Jak wiadomo każdy reżyser miał swój początek. Nawet tak uznany filmowiec, jak Michael Mann nie zaczął przecież od „Gorączki” i „Policjantów z Miami”. Ten twórca wciągających i zrobionych z dużym rozmachem kryminałów pokazał swój nieprzeciętny talent już w „Złodzieju”. Pozornie to typowa kryminalna opowieść o drobnym kryminaliście (znakomity James Caan), który chce zrealizować swój ostatni skok i przejść na emeryturę. W momencie premiery (1981 rok) wyprodukowany przez Jerry’ego Bruckheimera film spotkał się z odrzuceniem, dopiero po latach sięgając statusu dzieła kultowego. W dodatku był on jedną z inspiracji dla twórców „Drive”.
Swoje zrobiła także muzyka. Odpowiadał za nią, opromieniony sukcesem ekranowego debiutu („Cena strachu” Williama Friedkina) zespół Tangerine Dream – specjaliści od mrocznej muzyki elektronicznej pod wodzą Edgara Frosse. Choć kapela dość często zmieniała skład, to zarówno stylistyka, jak i późniejsze, silne więzy z filmem pozostały niezmienne (do tej pory napisali muzykę do ponad 30 tytułów). Przy pracy nad „Thief” uczestniczyli: Edgar Frosse (klawisze, gitara), Christopher Franke (syntezatory, elektroniczna perkusja) i Johannes Schmoelling (elektronika).
Wydanie Ultimate pochodzi z roku 2001 roku, z okazji 20-lecia premiery filmu i – w przeciwieństwie do podstawowych, 40-minutowych płyt – zawiera całą muzykę, jaka skrzętnie buduje mroczny klimat miasta nocą, gdzie toczy się większość akcji, oraz osamotnienie głównego bohatera. Jeśli spodziewacie się więc tradycyjnej tematyki rozstrzelonej po całym albumie, to pomyliliście krążki.
Już sam początek filmu/płyty (obrazujący scenę włamu) pokazuje z czym mamy do czynienia. Pulsująca i wielowarstwowa elektronika, ambient, gitara elektryczna – 10-minutowy „Main Title” rusza dość spokojnie, jednak od drugiej minuty zaczynają dziać się ciekawe rzeczy: ‘wbija się’ perkusja, klawisze przyśpieszają tempo, poniekąd podrasowane coraz agresywniejszymi dźwiękami, potem następuje swoiste wyciszenie, złagodzenie rytmu i wreszcie gitarowe riffy. Istny rollercoaster, w dodatku bardzo pięknie brzmiący.
Dalej jest jeszcze ciekawiej, gdyż nie brakuje m.in.: odgłosów imitujących komputerowe maszyny (krótki, w porównaniu z resztą, „Sam’s Forge”), dynamicznego tła („Chicago Courtroom”), zapętlonych trąbek czy skrętów w stronę bardziej klasycznego jazzu (fortepian i perkusja w mrocznym „Frank Is Set Up”). Innym interesującym highlightem jest „Tailed / The Break-In” opisujący scenę ostatniego skoku, z mocno rozstrojoną elektroniką, w której nie zabrakło trąbek, imitujących policyjne sygnały, chóralnych rezonansów, niewyraźnego głosu męskiego oraz… wycia wilków.
Przerwą i szansą na pogodniejsze nuty jest temat miłosny („San Diego Beach / Love Scene”) z łagodnymi klawiszami oraz świetną solówką elektryczną, która pozwala złapać oddech. Ale tylko na chwilkę, gdyż dalej jest jeszcze mroczniej i wielce tajemniczo – jak we wspomnianym „Frank Is Set Up”, gdzie z minuty na minutę gęstnieje klimat czy nieprzyjemnym, perkusyjnym „Destruction”. Na sam koniec mamy także kompozycję Craiga Safana – „Final Confrontation / End Credits”, w którym wybrzmiewa cały zespół (bas, perkusja i agresywna gitara elektryczna), a syntezator robi tutaj za klimatyczne tło.
Druga część płyty, to utwory w wersjach alternatywnych (w tym dwuczęściowe „Beach Theme”) oraz niewykorzystane „Trap Feeling”, będące kolejnym momentem wyciszenia. Alternatywne wersje różnią się przede wszystkim tempem i czasem trwania, lecz brzmią równie ciekawie, jak oryginalne kompozycje.
Jedno mogę powiedzieć na pewno – to znakomita muzyka. Owszem, słychać, że to lata 80., ale mimo upływu czasu brzmi ona prostu wybornie, doskonale współtworząc atmosferę ruchomego obrazu. Ci, którzy nie przepadają za elektroniką lub filmem mogą sobie odpuścić, jednak melomani nie stroniący od eksperymentów powinni się koniecznie zaopatrzyć. „Thief” świetnie kradnie czas. Tylko jedna rzecz nie daje mi tu spokoju – dlaczego ścieżka ta otrzymała nominację do Złotej Maliny? Nie kapuję tego.
Znakomita praca! Wprawdzie słuchałem tylko wydania podstawowego, ale pewnie i to nie zawiedzie… TD rządzi!!! 🙂