Pierwszy „Sztos” z 1997 roku był udanym debiutem Olafa Lubaszenki, utrzymanym w konwencji heist movie. Ale, jak to bywa w ostatnich czasach, każdy dobry film musi mieć swój ciąg dalszy, niekoniecznie udany. Nie ominęło to też drugiego „Sztosu”, który spotkał się z ostrymi recenzjami. Mimo to, postanowiono wydać ścieżkę dźwiękową do tego filmu.
Zadania napisania muzyki do sequela podjął się Krzesimir Dębski – uznany i doświadczony kompozytor, którego największym osiągnięciem pozostaje „Ogniem i mieczem”. Teoretycznie wydaje się, że powinno być dobrze – oszczędny zespół, mieszanka stylów. Początek jest zresztą obiecujący, choć i dość nietypowy – „Sztos góralski” to nuta w iście… góralskim stylu, z pięknym fletem oraz smyczkiem typowo zakopiańskim (kapitanie gra Orkiestra Góralska Arkadiusza Wiecha Turnioki), nadającym całości niemal epicki charakter.
Ale już przy drugim utworze zaczyna się rockowo-jazzowe granie, które staje się nieznośną oraz pozbawioną przez większość czasu powera ilustracją. Krótki temat – łagodnie grająca gitara elektryczna, czy silny, ale również niezbyt długi łomot perkusyjno-trąbkowy powtarza się tutaj aż za często (najbardziej rozwinięto go w „Przerwanej transakcji”). Jakby tego było mało, same kompozycje brzmią dość usypiająco, niemal sennie („Smutny cinkciarz”). I nawet stylizacja na reggae („Wielki sztos”) nie jest w stanie zmienić tego faktu.
Underscore też jest dziwaczny – tworzy napięcie w dwójnasób. Wpierw powolne granie z mocniejszym akcentem gitarowym („Akcja”), ewentualnie wolny jazz („Romantyczna dusza przedsiębiorców” – strasznie nudny kawałek, strasznie smutny saksofon). Potem pędząca na złamanie karku kanonada dźwięków, w której każdy z instrumentów (gitara elektryczna, klawisze, perkusja i saksofon) dostaje szansę na to, by się wyszaleć. Tak jest chociażby w „Mercedes kontra Fiat" i „Chłopaki z Wybrzeża”, czy „Akcja podmianka”, w którym klawisze brzmią, jak z odrzuconego utworu Braci Figo Fagot. Z całej tej sieczki wyróżnia się jedynie orientalne „Punjabi Relax”.
Dodatkowo jeszcze samo wydanie „Sztosu 2” woła o pomstę do nieba. Pal licho dialogi wplecione w utwory. Nie ma ich aż tak dużo, by mogły przeszkadzać w odbiorze całości. Sporo tu natomiast muzycznego planktonu – kompozycji trwających około jednej minuty, co mocno psuje frajdę z odsłuchu.
W niewielkim stopniu sytuację ratują dodane do ilustracji piosenki. Zestaw otwiera tytułowy kawałek Elektrycznych Gitar – sympatyczny utwór z dowcipnym tekstem, jednak bez szans na zostanie takim hitem, jak piosenka Kazika z pierwszej części. Pozostałe przeboje to sentymentalna podróż w czasie – jest więc Maanam, Krzysztof Krawczyk, Skaldowie i inni. Te utwory prezentują się najlepiej, aczkolwiek w filmie wykonywane były niejako na żywo – przez okolicznościowych grajków. Pytanie dlaczego nie zostały wrzucone w wersji filmowej, pozostaje bez odpowiedzi.
Wydawałoby się, że to będzie lekka i bezpretensjonalna rozrywka. „Sztosowi 2” brakuje jednak energii oraz pazura, które sprawiłyby, że zostanie w pamięci słuchacza na dłużej. Nuda, brak pomysłu, nieudolna realizacja – to największe grzechy pracy Dębskiego, którą ostatecznie oceniam na 2,5 nutki. Maestro chyba nie słuchał muzyki z trylogii o Dannym Oceanie…
0 komentarzy