Nie od dzisiaj wiadomo, że westerny są w cenie. Ale co by było, gdyby western połączono z innym gatunkiem, na pierwszy rzut oka nie pasującym do niego? Tak w 1973 roku postanowił zrobić nieżyjący już Michael Crichton – amerykański pisarz, znany dzięki „Parkowi Jurajskiemu”. Swoistym protoplastą parku z dinusiami był „Świat Dzikiego Zachodu”, czyli historia… parku rozrywki, w którym można było przenieść się do starożytnego Rzymu, średniowiecza lub na Dziki Zachód. Jednak przy jednej z wizyt androidy nie tylko zyskują samoświadomość, ale zaczynają zabijać ludzi. Brzmi całkiem fajnie, choć film nie wytrzymał próby czasu. Stał się za to inspiracją dla serialu „Westworld” zrealizowanego przez HBO.
O serii tej jeszcze kiedyś napiszę, a teraz skupmy się na muzyce z oryginału, z którego dwa tematy zostały przearanżowane na potrzeby serialu. Ich autorem jest kompletnie zapomniany Fred Karlin, znany głównie jako kompozytor pracujący dla telewizji w latach 70. i 80., a także przy takich produkcjach jak „Bezpłodna kukułka”, „Zakochani i inni” czy „Surogatka”. Wielu kinomanom zapadł w pamięć dzięki filmowi Crichtona oraz jego sequelowi „Świat przyszłości”. Muzyka ta była wielokrotnie wznawiana od dnia premiery, a najnowsze wydanie WaterTower Music pochodzi z lutego 2017 roku.
Sama ścieżka dźwiękowa dzieli się niejako na trzy warstwy: muzykę westernową, elementy futurystyczne (park rozrywki i jego pozostałe światy) oraz underscore, który ma budować napięcie. Każda z tych części ma inne instrumentarium, co zmusza do zmiany stylistyki. I tu rodzi jedno ważne pytanie: czy udało się zachować spójność?
Oprawa świata z Dzikiego Zachodu to bardziej popowe wcielenie country z klasycznym zestawem instrumentarium w postaci zadziornych skrzypiec, banjo i gitary, a także perkusji nadającej ilustracji bardziej współczesnego brzmienia („Theme from Westworld”). Z jednej strony dodaje to lekkości, dynamiki oraz kolorytu, z drugiej zaś, z obecnej perspektywy, wydaje się to strasznie przestylizowane. Sytuację ratuje jeszcze wykorzystywany w saloonie fortepian („Welcome to Westworld”, będący zaproszeniem dla nowych gości czy „Bar Room Piano”) oraz mocniej zaakcentowane trąbki („Stagecoach Arrival”).
Oprawa futurystyczna oparta została na elektronice i rodzącym się wtedy ambiencie. Bo w końcu to świat otoczony przez roboty o wyglądzie ludzi. Jak funkcjonują te maszynki pokazuje mroczne „Robot Repair”, zdominowane przez zimne organy, coś jakby świst wiatru oraz efekt spadających kropli. A wszystko przeplatane jest pojedynczymi wejściami gitar, podkręcającymi napięcie. Jest też jeszcze jeden świat, który otrzymał swoją muzykę, czyli „Medieval World” – imitujący średniowieczne instrumenty skoczny kawałek oraz „The Queen’s Indiscretion”, będący bardziej delikatnym, wręcz lirycznym fragmentem.
Trzecia, odpowiedzialna za budowanie niepokoju warstwa zawiera dwa fragmenty akcji. Pierwszy to „Chase from Westworld”, który jest zaskakującą hybrydą. Zaczyna się pulsującymi strzałami, do których dochodzą galopujące smyczki rodem z muzyki country, coraz intensywniejsza perkusja, fortepian oraz trąbka. Zmieszanie tych dźwięków tworzy dość psychodeliczną atmosferę i poczucie zagrożenia. Także w drugiej części czuje się ten klimat, chociaż całość poddano przyspieszeniu, podkręcając tempo. Związany z nią jest też temat rewolwerowca – oparty na monotonnym, ale niepokojącym wstępie fortepianowym, wraz z upływem czasu coraz bardziej złowrogim. Dołączają do niego bardzo szarpane skrzypce, jakby zapowiadające śmierć.
Za ciekawostkę należy uznać „Hovercraft Muzak”, który brzmi jak… muzak (utwór grany w trakcie jazdy windą), towarzyszący naszym bohaterom w drodze do parku. Przyjemny, elegancki jazz, zdominowany przez fortepian oraz gitarę, pozwala na złapanie oddechu oraz chwilkę rozluźnienia, mimo że stylistycznie wydaje się nie pasować do reszty zestawu.
Z dzisiejszej perspektywy „Westworld” brzmi mocno archaicznie, niemniej nadal w paru miejscach potrafi porządnie zmrozić krew (i to te futurystyczne dźwięki robią to najlepiej), tworząc zgrabną mieszankę futurystycznej atmosfery z Dzikim Zachodem. Jest w tym wszystkim urok, więc może warto dać tej kompozycji szansę i wskoczyć na konia?
0 komentarzy