka drugiego planu. Na szczęście kompozytor obdarował ją charakterystycznymi dźwiękami, a więc elektroniką (której na całym albumie nie jest dużo), nagłymi smyczkami i dzwoneczkami. I jak ulał pasuje to do filmowej postaci – podobnie, jak i pozostałe ścieżki. Ottman naprawdę zadbał tu o jedną rzecz, która stanowi o sile tego albumu. Są to detale. Detale takie, jak kobiecy głos podkreślający subtelnie poczynania stricte kuszącej postaci, jaką jest Mistique, w nadmienionym już "Sneaky Mystique". Albo chóry dodające aury w "Storm's Perfect Storm", "Cerebro" (tu także świetna wiolonczela), "Rogue Earns Her Wings", "Magneto's Old Tricks", "If You Really Knew" i jeszcze paru innym tematom. Tych detali jest na tyle dużo i często są tak zapodane, że zwracamy na nie uwagę dopiero po n-tym odsłuchu (bardzo podobnie było z partyturą Kamena), co tylko nadaje tej płycie jakości.
Siłą tej płyty są także tematy akcji. Konkretnie mam tu na myśli niesamowity "Mansion Attack", gdyż reszta utworów jest naznaczona bardziej dramatyzmem z dozą akcji, aniżeli samej akcji. Ta wybucha praktycznie tylko i wyłącznie w tym jednym utworze, spychając wszystko na margines. Zresztą z rozwiązań zawartych w tej melodii, w dużej mierze korzystają także inne tracki. To melodia obrazująca równie dobry atak na szkołę prof. Xaviera – stąd taka długość utworu. Ottman zawarł cały ten rozgardiasz ekranowy w tej muzyce. Dzieje się więc dużo, szybko i mocno – grają przeważnie instrumenty perkusyjne i dęte, choć nie brak też smyczków i odrobiny elektroniki. Chwilami wchodzą typowo wojskowe rytmy, które zostaną rozwinięte nieznacznie także potem w utworach "Getting Out Alive" i "Goodbye". Solidny utwór i wraz z tematem głównym filar tej pozycji. Oczywiście warto też zwrócić większą uwagę na pozostałe utwory, gdyż, jak mówiłem już, to płyta pełna detali, wychodzących na wierzch dopiero przy bliższym poznaniu. Oczywiście nie wszystkie ścieżki są dobre – jest parę takich, bez których można się było spokojnie obejść, gdyż zwyczajnie giną poza filmem i swoimi lepszymi kolegami. Jednakże solidny czas całości sprawia, że jest to kolejny, mało znaczący minus.
A skoro przy minusach jesteśmy, to niestety jest ich więcej. Największym minusem, którego po dziś dzień nie mogę wybaczyć, jest brak rewelacyjnego, bazującego na klasyce, kawałka z prologu filmu, który nazywa się "White House Attack". To świetna melodia, która na pewno rozruszałaby jeszcze całość, podnosząc poziom. Wielka szkoda, że nie ma go na tym krążku, ale na szczęście można znaleźć go na oficjalnej stronie internetowej Johna Ottmana, a dokładniej tutaj. Drugim minusem jest to, że na dobrą sprawę płyta ta jednak chwilami może zmęczyć i lekko znużyć słuchacza. Nie są to wprawdzie wielkie męki, ale jednak parę utworów obniża poziom. No i jeszcze rozmieszczenie utworów, które jest dość dziwne, bo raczej zupełnie przypadkowe. To też jakoś tam wpływa na odsłuch. Niby kolejny detal, ale nie bez znaczenia, jak się okazuje.
"X2" jako film przebija oryginał, jednocześnie dodając mu na znaczeniu, gdyż oba łączą się w jedną spójną historię. Jako muzyka jest to natomiast zupełnie odrębne dzieło – bardziej heroiczne i donioślejsze oraz bardziej przystępne dla przeciętnego słuchacza, niż dzieło Kamena. Tematycznie jednak mniej rozwinięte i nie tak bogate. Obie ścieżki uważam więc za równe sobie, naprawdę porządne, stojące na wysokim poziomie ilustracje. Dlatego polecam obie równie mocno.
0 komentarzy