„…powinien być traktowany jako osobny byt, niezależny od filmu…”
To niepojęte, jak nasz język potrafi ewoluować. Dzisiaj słowo „sztos” znaczy coś świetnego, zarąbistego, z najwyższej półki. Ale w latach 70., w środowisku przestępczym słowo to oznaczało przekręt, numer, oszustwo. Do tej definicji odnosi się reżyserski debiut Olafa Lubaszenki z 1997 roku. Historia dwóch cinkciarzy czasów Gierka, planujących zemstę na przyjacielu jednego z nich, broni się głównie dzięki nostalgicznemu klimatowi oraz odtworzeniu realiów epoki. Plus dobrze działający duet Pazura/Nowicki oraz kilka znanych twarzy na dalszym planie.
Jeśli zaś chodzi o warstwę muzyczną, mamy dość sporą niespodziankę. Reżyser (tak jak w przypadku większości swoich filmów) zatrudnił osobę spoza środowiska. Za „Sztos” odpowiada (obecnie nieistniejąca) jazzowa formacja Miłość, pochodząca z Trójmiasta i kierowana przez basistę Ryszarda „Tymona” Tymańskiego. Oprócz niego grupę tworzyli: saksofoniści Mikołaj Trzaska (znany obecnie z pisania ilustracji do filmów Smarzowskiego) i Maciej Sikała, pianista Leszek Możdżer oraz perkusista Jacek Olter.
W samym filmie muzyka przewija się zazwyczaj jako tło w różnych knajpach i restauracjach. Bywa ona bardzo lekka oraz celowo tandetna, przez co wręcz płynie niezwykle przyjemnie („Pamiętny Merta” czy lekko swingujące „Doxy II”). Pomaga to w budowaniu istotnego dla filmu, nostalgicznego klimatu. Nie brakuje też momentów tworzących napięcie – jak w powolnym, lekko niepokojącym „Kontredans II” czy żwawym początku „Kontredansu III” oraz w bardziej lirycznym „Zdrowym Kołłątaju” (cudnie gra fortepian).
Dopiero po odsłuchu albumu okazuje się, że w filmie wykorzystano krótsze fragmenty poszczególnych utworów. Całość przypomina improwizację, gdzie poszczególnie melodie osiągają wręcz gargantuiczne rozmiary. Jednocześnie daje to duże pole manewru dla saksofonów i klarnetu Trzaski, zmieniając rytm („Kontredans III”, „Senna II” czy podparte początkowo tylko na kontrabasie „Etno II”). To ostatnie jest zasługą duetu Tymański/Olter, działającego jak w zegarku.
Na osobne wyróżnienie najbardziej zasługuje jednak Możdżer. Pianista miał niewielkie doświadczenie przy tworzeniu muzyki filmowej – wcześniej grał m.in. w „Pożegnaniu z Marią” z 1993 roku. Tutaj jego możliwości zaczynają wręcz eksplodować. Nie boi się sięgać po improwizację („Kontredans III”), ale też potrafi być bardzo melodyjny i ciepły. Bez fortepianu dwuczęściowy, liryczny „Zdrowy Kołłątaj” czy „Senna II” nie byłyby takie same. To największe perły na albumie, który powinien być traktowany jako osobny byt, niezależny od filmu.
Inną rzeczą mocno zapadającą w pamięć są piosenki Kazika. Otwierające całość „Sztos”, jak i finałowe „Gdy mam co chcę, wtedy więcej chcę” ostatecznie nie trafiły na to wydawnictwo, tylko na solowy album frontmana Kultu – „12 groszy”. Nie oznacza to, że piosenek w ogóle nie ma, lecz wykonuje je druga grupa Tymańskiego – jazz-rockowe Trupy. To trzy utrzymane w pastiszowym tonie utwory. Nie ważne czy naśladują Niemena („Widziałem, widziałem” z niemal piskliwym głosem Tymona), polewają Hammondem i bluesem („Komu się poskarżyć”) czy są bardzo delikatne („To coś”), zawsze wypadają bardzo dobrze.
Choć filmowy „Sztos” pozostaje całkiem niezłym kawałkiem kina, to muzyka formacji Miłość jest absolutnie fantastyczna. Pod warunkiem, że lubi się jazz oraz improwizację. Tymański i spółka bawią się melodiami, lecz nie doprowadzają do znudzenia czy przekombinowania. Prawdziwy sztos z tego „Sztosu” i polecam poszukać tego albumu, co nie jest takie proste.
0 komentarzy