Time To Kill, A
Kompozytor: Elliot Goldenthal
Rok produkcji: 1996
Wytwórnia: Atlantic
Czas trwania: 37:10 min.

Ocena redakcji:

 

Amerykanie kochają dramaty sądowe. Kino również, choć jest to przecież jeden z najmłodszych gatunków filmowych – pojawił się na dużym ekranie na długo po wejściu dźwięku, a swą pozycję ugruntował jeszcze później. Niemniej on także dał X muzie kilka niepodważalnych arcydzieł, również w kontekście muzycznym.

 

Przy okazji kolejnej adaptacji bodaj najbardziej poczytnego autora prawniczych historii, Johna Grishama – „Czas zabijania” – na stołku reżyserskim zasiadł Joel Schumacher, który pociągnął za sobą oczywisty wybór kompozytora. Elliot Goldenthal dopiero co doskonale zilustrował mu bowiem „Batman Forever”. Ale co innego nie do końca poważne bieganie w trykotach po wyimaginowanym świecie, a co innego realny dramat ludzki dotykający rasizmu na głębokim południu USA. Przed premierą filmu można mieć było więc spore wątpliwości względem tego, jak oryginalna stylistyka Goldenthala odnajdzie się w przyziemnym i, mimo wszystko, skromnym filmie.

 

goldenthal-9986104-1590001294Szczerze mówiąc wątpliwości te mam i po seansie. W samym obrazie muzyka nie kiksuje, lecz słychać aż nadto wyraźnie, że kompozytor tępi tu odrobinę swoje pazury, hamując niepowtarzalną ekspresyjność wyrazu na rzecz funkcjonalnej tapety, która finalnie i tak niespecjalnie pasuje do opisywanych wydarzeń, a miejscami potrafi je przytłoczyć. Chociaż maestro sięga tu i po elementy jazzowe („Pavane For Solace”) oraz tradycyjne dla tej części świata instrumenty (nieśmiała harmonijka, będąca bardziej egzotycznym ubarwieniem niektórych melodii, aniżeli faktycznie ważną częścią całości), to nie jest w stanie uciec od swej krzykliwej natury dysonansów i ogólnego rozbuchania inscenizacyjnego.

 

Z tego względu soundtrack nie jest łatwy w odsłuchu (choć mocno pomaga skromny metraż tegoż), a warte uwagi są raczej fragmenty poszczególnych kompozycji, a nie całe utwory. Druga część „Consolation”, znakomity początek przeraźliwie krótkiego „Justice Wheel”, romantyczny saksofon we wspomnianym „Pavane For Solace”, fortepian w „An Asurrendering” czy też podniosłe 20 sekund „Pressing Judgement” z tradycyjnymi dla tego kompozytora, świdrującymi na potęgę smyczkami – tych ostatnich jest tu zresztą sporo w przekroju albumu. Wyjątek stanowi właściwie tylko wieńczące ekranowe wydarzenia „Verdict Fanfare”, którego tytuł mówi wszystko. To jedyny moment na krążku, jaki autentycznie poraża i emocjonuje całym sobą, a nie tylko wyrywkowo.

 

Reszta tej ścieżki dźwiękowej w swej autonomicznej formie sprawia mocno chaotyczne wrażenie – z jednej strony łagodna, ale niczym nie wyróżniająca się liryka, a z drugiej drapieżne, nieprzyjemne zrywy orkiestry oraz sporo mrocznego underscore’u, jaki przywodzi na myśl co bardziej epickie i pamiętne dokonania Goldenthala, jak choćby nieśmiertelne „Alien 3”. Jak już pisałem, w filmie Schumachera kompozycja ta sprawdza się jako-tako, intrygując jedynie w momentach owych zrywów. Miejsca akcji nie oddaje natomiast zupełnie i nie pomaga tu nawet wplecenie w score folkowej pieśni religijnej, która sama w sobie stanowi ważny chwyt dramaturgiczny i odrobinę różnicuje album, lecz pomiędzy nią, a kompozytorskim zacięciem trudno szukać zrozumienia.

 

Schumacher już wcześniej udanie przeniósł na ekran inną powieść Grishama, „Klienta”, którego trafnie zilustrował Howard Shore. W porównaniu z nim, praca Goldenthala jest na pewno dalece bardziej nietypowa i spektakularna. Nie przekłada się to jednak ani na efektywność, ani tym bardziej na atrakcyjność muzyki. Dla słuchacza nie przyzwyczajonego do tego rodzaju stylistyki, opisywany tu album może być więc trudny do przełknięcia. Oryginalny język, jakim Goldenthal operuje (nie tylko w kinie) warty jest jednak tego, by podjąć takie wyzwanie.

 

P.S. Siedem utworów z tej partytury Sony umieściło także na soundtracku z „Titusa”. W filmie pojawia się natomiast jeszcze kilka utworów Richarda Paddisona, w wyk. Jesse Johnson: „Slippin' Through The Oaks”, „Ritz”, „Antebellum” i „Marilee”, a także tradycyjna pieśń „Ain't Got Time To Die”.

Autor recenzji: Jacek Lubiński
  • 1. Defile and Lament
  • 2. Consolation
  • 3. Justice Wheel
  • 4. Pavane For Solace
  • 5. Abduction
  • 6. An Asurrendering
  • 7. Pavane For Loss
  • 8. Take My Hand Precious Lord & Retribution – with The Jones Sisters
  • 9. Torch and Hood
  • 10. Pressing Judgement
  • 11. White Sheet
  • 12. Pavane For Solace (Piano Solo)
  • 13. Verdict Fanfare (For Aaron)
  • 14. Take My Hand Precious Lord – Christ Memorial Church Choir
3
Sending
Ocena czytelników:
3 (2 głosów)

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Anna” i wampir

„Anna” i wampir

„Wampir z Zagłębia” – to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u lat 70. Niby schwytano sprawcę i skazano go na śmierć, ale po wielu latach pojawiły się wątpliwości, co pokazały publikowane później reportaże czy nakręcony w 2016 roku film „Jestem mordercą”....

Bullitt

Bullitt

There are bad cops and there are good cops – and then there’s Bullitt Ten tagline mówi chyba wszystko o klasyce kina policyjnego przełomu lat 60. i 70. Film Petera Yatesa opowiada o poruczniku policji z San Francisco (legendarny Steve McQueen), który ma zadanie...

Halston

Halston

Roy Halston – zapomniany, choć jeden z ważniejszych projektantów mody lat 70. i 80. Człowiek niemal cały czas lawirujący między sztuką a komercją, został przypomniany w 2021 roku dzięki miniserialowi Netflixa od Ryana Murphy’ego. Choć doceniono magnetyzującą rolę...