Wieloryb
Darren Aronofsky to jeden z najciekawszych reżyserów XXI wieku, specjalizujący się głównie w dramatach psychologicznych („Requiem dla snu”, „Zapaśnik”, „Czarny łabędź”). Bawił się formą teledysku, lubił kamerę trzymać bardzo blisko głównego bohatera, ale ostatnie produkcje polaryzowały widownię. Teraz powraca po kilku latach realizując dla A24 „Wieloryba” na podstawie sztuki Samuela D. Huntera. Bohaterem jest cierpiący na nadmierną otyłość nauczyciel angielskiego Charlie (wielki powrót Brendana Frasera), którego stan zdrowotny coraz bardziej się pogarsza. Do tego stopnia, że woli umrzeć niż trafić do szpitala, co frustruje opiekującą się nim pielęgniarkę. Jednocześnie nasz bohater podejmuje ostatnią próbę pogodzenia się z pozostawioną 8 lat wcześniej córką.
Brzmi jak poważny i ważny film, co jest jak najbardziej prawdą. Jednocześnie to jeden z bardziej kameralnych dzieł w dorobku Amerykanina, gdzie mocno czuć teatralny rodowód. „Wieloryb” znów spolaryzował widzów. Co prawda chwalono aktorstwo (szczególnie Frasera i Hong Chau), ale zarzucano melodramatyczny ton oraz skręt ku sentymentalizmowi. A czy można wśród zalet dopisać muzykę?
Wielu melomanów liczyło na powrót Clinta Mansella, który dzięki współpracy z reżyserem Aronofskym wypłynął na szerokie wody. Jednak wygląda na to, że to już pieśń przyszłości. Już przy „mother!” miał tworzyć Johann Johansson, jednak Islandczyk uznał, iż muzyka w tamtym filmie byłaby niepotrzebna i w ogóle się nie pojawiła. Przy „Wielorybie” pojawił się za to Rob Simonsen – jeden z bardziej rozpoznawalnych kompozytów kina niezależnego. Choć ostatnio pracował przy dużych tytułach jak „Pogromcy duchów: Dziedzictwo” czy „Projekt Adam”.
Budulcem jest temat głównego bohatera, prezentujący się pierwszy raz w „Cloudless Skies”. To powolne, wręcz elegijne solo na skrzypcach, przewijające się niemal non stop. Czy to w krótkim fragmencie (końcówka „Deep Water”), czy w pełnej formie nabierając bardziej monumentalnej formy (finałowe „Safe Return” w towarzystwie dęciaków). Za każdym razem jego obecność wywołuje silny ładunek emocjonalny, tak bardzo temu filmowi potrzebny.
Słychać też, że Amerykanin próbuje niejako wejść w skórę Charliego. Powolne, falujące „Overture”, czyli mieszanka dronów, fletów (specjalnie zbudowanych… 7-metrowych) oraz fisharmonii – XIX-wieczny instrument, będący czymś pomiędzy fortepianem a organami. To wszystko pozwala kompozytorowi niejako zbudować przestrzeń wokół tytułowego „Wieloryba”. Przestrzeń przypominającą… ocean („falujące” smyczki, odbijające się niczym echo flety imitujące „dzwon”), co jest bardzo sprytnym zabiegiem. Czuć to choćby w świetnym „Life Boat”, złowróżbno-melancholijnym „Deep Water” czy lekko onirycznym „Rigging”.
Simonsen nie boi się także bardziej mrocznych fragmentów, gdzie podskórnie czuć niepokój. Pozornie ospały „Full Sail”, gdzie w połowie wchodzą flety i pod koniec atakują smyczki. Dramatyczne „Storm Approaching” powoli zwiastuje zbliżającą się katastrofę, której nie są w stanie złagodzić kołysankowe dźwięki w tle. Smyczki i flety wydają się brzmieć niczym organy, do połowy wbijają się dęciaki, po czym następuje wyciszenie. A w finale niejako wracamy do początku. Intensywniej się dzieje przy „Midnight Storm” (scena obżerania się do przesady), ze świdrującymi smyczkami, rozciągniętymi dęciakami oraz nietypowymi uderzeniami perkusji.
Jeśli myślicie, że dalej będzie spokój, nie oszukujcie się. „God’s Safe” oraz „Safe Return” to najmocniejsze działa w arsenale Simonsena, choć nic tego nie zapowiada. Pierwszy jest bardziej elegijny, jednak każdy dźwięk smyczków (zwłaszcza w okolicy pierwszej minuty oraz na początku czwartej) jest ciężki, poruszający. Z kolei ten drugi to niemal podniosła wersja tematu przewodniego, tak budowana przez pracę smyczków i dęciaków, że trzyma za gardło do ostatniej sekundy, ostatniego dźwięku.
W „The Whale” mocno unosi się duch Clinta Mansella oraz Johanna Johanssona, które razem tworzą najbardziej emocjonalną partyturę w dorobku Simonsena. Amerykanin kolejny raz zaskakuje swoją wszechstronnością i potwierdza, że jego forma zwyżkuje. Mocny, silny emocjonalnie score, potrafiący działać także poza kontekstem filmowym oraz jedna z niespodzianek 2022 roku.
0 komentarzy