Dosłownie w chwilę po wydaniu oficjalnego albumu ze ścieżką dźwiękową Hansa Zimmera do filmu "Cienka czerwona linia" światło dzienne ujrzała płyta zatytułowana "Chants from the Thin Red Line". Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Pomimo tego, że album nazywa się kompilacją pieśni z filmu, to tylko dwa z ponad dwudziestu utworów zawartych na krążku się w nim znalazły. Są to "Jisas Yu Holem Hand Blong Mi" i "God Yu Tekkem Laef Blong Mi". Cóż, prawa rynku rządzą się własnymi regułami i album ten niestety dowodzi, że sprytu specom od marketingu nie brakuje.
Drugi wspomniany utwór znany jest już nam z oryginalnego albumu, gdzie towarzyszył mu dodatkowo podkład orkiestry. Na tym albumie jednak ona nie występuje, a dotyczy to nie tylko tej, ale wszystkich pieśni. Mamy tu do czynienia z popisami a cappella dwóch chórów z regionu Guadalcanal wysp Oceanii. Są to: męski chór anglikańskiego stowarzyszenia Melanesian Brotherhood z Tabalii oraz Choir Of All Saints ze stolicy Wysp Salomona – Honiari.
Wykonywane pieśni dobrze obrazują charakterystyczne cechy muzyki Melanezji. Przede wszystkim prezentują zróżnicowaną wielogłosowość (szczególnie w technice organum) i bogate wykorzystywanie tzw. dyszkantów, a więc wysokich głosów dziecięcych. Kilkukrotnie tylko dane będzie nam usłyszeć typowe dla tamtego regionu idiofony (dzwon, grzechotki), a nawet kojący uszy śpiew ptaków, co w sumie daje ciekawy efekt przeniesienia się na krótką chwilę do wioski na odległym krańcu świata.Trzeba do tego dodać jednak parę fragmentów, w których da się usłyszeć pochrząkiwania, czy kaszlnięcia członków chórów, co może i dodaje całości odrobiny smaczku, ale w ogólnym rozrachunku jest sporą wadą. Oczywiście nie wymagam od melanezyjskich śpiewaków musztrowej precyzji chóru Aleksandrowa, ale zdecydowanie wymagam od wydawcy rzetelnie wydanego, profesjonalnego produktu. Niestety w tym przypadku niekiedy ma się wrażenie, jakby twórcy albumu odwiedzili wyspę ze sprzętem nagrywającym i poprosili o zebranie się wszystkich wokoło i odśpiewanie "pierwszej lepszej" tradycyjnej pieśni religijnej, po czym zwinęli sprzęt i bez żadnych poprawek umieścili "co im tam wyszło" na krążku.
Na szczęście pomimo pozostawiającej nieco do życzenia jakości wydania albumu, same pieśni są przyjemne dla ucha i potrafią zarazić słuchacza swoją egzotyką i ogromem pozytywnej energii. Większość z nich ma religijny, bardzo radosny i pochwalny charakter. Numerem jeden jest zdecydowanie… numer jeden na płycie "Jisas Yu Holem Hand Blong Mi" – swoją drogą powtórzony w bardziej stonowanym wykonaniu pod koniec albumu. Szkoda, że to nie ta pieśń znalazła się na wydaniu z muzyką Zimmera. Drugi kawałek "Soon My Lord" kontynuuje pozytywne wrażenie. "God Yu Tekkem Laef Blong Mi" pozbawiony podkładu orkiestry traci nieco na mocy, ale nadal pozostaje jednym z najlepszych utworów na płycie.
Pozostałymi pieśniami, które mi osobiście, najprościej mówiąc, "wpadły w ucho" są: "Holly", "Jisas, Masta Mi Save", "We are One Big Happy Family" (chyba jedyna śpiewana w języku czysto angielskim). Na uwagę zasługuje też "Traditional Lullaby" – najładniejszy z utworów nie posiadających słów – oraz dwie ostatnie kompozycje, w których grzechotki wprowadzają nieco ożywienia, sygnalizując zbliżający się koniec płyty.
Chociaż większości utworów słucha się z niekłamaną przyjemnością, to jest tu sporo pieśni bardzo do siebie podobnych. Sprawia to, że już w połowie płyty zlewają się one w jedną, mało różnorodną i nieco męczącą całość. Te 26 utworów, pomimo krótkiego czasu trwania, stanowi materiał, przez który ciężko jest przebrnąć za jednym podejściem, ale wybiórczo potraktowany wedle własnego gustu z pewnością pozostawia pozytywne odczucia.
Podsumowując, "Chants from The Thin Red Line" jest przede wszystkim doskonałą płytką dla tych, którym spodoba się pieśń umieszczona na albumie z oryginalną muzyką filmową. Jest to też dobra pozycja dla słuchaczy żądnych ciekawostek, którzy nie boją się kontaktu z muzyczną kulturą tak różniącą się od naszej i lubiących od czasu do czasu zasmakować czegoś nowego. Jeśli ktoś nie znajduje się w żadnej z tych grup może, bez większej dla siebie szkody, pominąć ten album. Ostatecznie pozostanę jednak na stanowisku zachęcającym do sięgnięcia po to, może mało związane z muzyką filmową, ale jakże oryginalne muzyczne doświadczenie. Szczególnie dlatego, że ciężko o inne tego typu pozycje zaznajamiające nas z tradycyjną muzyką Melanezji. Przed trzema nutkami w ocenie końcowej proszę więc wyobrazić sobie spory plus.
0 komentarzy