Pozytywnie zakręcony – tak w dwóch słowach można określić charakter filmu-marzenia Barry’ego Levinsona, o powstanie którego reżyser walczył kilka dobrych lat. Ten oryginalny i mocno nietypowy miks komedii, fantastyki, dramatu, kina wojennego i groteski, zapodany i reklamowany w dodatku w formie surrealistycznej bajki dla dzieci, nie zdołał przekonać do siebie większości publiki, która zwyczajnie nie wiedziała co o nim myśleć. Ekscentryczna forma, absurdalny humor i naiwność opowieści osnutej na konflikcie wokół rodzinnej fabryki zabawek, skazały go na finansową i artystyczną porażkę, a po latach na niemal całkowite zapomnienie. I choć film otrzymał swego czasu nawet parę całkowicie zasłużonych nominacji do Oscara (świetne kostiumy i fantastyczna scenografia!), to jednak większość jego elementów pozostała niedoceniona. Jedynie muzyka zdołała się jeszcze obronić.
Za ilustrację odpowiadzialny jest sam Hans Zimmer, którego w kwestiach piosenek wspomógł Trevor Horn, wprowadzając przy tym na filmowe salony duo Wendy & Lisa (panie stworzyły później muzykę do „Dangerous Minds”, oraz do kilku seriali, jak „Heroes”). Zimmer, trzeba dodać, wczesny, a więc pozbawiony jeszcze hollywoodzkiego zepsucia, powtarzalności i zastępów bezdusznych maszyn. I faktycznie, począwszy od otwierającego zarówno film, jak i album, „Winter Reveries” czuć lekkość kompozycji i zawartą w niej pasję tworzenia. Ta przeróbka Czajkowskiego stanowi zresztą miłe otwarcie krążka i kapitalne wprowadzenie do filmu. Jest w niej bowiem tyleż samo radości i ulotności, co tajemnicy, a w połączeniu z baletnicami sunącymi po ośnieżonej makiecie miasta daje prawdziwą ucztę audio-wizualną i niezłą zagwozdkę dla widza. Po chwili fragment ten bardzo naturalnie przechodzi w piosenkę, która stanowić może wizytówkę tej dziwacznej produkcji. „The Closing Of The Year”, to z jednej strony refleksyjna, spokojna i wyraźnie odnosząca się do świąt Bożego Narodzenia nuta – z drugiej dynamiczny, taneczny i wkręcający przebój. Nie można nie polubić.
Tak zresztą prezentuje się cały krążek, chwilami stanowiący równie dziwaczną mieszankę, co film – pełen kontrastów, nagłych zmian nastroju i brzmienia oraz pozornie niepasujących do siebie elementów. Ale też i bardzo sympatyczny, różnorodny, posiadający unikalny, (fry)wolny i radosny klimat, który jakimś cudem nie traci na jednolitości i potrafi zauroczyć. Nie razi więc obecność eterycznej, a w danej scenie niemalże religijnej pieśni Enyi, tuż obok ekspresyjnej i lubiącej eksperymentować Tori Amos. Nie drażni też specyficzny głos Grace Jones, która po dynamicznym, zmiksowanym wkładzie grupy Frankie Goes to Hollywood, raczy nas swoistą kolędą – nie mogącą jednak równać się z wcześniejszą, instrumentalną wersją od Pata Metheny. Oczywiście wpadki są (bez obrazu „The Mirror Song” i „Workers” jawią się niczym poczciwy, wyskakujący zza winkla Filip z konopiami), ale stanowią tu zdecydowaną mniejszość i giną pośród co lepszych kąsków. Cały ten galimatias sprawdza się zresztą bez problemu w filmie – choć zważywszy na jego charaker, niespecjalnie to dziwi.
Co ciekawe, przy tej całej dwulicowości płyty, sama partytura Zimmera wydaje się dość stonowana. Zarówno piękne „Alsatia's Lullaby” z wokalizą Julii Migenes; marszowe, odrobinę złowrogie (i przywołujące na myśl przyszłego „Gladiatora”) nuty generała, jak i „Battle Introduction”, mimo wyraźniej zabawy formą, pozostają w zbliżonych, niekiedy lekko patetycznych klimatach, wręcz zaskakując swoją dostojnością. Na szczęście są to wciąż kompozycje lekkie, potraktowane z przymrużeniem ucha i pozbawione gromkopierdności – tak charakterystycznej w ostatnich latach dla tego kompozytora. Słucha się ich więc z niekłamaną przyjemnością i zaangażowaniem, a przy tym naprawdę płynnie łączą i uzupełniają się one z resztą albumowych propozycji.
Jest więc soundtrack do „Zabaweczek” niczym innym, jak tylko doskonałą, niczym nieskrępowaną zabawą, a przy okazji także ilustracją z pomysłem i zacięciem – ciekawą i bardzo lotną, która daje słuchaczowi sporo frajdy, także bez znajomości filmu. Muzyką, jakiej nie spotyka się zbyt często, szczególnie w hollywoodzkich blockbusterach, szczególnie dziś. Zaprawdę polecam Wam więc – bierzcie i bawcie się nią wszyscy, a będziecie ro-zbawieni.
P.S. Oficjalne wydanie już od dawna jest niedostępne w sklepach, można więc szukać szczęścia jedynie u prywatnych sprzedawców i na aukcjach internetowych. Istnieje natomiast także wersja promo – co ciekawe, znajduje się nań mniej materiału, niż na oficjalnym wydaniu, gdyż większość piosenek porzucono na rzecz muzyki Zimmera. Wydanie to oferuje więc m.in. rozszerzone, pozbawione dialogów „The General”; alternatywną i równie interesującą wersję „Let Joy and Innocence Prevail” oraz „Main Theme” w wersji intstrumentalnej. Nowy materiał nie wpływa jednak na odbiór całości.
0 komentarzy