Film "Szamanka" kilka lat temu wywołał w naszym kraju spore kontrowersje. To historia młodego antropologa Michała (Bogusław Linda), który poznaje studentkę o pseudonimie "Włoszka". Wkrótce łączy ich burzliwy związek pełen seksu i namiętności. W to wszystko wplątany zostaje mistyczny wątek zwłok pewnego szamana żyjącego trzy tysiące lat temu, które odkrywa Michał… Główną postać kobiecą w tym obrazie zagrała Iwona Petry. Była to jej pierwsza i jedyna jak do tej pory rola filmowa. Aktorka zaraz po nakręceniu filmu wyjechała z kraju, nawet nie oglądając jego ostatecznej wersji. Jej kreacja seksualnej maniaczki i psychopatki wywołała w Polsce spore oburzenie i naznaczyła ją na długie lata. Z kolei sam obraz został w 2004 roku, w plebiscycie Super Ekspresu, wybrany przez czytelników, najgorszym polskim filmem wszechczasów bijąc nawet "Gulczas, a jak myślisz" i "Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja".
Przyznam szczerze, że nie widziałem tego obrazu, a opinie, jakie słyszę na jego temat nie zachęcają mnie do nadrobienia tej zaległości… Póki co otrzymałem szansę zapoznania się ze ścieżką dźwiękową z "Szamanki", której autorem jest Andrzej Korzyński. Muzykę tę postanowiło wydać Soundtracks.pl, w podobny sposób jak to miało miejsce niecały rok wcześniej z "Przyjaciółmi" Michała Lorenca. Bez wątpienia nazwisko Andrzeja Korzyńskiego na okładce robi wrażenie. W końcu ten kompozytor to kolejna żyjąca legenda polskiej muzyki filmowej. Jego ilustracje do takich filmów jak "W pustyni i w puszczy", "Człowiek z marmuru", "Człowiek z żelaza", "Akademia Pana Kleksa" czy niemieckiego serialu "Doktor z Alpejskiej Wioski" są doskonale znane. Niemniej skonfrontowanie tej osobowości muzyki filmowej z rzekomo najgorszym polskim obrazem wszechczasów, wzbudzało u mnie mieszane uczucia, co do zawartości płyty. Jak wiadomo wielki wpływ na ostateczny odbiór filmu ma właśnie muzyka, stąd moje początkowe obawy o jej jakość…
Nie oglądając filmu, trudno jest sprawiedliwie i rzetelnie ocenić muzykę filmową. Mimo że jest ona wydawana na płytach niczym autonomiczne dzieło, to jej podstawowym celem jest współgranie z obrazem. Często jest tak, że muzyka, która świetnie działa w filmie, poza nim niewiele ma do zaoferowania. Osobiście jeszcze nigdy nie spotkałem się z odwrotną sytuacją… "Szamanki" nie widziałem, dlatego trudno mi w pełni docenić muzykę Andrzeja Korzyńskiego. Niemniej to, co usłyszałem na płycie wydanej przez Soundtracks.pl jest bardzo interesujące. W kilku wypadkach nie mogłem nawet uwierzyć, że poszczególne utwory pochodzą z jakiegokolwiek filmu. Ich długość i struktura bardziej przypominały muzykę autonomiczną, taką, która nie ma żadnych ograniczeń, jak czas czy kontekst, zazwyczaj spotykanych w muzyce filmowej. Zasadniczo można to tłumaczyć specyficznością polskiej muzyki filmowej i procesu jej powstawania, którym Andrzej Korzyński pozostaje tutaj wierny. W wielu przypadkach jest, bowiem tak, że kompozytor pisząc i nagrywając ścieżkę dźwiękową, stara się nie być na tyle dosłownym by reagować muzyką na wydarzenia dziejące się na ekranie. Szczególnego znaczenia nabiera to przy ilustrowaniu scen łóżkowych, których w "Szamance" bez wątpienia nie brakuje. Zazwyczaj muzyka ogranicza się wtedy do kreowania określonego klimatu tak, aby nadać scenie odpowiedniej wymowy. Dzięki temu powstają autonomiczne kompozycje o przejrzystej i przyjaznej strukturze, których kilka można znaleźć na tej płycie.
