Twilight Saga, The: Breaking Dawn, part 1 – The Score
Kompozytor: Carter Burwell
Rok produkcji: 2011
Wytwórnia: Atlantic
Czas trwania: 53:50 min.

Ocena redakcji:

 

Informację o powrocie Cartera Burwella do „Sagi Zmierzch” przyjąłem z pewną ulgą. Eksperymenty z Alexandre Desplatem i Howardem Shore, chociaż nie jednoznacznie nieudane (zwłaszcza w przypadku tego pierwszego), prowadziły muzykę do serii w nienajlepszym kierunku. Desplat przesadził z melodramatyzmem, przez co ośmieszył zamiast uwznioślić „Księżyc w nowiu”, Shore zaś po prostu odbębnił robotę, tworząc jedną z najsłabszych prac w swojej karierze. Burwell w „Zmierzchu” znalazł równowagę między melodramatem, a horrorem, nie zapomniał też, że podstawowym odbiorcą filmu jest młodzież. Podobnie podszedł też do czwartej odsłony serii, ale nieco inaczej rozkładając akcenty.

 

Bohaterowie tej opowieści dojrzeli. Bella jest w ciąży, problemy poważnieją. To samo robi muzyka Burwella. Na początku ścieżki dominują utwory łagodne, jakby wyjęte z dramatu obyczajowego. Podobnie jak w pierwszej części bardzo istotnym instrumentem jest fortepian, ale częściej towarzyszą mu teraz smyczki niż gitara, pojawiają się także miłe brzmienia instrumentów dętych drewnianych. Główny temat ma ciepły, przyjemny charakter, chociaż brakuje mu nieco wyrazistości. Najładniej wypada chyba w „What You See in the Mirror”, ale kompozytor pozwala mu nieraz wybrzmieć w pełni.

 

burwell-2396832-1590001153Prawdziwą perełkę tej partytury stanowi jednak bardziej energetyczne „A Nova Vida”. To lekki, popowy utwór oparty na powtarzanej, granej na gitarze frazie. W drugiej połowie staje się ona jedynie akompaniamentem dla pięknie przeplatających się wokalizy i fletu. „A Nova Vida” wyraźnie się wyróżnia także całkowicie autonomicznym charakterem. Dla tego jednego utworu warto było ponownie zaprosić Burwella do współpracy.

 

Niestety kolejne ścieżki to już równia pochyła. Wraz ze zmianą atmosfery na coraz mroczniejszą, Burwell traci nie tylko inwencję, ale chyba też serce do swojej muzyki. Powraca gitara elektryczna rodem ze „Zmierzchu”, nie ma ona już jednak owej młodzieżowej zadziorności, którą wówczas czarowała. Kompozytor traktuje ją czysto użytkowo, podobnie jak niedawno Howard Shore. Daje o sobie znać silne powiązanie z pierwszą częścią, podobne instrumentarium, sposób budowania atmosfery. Tym niemniej wykorzystywane rozwiązania wydają się już zużyte, a Burwell wyraźnie nie ma pomysłu, jak je odświeżyć. Poza tym muzyka coraz silniej zakorzenia się w obrazie. Od 17 utworu niemal do samego końca słuchacz ma doczynienia ze średnio interesującą tapetą opartą na mocnych akcentach instrumentów perkusyjnych i zgrzytliwych smyczkach. Poprawa następuje w dosłownie ostatniej chwili. Dwa zamykające płytę utwory zyskują dzięki gwałtownej dawce patosu. Fakt, ocierającego się o kicz, ale jednak znacznie przyjemniejszego w odsłuchu. Burwell całość wieńczy mrugnięciem oka do fanów, w „Bella Reborn” pojawia się motyw z „Bella’s Lullaby” – głównego motywu pierwszej części.

 

Ten drobiazg mocno uświadamia podstawową zaletę ścieżki Burwella. Przydaje ona na powrót „Sadze Zmierzch” muzyczną twarz, którą z równą skutecznością zacierali zarówno Desplat, jak i Shore. Seria o Belli, Edwardzie i Jacobie to nie „Harry Potter”, który każdemu zawsze skojarzy się z „Hedwig’s Theme”. Tym bardziej szkoda, że do tej pory producenci pozwalali muzyce doń dryfować. Powrót Burwella to powrót muzyki na utarte tory, sprawdzone i skuteczne. Nie można jednak nie dostrzec, iż „Przed świtem” wypada od „Zmierzchu” słabiej. Zarówno pod względem działania w filmie, jak i w samodzielnym odsłuchu. Jeśli chodzi o pierwszą warstwę, to niemałe znaczenie ma tu fakt, iż „Saga…” z filmu na film jest coraz słabsza i żadna muzyka tego nie zmieni. Patos brzmi śmiesznie, liryzm kiczowato, a od action score’u niewiele się wymaga. W kontekście samodzielnego odsłuchu razi przede wszystkim wyraźnie użytkowy charakter muzyki, chociaż zarówno liryzm, jak i patos są tu się w stanie obronić.

 

Lokuję więc „Przed świtem, część I” niżej niż „Zmierzch” i „Księżyc w nowiu”, ale znacznie wyżej niż fatalne „Zaćmienie”. Ostateczną ocenę nieco zaniżam głównie z powodu nadmiernej wtórności względem pierwszej części serii (mimo pewnych, ewidentnie pozytywnych tego skutków), ale także dlatego, że liczę na udany muzycznie finał. Muzyka Burwella ma potencjał, może nie na wiekopomne dzieło, ale na pracę wykraczającą poza rejony przeciętności. Trudno co prawda oczekiwać, by rozwinął skrzydła dzięki filmowi, ale może uda mu się ta sztuka pomimo niego.

Autor recenzji: Jan Bliźniak
  • 1. The Kingdom Where Nobody Dies
  • 2. Cold Feet
  • 3. What You See In the Mirror
  • 4. Wedding Nightmare
  • 5. Wolves on the Beach
  • 6. Goodbyes
  • 7. A Nova Vida
  • 8. The Threshold
  • 9. Pregnant
  • 10. Morte
  • 11. Honeymoon in Eclipse
  • 12. A Wolf Stands Up
  • 13. Two Man Pack
  • 14. Don’t Choose That
  • 15. O Negative
  • 16. Hearing the Baby
  • 17. Playing Wolves
  • 18. Let’s Start With Forever
  • 19. It’s Renesmee
  • 20. The Venom
  • 21. Hearts Failing
  • 22. Biting
  • 23. Jacob Imprints
  • 24. You Kill Her, You Kill Me
  • 25. Bella Reborn
2
Sending
Ocena czytelników:
0 (0 głosów)

3 komentarze

  1. DanielosVK

    Nuda i tyle.

    Odpowiedz
  2. Mefisto

    A ja bym jednak naciągnął do trójczyny.

    Odpowiedz
  3. Miley2506

    Gdyby oceniać stricte po muzyce, zostawiłabym komplet, ale muszę wziąć pod uwagę sposób jej zaprezentowania. Strasznie nie podoba mi się kilkakrotne rozbijanie fragmentu tak, że jego koniuszek brzmi dopiero w następnym utworze. Po co to? Jest też kilka zdecydowanie za krótkich momentów, chciałoby się powiedzieć: dźwięków. Z całym szacunkiem, nie zgadzam się z notą recenzenta, gdyż ścieżka jest bajeczna. Odejmuję jedynie piątą nutkę za ww. głupstwa i odrobinę monotematyczności. Najśliczniejsze: 6, 7, 11, 12, 17, 23, 25.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...