John Ottman nie jest może najbardziej rozpieszczanym kompozytorem w Hollywood, ale jego kolaboracja z Bryanem Singerem cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem wytwórni płytowych. Potwierdzeniem tego zarówno tegoroczne, rozszerzone wydanie partytury do „Superman Returns”, jak i pochodząca z roku ubiegłego, limitowana do 3,5 tys. egzemplarzy dwupłytowa edycja specjalna ścieżki dźwiękowej do sequela „X-Men”.
Podstawowy krążek muzyki z tegoż filmu swego czasu pozytywnie oceniłem i zdanie me podtrzymuję – to porządna, pełnoorkiestrowa muzyka, bardzo dobrze spisująca się w obrazie, jak i nieźle radząca sobie na zgrabnej płycie zamkniętej w godzinie materiału. Mimo tego czuć było brak kilku dość ważnych w kontekście fabuły utworów, z fantastycznym, opartym o „Requiem” Mozarta prologiem. Ich obecność nadrabia bogate wydanie La-La Land, które proponuje słuchaczom także lepszy dźwięk, chronologicznie ułożoną tracklistę oraz parę bonusowych wersji alternatywnych – a to wszystko za niespełna 25 $.
I trzeba przyznać, że początki są naprawdę świetne – odpowiednio uzupełniona o nuty przewodnie X2, legendarna fanfara Alfreda Newmana sprawnie przechodzi w temat główny filmu w swej czystej postaci, a następnie wspomniany prolog, którego siła dosłownie wgniata w fotel. Ten z kolei przechodzi w spokojniejsze, by nie powiedzieć odprężające „Alkali Lake”, od którego niewiele minut musi upłynąć do pięknego „Cerebro” oraz efektownego „Sneaky Mystique”… I choć wszystkie najważniejsze tematy słyszeliśmy już na podstawowym wydawnictwie (aczkolwiek nie zawsze te same nazwy utworów oznaczają ten sam materiał), to jednak i tutaj słucha się ich rewelacyjnie, a płynność muzyki i jej bogactwo potrafią zaskoczyć po raz kolejny (wielce klimatyczne chóry z wiodącym niemieckim wokalem w „Meeting Nightcrawler” to jeden z wielu detali, które możemy tu odkryć).
Problem zaczyna się wraz z mijającym czasem, kiedy to do znanych nam już motywów dochodzi cała masa mniej przyjaznego, częstokroć ciężkiego underscore’u, który potrafi dać się we znaki tym mocniej, im głębiej w tracklistę wejdziemy. Tym samym rozbita na dwa krążki kompozycja zaczyna raczej męczyć, niż bawić – szczególnie, że nagle okazuje się, iż lwia jej część, to bynajmniej nie pompatyczna muzyka akcji (choć tej również nie brak), tudzież urocza liryka pokroju wspomnianego „Cerebro”, lecz pomysłowy, acz wielce posępny dramatyzm i okazjonalny suspens, który trudno docenić i przetrawić poza ekranem.
Jakkolwiek nie ujmuje to nic ani klasowej kompozycji Ottmana, ani wspaniale przygotowanemu wydaniu Lali, to ostatecznie nadaje się ono tylko dla największych maniaków danej produkcji – oni docenią szczegółowość tej pozycji i jej kompletność (blisko dwie godziny grania!). I to dla nich przeznaczone są takie atrakcje, jak m.in. dwie różne wersje (jedna dłuższa od drugiej) potężnej suity z filmu, poprzecinane dodatkowo, podobnie potraktowanym „Evolution Leaps Forward”. Postronni słuchacze powinni zostać przy wydaniu tradycyjnym – do którego sam, będąc fanem serii, wracam zdecydowanie częściej, niż do Limited Edition, które broni się głównie swą ekskluzywną estetyką. Zasada ‘więcej, nie znaczy lepiej’ zdaje się być więc idealnym podsumowaniem, choć ocena sama w sobie pozostaje w tym wypadku bez zmian.
0 komentarzy