Trzeba oczywiście wspomnieć też o rzeczy najważniejszej, jaką jest sam kształt tej muzyki. Otóż Andrzej Korzyński wykorzystał tutaj niemal wyłącznie elektronikę. Nie jest to jednak elektronika, oparta na samplach, imitująca dźwięki tradycyjnych instrumentów, ale elektronika w czystej postaci – kojarząca się z Vangelisem (szczególnie utwór "Szaman") czy Jean Michael Jarrem. Różne trudne to zidentyfikowania dźwięki tworzą tutaj bardzo eteryczny i mistyczny klimat pewnej obcości. Z kolei nieliczne i osamotnione flety wprowadzają nieco egzotyki. Do tego dodano potężne instrumenty perkusyjne monotonnie wybijające rytm i w rezultacie powstała niezwykle hipnotyczna, ale i niestety wyprana z emocji muzyka ("Szamanka", "Pieśń Szamana" czy "Tajemnica"). Oprócz tych eterycznych i transowych wręcz kawałków jest tutaj też kilka lżejszych. Moim ulubionym jest naprawdę świetne "Życie i Śmierć", imponujące nie tylko długością (najdłuższy na płycie) ale i różnorodnością. Mamy tutaj kilka tematów, które przenikają się nawzajem i tworzą bardzo ciekawą mozaikę. Do tego dochodzi niezwykle swobodnie grająca gitara elektryczna, która rozluźnia i ożywia elektroniczny szkielet kompozycji. Poza tym w "Zdrowaś Mario" mamy dość ciekawe wykorzystanie chóru. Powtarza on tutaj szybko i nieustannie słowa "Zdrowaś Mario, łaskiś pełna", które razem z intensywnym rytmem wyznaczanym za pomocą instrumentów perkusyjnych, tworzą hipnotyczne i typowo minimalistyczne tło kompozycji. Z kolei przebiegi harmoniczne są zaznaczane tutaj przez sopran, który ciekawie kontrastuje z masywnym podkładem.
Wielką wadą tej płyty i chyba samej muzyki, jest pewna monotonia. W niemal wszystkich utworach pojawia się identyczny rytm, wybijany przez niemal identyczną sekwencję instrumentów perkusyjnych (przypominających swoją drogą późniejszego "
Wiedźmina" Grzegorza Ciechowskiego). Można się domyślać, że kompozytor chciał w ten sposób zespolić swoją muzykę w jedną całość. Niestety udało mu się to aż za dobrze i ostatecznie sprawiło, że z wyjątkiem kilku utworów, cała reszta stała się bardzo anonimowa i monotonna. Pojawia się tutaj, co prawda parę tematów, ale są one bardzo mechaniczne i kolejne ich wersje ograniczają się tylko do zmiany tempa i wprowadzania kolejnych elektronicznych dźwięków. W niektórych kompozycjach trudno znaleźć też jakąkolwiek dynamikę czy emocje. Początek, środek i koniec takich utworów wygląda niemal identycznie, co sprawia wrażenie, że taka muzyka do nikąd nie zmierza – jak tytułowa "Szamanka", "Tajemnica" czy "Tania odzież". Na dłuższą metę jest to nieco męczące i nużące.
Tak więc moja ostateczna ocena tej muzyki do trzy, bardzo mocne nutki. Mamy do czynienia z kompozycją dobrą, która wyróżnia się z tłumu swoją specyficznością i unikalnością. Nie każdemu mogą spodobać się takie syntetyczne i sztuczne dźwięki, jakie tutaj napotykamy, ale z pewnością kilka kompozycji potrafi zapaść głęboko w pamięć. Nie bez znaczenia pozostaje też jakość dźwięku, która jest o niebo lepsza od poprzedniej płyty wydanej przez Soundtracks.pl – "Przyjaciół" Michała Lorenca.
0 komentarzy