Niezwykła muzyka do niezwykłego filmu. Tak krótko można określić efekt współpracy Adriana Lyne`a i Jana A.P. Kaczmarka. Adrian Lyne jest reżyserem, który już od wielu lat fascynuje się istotą i sensem związku między kobietą i mężczyzną. Nie są to jednak związki zwyczajne, tak jak i miłość nie jest zwyczajnym uczuciem. Mimo, iż nakręcono o niej już tyle filmów i napisano już tyle książek, ciągle odkrywamy jej nowe aspekty i złożoność. Adrian Lyne ma na swoim koncie takie filmy jak choćby: "Fatalne zauroczenie", "Lolita", "Niemoralna propozycja" czy "Dziewięć i pół tygodnia". Wszystkie te tytuły pokazywały różne spojrzenia na miłość czy zauroczenie. Wspólna cechą tych filmów jest także doskonała muzyka. Reżyser sięgnął w nich po sprawdzonych i świetnych kompozytorów – Ennio Morricone przy "Lolicie", John Barry przy "Niemoralnej propozycji" czy Maurice Jarre przy "Fatalnym zauroczeniu". Tym razem Lyne postawił na wschodzącą gwiazdę muzyki filmowej – Polaka Jana A.P. Karczmarka – i tym sposobem powstała niezwykła muzyka, która połączyła europejską wrażliwość z klasą Hollywoodzkich partytur filmowych.
Jak zwykle u tego kompozytora dominującym instrumentem jest fortepian. To on tutaj po raz pierwszy przedstawia nam motyw przewodni w utworze otwierającym płytę – "At Home". Słyszymy wtedy grającego na tym instrumencie Leszka Możdżera, który zresztą nie po raz pierwszy, i jak się okazuje – nie ostatni gra dla Kaczmarka. Na płycie oprócz Możdżera można usłyszeć także innego pianistę – Cheta Swiatkowskiego – jednak to Możdżerowi kompozytor powierzył wykonywanie najważniejszych fragmentów muzyki. Jednym z nich jest z pewnością jest utwór "Unfaithful (piano variation)". To właśnie tutaj pianista dowodzi swojej klasy bawiąc się motywem przewodnim, początkowo grając bardzo subtelnie, spokojnie, aby po chwili porwać nas szybszą i nieco podniosłą grą. Tym sposobem powstaje jedna z najbardziej wyróżniających się kompozycji na płycie, przynosząca na myśl doskonałe, jazzowe improwizacje. Z kolei w utworze "The Wind" pojawia się drugi motyw, którego różne wersje można usłyszeć przy okazji kolejnych utworów. To właśnie te dwa motywy pojawiające się w dwóch pierwszych kompozycjach przewijają się przez całą płytę tworząc niesamowity nastrój tajemniczości. Jednym z ciekawszych utworów jest także "Triangle", w którym pojawia się dźwięk akordeonu i daleko w tle cymbałki strunowe. Niestety utwór ten można wysłuchać tylko na płycie, ponieważ w filmie się on nie pojawia. Jest on wariacją tematu z wcześniejszego "The Wind". Niesamowite wrażenie robią także utwory, w których pojawia się wokaliza w wykonaniu norweskiej wokalistki Jorane. Należą do nich "Farewell", "Sudden turn", "Car wash" i "The visit". "Sudden turn" wyróżnia się nieco dramatycznym brzmieniem, któremu towarzyszy wokaliza przypominająca szybki oddech. Sprawia to wrażenie niezwykłej bliskości i jednocześnie niepokoju. Kolejny utwór – "I Hate Myself" – jest kontynuacją motywu podjętego przez poprzednią kompozycję. Także "The obsession" jest powrotem do tego samego tematu, oczarowując nas z jednej strony niskimi dźwiękami kontrabasów, a z drugiej przenikliwymi pociągnięciami skrzypiec. Płyta kończy się nostalgiczną wokalizą, której w tle bardzo cicho towarzyszy bas.
Trudno jest opisywać taką muzykę chociażby z tego powodu, że żadne słowa nie są w stanie przekazać tylu emocji, ile jest w niej zawarte. Mimo, iż takie utwory jak "Silence" i "Unfaithful (piano variation)" powstały tylko na potrzeby płyty, a "Triangle", "I hate myself" i "Farewell" nie zostały użyte w filmie, muzyka ta zasługuje na niemal najwyższa notę. Jan A.P. Kaczmarek nawiązuje tutaj do twórczości Philipa Glassa – do czego zresztą się przyznaje – tworząc kompozycje skromne, pozbawione nagłych zwrotów i uniesień orkiestry niczym w "The Hours". Z drugiej jednak strony można znaleźć tutaj coś z Thomasa Newmana i jego wszechobecnego, hipnotycznego fortepianu ze "The Shawshank Redemption" i "Road To Perdition", czy minimalizmu Edwarda Sheamura i jego "K-Pax". Jest to muzyka bardzo spokojna, subtelna i wysmakowana. Mimo, iż na ogół opiera się ona na zaledwie dwóch tematach, to zachwyca różnorodnością. Obok fortepianu i orkiestry pojawiają się takie instrumenty jak akordeon i cymbałki, które urozmaicając muzykę jednocześnie doskonale charakteryzują zmiany zachodzące na ekranie. W filmie muzyka nieco spowalnia akcję wywołując u widza zadumę i spokój. Przykładem tego może być choćby utwór "The Wind", który mimo, iż jest spokojny, powolny i można wręcz powiedzieć, że leniwy, obrazuje wiatr szalejący na ulicach i pomiatający ludźmi chcącymi się mu przeciwstawić. Symbolizm tej sceny doskonale jest podkreślony właśnie muzyką Polaka, która zmusza do zadumy nad ulotnością ludzkiego życia i uczuć. Ta płyta jest pełna takich spokojnych kompozycji cechujących się niezwykłą harmonią i wyrazistym brzmieniem, natomiast motywy pojawiające się tutaj i zachwycające prostotą bardzo łatwo zapadają w pamięć.
Tej muzyki należy słuchać w pełnym skupieniu, bo dopiero wtedy można wydobyć jej prawdziwe oblicze, obrazujące prawdziwe, nagie uczucia. Dla mnie oczywiście nie bez znaczenia pozostaje fakt, że głównym instrumentem jest tutaj fortepian pojawiający się w niemal wszystkich kompozycjach. Raz słyszymy go pięknie imitującego spadające krople w utworze "Cold Bathtub", innym znowu razem sugestywnie akompaniuje on wokalizie Jorane w utworze "Car Wash". To właśnie w powodu tego fortepianu i świetnej gry Leszka Możdżera postanowiłem dać tej płycie jednak nie 4,5 a 5 nutek. Serdecznie polecam wysłuchanie tej ścieżki, ponieważ rzadko zdarza się, aby muzyka potrafiła w tak piękny i subtelny sposób przelać na słuchacza tak potężny ładunek emocji. Jak dla mnie pozostaje to bez wątpienia najlepsza ścieżka w dorobku polskiego kompozytora. Może nawet lepsza od "Finding Neverland"…
Oczywiście. Kaczmarek i od razu maksik. Dla mnie trója.
Akurate ten Kaczmarek na maksa zasługuje – świetnie działa w filmie, a na płycie imponuje intymnością. Cudowna ściezka.
Ja zostanę przy tej 4,5. Faktycznie to jedna z najlepszych prac Kaczmarka, ale nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że lepsza od „Marzyciela”… chociaż główny temat zniewalający…